Ścieżka dźwiękowa "Wstrętu" zbudowana jest z różnych znaczących efektów akustycznych: kapania wody, tykania zegara, trzasku pękających ścian, ale także po prostu z ciszy. Na ich tle dźwięk realnej, klasztornej sygnaturki, dźwięk dzwonu z halucynacji Carol, natrętne, ostre dźwięki dzwonka przy drzwiach i dzwonka telefonu rozpoczynające niemal każdą sekwencje w drugiej połowie filmu, stają się symbolicznymi wyznacznikami jej choroby. Tym bardziej, że znajdują przedłużenie w planie muzycznym filmu, który zdominowany został przez perkusje, wybijającą rytm szaleństwa Carol od początkowych łagodnych uderzeń do dzikich, głośnych werbli w atakach szału.
Pytasz serio? Dla mnie muzyka w tym filmie jest jego najsłabszym elementem. Czegoś tak irytującego dawno nie słyszałem. Mi uszy puchną, ale widoczne mamy zupełnie inny gust muzyczny. Sam film bez rewelacji (przez dłużyzny=nuda). Za to główna bohaterka piękna i jeszcze jest słodki głosik. Szkoda, że tak mało mówiła.
człowieku spróbuj napisać coś od siebie zamiast cytować Grażynę Stachównę. Ten komentarz jest żywcem ściągnięty z jej książki pt. "Roman Polański i jego filmy"