film ujedzie, jesli ktos ma dlugie popoludnie, a na dworze akurat pada.
Film jest banalny i plytki, a celowe podkreslanie zwiazku pointy z cytatmi z Dostojewskiego i Sofoklesa ma jedynie za zadanie upewnic sie, czy aby wszyscy z ilorazem mniejszym niz 40 zrozumieli, ze Woody Allen podjal dyskusje z idea nieuchronnosci kary i zbawiennym wplywem oczyszczenia przez tragedie i nieuchronnoscia wymierzenia sprawiedliwosci.
Oczywiscie jak przystalo na stetryczalego rezysera, ktorego najwieksze dotychczasowe osiagniecie w kinematografii to ubranie glownego aktora w stroj plemnika, oferowana pointa jest rowniez na granicy IQ 40.
Poltorej godziny mialekigo filmu mowi to, co byle przyglup z kamerka na youtube zdolalby powiedziec w minut siedem "w zyciu liczy sie szczescie, katharsis to bujda, a kary mozna uniknac".
Nie ludzmy sie jednak, zdziadzialy ex-komik nie prezentuje swoja osoba rywala ani dla piora Dostojewskiego, ani intelektu Sofoklesa. A to, ze nie pojmuje on harmonii i znaczenia rownowagi i piekna w zyciu nie moze dziwic, skoro cale zycie spedzil w drodze meidzy makdonaldowym Brooklynem i silikonowym Hollywood.
Film cieniutki. Oj, bardzo cieniutki....