PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4259}

Wybuch

Blow Out
7,0 5 660
ocen
7,0 10 1 5660
7,9 19
ocen krytyków
Wybuch
powrót do forum filmu Wybuch

UWAGA: Niniejsza analiza zdradza akcję filmu!!!

W swoim życiu obejrzałem wiele filmów, w których dźwięk czy muzyka odegrały ważną rolę i podniosły wartość artystyczną tych filmów. Jest jednak jeden film, którego warstwa dźwiękowa zrobiła na mnie piorunujące wrażenie i sprawiła, iż film ten zostanie w mojej pamięci na zawsze i będzie mi towarzyszył aż do końca.
Tym arcydziełem filmowym i "dźwiękowym" jest doskonały film Briana De Palmy pt. "Blow out".
Film ten nie powstałby bez dźwięku! Dźwięk nie tylko potęguje emocje i wrażenia, towarzyszące oglądaniu tego filmu, ale także jest nierozerwalnie związany z fabułą, akcją i bohaterami "Blow out".
Po pierwsze, główny bohater - Jack Terry, grany znakomicie przez Johna Travoltę, jest z zawodu dźwiękowcem, a jego doświadczenia i tragiczne przeżycia związane są z dźwiękiem.
Po drugie, "zawiązanie akcji" ściśle wiąże się z dźwiękiem. Gdyby nie dźwięk, nie wyszłaby na jaw zbrodnia polityczna.
Dźwięk towarzyszy akcji filmu już od początkowej sekwencji, wyjętej z krwawego i marnego horroru pt. "Szał w żeńskim akademiku", której towarzyszy muzyka stylizowana na charakterystyczną dla niskobudżetowych, nieaspirujących do miana arcydzieła, filmów. Choć trzeba powiedzieć, że muzyka ta łudząco przypomina główny motyw muzyczny z kultowego filmu Johna Carpentera pt. "Halloween", który w znacznym stopniu wychodzi ponad przeciętne filmu tego gatunku.
Muzyka towarzysząca tej sekwencji powoli buduje napięcie, które zostaje nagle rozładowane przez fatalny krzyk aktorki. Autor zaskakuje nas ciekawą sytuacją: muzyka sugeruje, iż zaraz stanie się coś strasznego, zostanie popełniona zbrodnia, tymczasem jedyną straszną rzeczą jest dźwięk, wydobywający się z ust aktorki.
Jedną z najciekawszych scen filmu, pod względem dźwiękowym, jak i obrazowym, jest scena, w której stojący na moście Jack Terry nagrywa dźwięki do nowego filmu. Stojąc tak i wsłuchując się w odgłosy otaczającego go świata, Jack ujawnia fascynację światem natury, zaskakującym swoją różnorodnością. Bohater powoli przesuwa mikrofon, kierując go raz na poruszane wiatrem liście, innym razem na parę zakochanych, następnie na skrzeczącą żabę i pohukującą sowę. Jednak ten kontakt z naturą nie trwa wiecznie. Jack zostaje wyrwany ze świata spokoju i harmonii przez pisk opon nadjeżdżającego samochodu. Szybko kieruje w jego stronę mikrofon i wtedy ma miejsce jeden z najważniejszych momentów filmu - następuje wybuch! Samochód zjeżdża z drogi i wpada do rzeki.
Od tego momentu muzyka, towarzysząca biegnącemu w stronę rzeki Jackowi, zaczyna nabierać tempa. Napięcie, tworzone przez obrazy i znakomitą muzykę, rośnie. Widz patrzy z przerażeniem i obawą na wodne i podwodne wyczyny Jacka Terry'ego, godne ratowników ze "Słonecznego patrolu". Doskonałe zdjęcia i drażniąca, głośna, zmieniająca rytm muzyka nie pozwala widzowi oderwać oczu od ekranu. Czy Jack uratuje kobietę z tonącego samochodu? Czy mu się uda? ... Tak! Udało się! Teraz muzyka cichnie i następuje moment spokoju, dający widzowi odetchnąć i pozwalający na rozwinięcie się akcji i fabuły.
Jednak muzyka w filmie Briana De Palmy nie towarzyszy tylko dramatycznym i pełnym napięcia sytuacją, ale także jest tłem dla spotkania Jacka z uratowaną przez niego dziewczyną - Sally.
Muzyka towarzysząca rozmowie Jacka i Sally w szpitalu jest romantyczna, delikatna i bardzo spokojna. Wprowadza w pewien, nacechowany romantyzmem nastrój i sugeruje, że pomiędzy tymi dwojga może zrodzić się uczucie.
Kolejną sceną, która, pozbawiona muzyki, straciłaby wiele na swym emocjonalnym działaniu, jest scena akcji policyjnej, w której uczestniczył główny bohater - Jack. Napięcie tworzone przez muzykę zaczyna powoli narastać od momentu gdy sprzęt podsłuchowy zaczyna się psuć, a swój szczyt osiąga w momencie śmierci agenta. Przez ten czas, dzięki muzyce, widz zmienia się z obserwatora, spokojnie śledzącego akcję, w uczestnika zdarzeń, które go przerażają i budzą w nim lęk. Coraz głośniejsza i coraz dynamiczniejsza muzyka wciąga widza w wir wydarzeń, które przera-stają zarówno widza jak i bohatera.
Po tej bardzo dynamicznej i ekscytującej sekwencji następuje uspokojenie. Kamera wraca do kawiarni, w której rozmawiają Jack i Sally, siedząc przy stoliku. Cicha muzyka brzmiąca w tle ich dialogu jest nostalgiczna, łagodna i przyjemna dla ucha. Dzięki niej jeszcze piękniej brzmią słowa Jacka: "Wyjedziemy razem, gdy to się skończy".
Trudno nie zauważyć kontrastu muzyki w sekwencji "obławy poli-cyjnej" i muzyki towarzyszącej zakochanej parze. Ten kontrast zresztą jest charakterystyczny dla "Blow out". Brian De Palma z uwielbieniem zmienia nastroje muzyczne, przeskakując nagle z dynamicznej i potęgującej napięcie muzyki na cichszą, spokojniejszą i pozostawiającą czas na przemyślenie pewnych faktów.
