Jeden z lepszych filmów Wood'ego Allena nakręconych przez nowojorczyka w XXI wieku. Wyborne
były przede wszystkim morderstwa staruszki i Noli - bez krwi, bez mózgu rozlewajacego się na
ścianie, bez widoku zwłok. Brak wymienionych elementów świadczy o ogromnej dojrzałości i
światłości Allena, gdyż w "Match point" udowodnił, iż można nakręcić naprawdę mocne sceny zbrodni
bez zbędnych - a jakże lubianych przez filmowców - dodatków.
Dokładnie!
Myślę, widok trupów w kałużach krwi popsułby obraz i odciągnąłby uwagę widza od tego co było najważniejsze. W filmie "Sen Kasandry" Allen posłużył się identycznym zabiegiem. Tam również scena zabójstwa nie była pokazana pomimo tego że od początku do końca chodziło właśnie o morderstwo. To nie sam akt zabijania jest najważniejszy ale ukazanie jak radzą sobie z tym bohaterowie i nakreślenie ich emocji co Allenowi w obydwóch tych filmach się udało według mojej skromnej opinii. Rozbryzgana dookoła krew i flaki sprawiłyby, że z filmu głównie widz zapamiętałby tę scenę a nie mimikę twarzy oprawcy, która moim zdaniem jest zdecydowanie ciekawsza niż oglądanie kolejnego trupa kąpiącego się we własnych flakach...
Podobnie było z erotyzmem. Allen nie zabrnął w nic niewnoszące sceny erotyczne, lecz pokazał emocje i pożądanie jakie udzieliło się dwójce głównych bohaterów opierając cały erotyzm na wymianie spojrzeń i subtelnych pieszczotach (np. scena w deszczu).
Zgadzam się, ukazał namiętność a nie dziki i brutalny erotyzm. Dopiero zaczynam przygodę z Allenem ale po paru początkowych filmach jakie obejrzałem wiem, że się nie zawiodę. Otrzymuję dokładnie to co chcę dostać.