Kino skandynawskie ma to do siebie, że czasami potrafi zaprezentować nam coś, co można zobaczyć dość rzadko, czyli ambitne kino . Niestety nie odnosi się to do tego obrazu - fakty twórcy bardzo chcieliby, aby tak właśnie było, ale to co obserwujemy na ekranie temu przeczy. "Wszystko..." to dramat obyczajowy, jednakże w tym gatunku filmowym powinniśmy razem z bohaterami przeżywać wszystkie wydarzenia, czasami się z nimi smucić, czasami współczuć, a czasami roześmiać. Tu brak tak naprawdę wszystkiego - obserwujemy zdarzenia, jak przelatujące obrazy - reżyser zupełnie nie potrafił stworzyć odpowiedniego klimatu i mimo, że tematyka może być dla niektórych dość kontrowersyjna to zupełnie tego nie odczuwamy. Do tego wszystkiego dostajemy dość standardowe aktorstwo, a dla przykładu ojciec głównego bohatera przez cały film ma wyłącznie jeden wyraz twarzy...
Film monotonny i dość nudny, który ogląda się bez większych emocji...
4/10
Mam calkiem inne zdanie na temat tego arcydziela.Tworcy osiagneli to co zamierzali.Litowalem sie nad zbyt surowym ojcem.Wspolczulem mlodym braku zrozumienia ze strony calej rodziny.Bawily mnie glupie zarty mlodych w stosunku do konserwatywnego ojca.A klimat trzyma nas wszystkich w napieciu i niepewnosci co do dalszych losow naszych bohaterow.Wspaniale aktorstwo mlodych,on powazny i zatroskany,ona ze zlosliwym usmieszkiem i ojciec broniacy chorobliwie cnoty syna i honoru domu.Zobacz go jeszcze raz a napewno zmienisz zdanie.
To fakt, ze skandynawskie kino czesto nie jest w stanie wywolac u wielu widzow wiekszych emocji, ale nie jest tak zawsze. To co nazywasz monotonia Bad Family w moim przypadku powoli ale skutecznie budowalo nastroj, przez co film obejrzalem z zainteresowaniem. Potrafie zrozumiec to o czym piszesz, jednak ja osobiscie wlasnie za sprawa tych "niedociagniec" ktore wymieniles doskonale wtopilem sie w atmosfere filmu i uwazam ze to byl udany zabieg rezysera. Udalo mi sie odnalezc w tragedii kazdego z bohaterow.
Ale dokladnie takie negatywne odczucia o jakich mowisz w odniesieniu do Bad Family mialem po obejrzeniu Pozegnania Falkenberg :)
Ten film mimo swojej sennej konwencji zaskakująco jednak wciąga. By widz nie wyłączył go w połowie, pojawia się nieco zwariowana (jak na tamtejsze warunki) córka, która odbiega od tego schematu i wstrzykuje odrobinę życia w tę smętną atmosferę. Tatuś faktycznie przez cały film ani razu się nie uśmiechnął, a co po pewnym czasie szczerze pisząc zaczęło mnie irytować (być może reżyser chciał maksymalnie wzmocnić ponury nastrój, ale przedobrzył). Generalnie jestem w stanie zrozumieć i tatusia i rodzeństwo, każde z nich ma swoje racje.
Charakter tego filmu i np. "Białego szaleństwa" (Nord) sprawia nieodparte wrażenie jakby twórcy chcieli wypluć z siebie monotonny klimat wiecznego śniegu i mroku zwłaszcza tych z okolic podbiegunowego koła w których przyszło im żyć. Jednak da się to raz obejrzeć, jako odskocznę od amerykańskiej komerchy choć nazwanie tego arcydziełem to przesada. Polecam,