Po chwili "spokoju", De Palma ponownie bombarduje nas mnó-stwem wrażeń zarówno wizualnych jak i muzycznych w scenie, w której Burke - płatny morderca, śledzi kobietę bardzo podobną do Sally. Widz nieświadom tego, iż to nie jest Sally, z przerażeniem patrzy na ekran, obawiając się o jej losy. Lęk i obawę potęguje charakterystyczna muzyka, która z każdą chwilą staje się głośniejsza i bardziej przerażająca. Morderca atakuje kobietę. Muzyka coraz mocniej oddziałuje na przestraszonego widza. Przerażenie i napięcie, tworzone z niebywałym skutkiem przez muzykę swój zenit osiąga w momencie, gdy okazuje się iż, kobieta zaatakowana przez Burke'a to nie Sally. Następuje chwila uspokojenia, i gdy widzowi wydaje się, że autor da mu na chwilę odetchnąć, następuje ponowny "atak muzyki" na jego zmysły. Rytmiczna i głośna muzyka towarzyszy Burke'owi wbijającemu szpikulec do lodów w brzuch swej ofiary. I nagle, równie niespodziewanie jak się pojawiła, muzyka cichnie i napięcie związane z tym wydarzeniem opada.
Ciekawa, pod względem dźwiękowym jak i wizualnym, jest scena, w której widzimy Jacka Terry'ego chowającego taśmę z nagraniem zbrodni. Pełna napięcia muzyka towarzysząca tej scenie i charakterystyczne ustawienie kamery, z którego obserwujemy Jacka, wprowadza widza w błąd, sugerując, iż Jack jest obserwowany przez mordercę, który widzi gdzie schowana została taśma.
Jednak najbardziej dramatyczną oraz najdoskonalszą muzycznie i wizualnie jest sekwencja, w której Sally wpada w pułapkę, zastawioną przez Burke'a, podającego się za dziennikarza, a Jack, słysząc głos Sally tylko dzięki podsłuchowi, rusza jej na ratunek.
Napięcie w tej scenie skrzętnie budowane jest przez niepokojącą i głośną muzykę, która towarzyszy Jackowi pędzącemu samochodem ulicami Filadelfii. Dramatyczna muzyka w połączeniu z wybuchami sztucznych ogni oraz z okrzykami i śmiechami ludzi, bawiących się podczas ulicznej defilady, nadaje sytuacji, w jakiej znaleźli się Jack i Sally, tragiczny i ponadczasowy wymiar.
Muzyka, towarzysząca Jackowi, podążającemu na ratunek Sally, nie tylko potęguje grozę, napięcie i lęk, ale także dramatyczność i tragizm kochającej, bezsilnej jednostki pragnącej pomóc osobie, znajdującej się w sytuacji bez wyjścia.
Dźwięk odgrywa ważną rolę w tej scenie jeszcze z jednego powodu, otóż Jack, zagubiony wśród tłumu i bezskutecznie szukający wzrokiem swej ukochanej, błagającej go przez nadajnik o pomoc, zostaje naprowadzony na jej ślad, dzięki dźwiękowi - dzięki przeraźliwemu, wstrząsającemu KRZYKOWI Sally, walczącej o życie z mordercą. Dynamiczna muzyka połączona ze zdjęciami w zwolnionym tempie, ukazującymi Jacka, biegnącego z pomocą ukochanej przeraża i niepokoi widza. Ta powolność ruchów bohatera, całkowicie odmienna w stosunku do rytmu i tempa muzyki zapowiada tragedię.
Muzyka cichnie w momencie, gdy Jack zabija mordercę, sugerując, że koszmar już się skończył. Na chwilę nastaje cisza, widz jest przekonany, iż Jack zdążył i wszystko skończyło się dobrze.
Jednak tak nie jest, Sally nie żyje, ponownie w tle pojawia się romantyczny, delikatny, przyjemny, miejscami nostalgiczny motyw muzyczny, który w przedziwny sposób komentuje sytuację. Melodia ta w połączeniu z Jackiem, trzymającym w ramionach ciało Sally i z blaskiem ogni sztucznych, rozbłyskujących w tle tworzy specyficzny klimat i nadaje tej sytuacji tragiczny i melodramatyczny wymiar.
Muzyka która, na początku filmu, zwiastowała miłość i uczucie, teraz prezentuje tęsknotę i cierpienie po stracie ukochanej.
Jeszcze dramatyczniejsza jest scena, w której Jack, siedząc na ławce w parku, słucha taśmy z nagraniem śmierci Sally. Szczególnie przejmujące wydają się ostatnie słowa Sally, skierowane do Jacka:
"Jack, słyszysz mnie? Pamiętasz jak mówiłam, żebyśmy pojechali do Nowego Jorku? Obejrzelibyśmy "Sugar Baby", a przy Time Squere jest kapitalny hotel ..."
Film Briana De Palmy kończy scena, w której Jack ogląda osta-teczną wersję "krzyku pod prysznicem" z filmu pt. "Szał w żeńskim akademiku", do którego użyty został przerażający krzyk Sally, walczącej o życie. Jack cierpi z tęsknoty za Sally, a z drugiej strony pragnie zapomnieć, chce wyrzucić z pamięci ten krzyk, bo jest świadom tego, iż mógł zapobiec tej tragedii.
Z rodzącej się prawdziwej, głębokiej miłości pozostała tylko taśma magnetofonowa z nagraniem zbrodni i "dobry krzyk" ("good scream"). Tylko "dobry krzyk" i miejsce we wspomnieniach.
"Blow out" Briana De Palmy jest filmem niezwykle dramatycznym, emocjonalnym, który swoją siłę oddziaływania zdobywa nie tylko przez wstrząsającą i obfitującą w zwroty akcję, ale także, może przede wszystkim, przez doskonałe wykorzystanie dźwięku w najodpowiedniejszych momentach filmu. Przedstawione przeze mnie sytuacje i sceny z "Blow out" nie są jedynymi, tak mocno oddziałującymi na widza i jego wyobraźnię, w tym filmie, ale na pewno wyróżniają się i dzięki nim widz nie może przejść obojętnie wobec tego arcydzieła.

ocenił(a) film na 10
JackieEs

Film na miarę Rozmowy Coppoli - polecam. ten mistycyzm z jakim pokazane jest zaangażowanie bohatera szalenie mi się udzielił. Żadko, któś potrafi tak wiarygodnie zobrazować jakąś pasję na ekranie.

JackieEs

Troche przesadziles z tym opisem. Jest to dobry film ale montaż filmu i fabuła momentami mocno naciagana...zwlaszcza rola tego mordercy w plaszczyku-nie pamietam jak sie nazywal. Myslae ze dzisiaj De Palma znacznie lepiej by nakrecil taki film...z lepsza budujaca fabułą. ALe klimat ,zdjecia i nastroj jak najbardziej znakomity- to u de Palmy jest prawie norma. Widac ze to film jeden z 'pierwszych' z tych dobrych de Palmy...ale byly juz duzo lepsze krecone wczesniej!

ocenił(a) film na 9
JackieEs

Jeśli mogę się czegoś przyczepić... niestety , ale pomimo DOSKONAŁEJ wręcz realizacji tego filmu nie można nazwać arcydziełem z uwagi na liczne luki w scenariuszu i zbyt dużo nielogicznych zachowań bohaterów. Jednakowoż co do realizacji to fakt faktem, świetny film. Obraz, zdjęcia, muzyka i efekty dźwiękowe tworzyły spójną całość. Pomimo upływu prawie 30 lat od premiery pooglądałem ten film z uwagą i napięciem , a to nie lada zasługa. W pełni zasługuje na 9/10

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones