Naczytałam się w programie telewizyjnym jakiegoś brukowca, że oto szykuje się nam świetna rozrywka w ostatnią sobotę karnawału (pewnie specjalnie dla tych, co w domu zostali). Film dostał ****gwiazdki, niezła obsada i informacja, że Cruise dla tej roli odrzucił inną, w "Turyście". Więc zaciekawiona zasiadłam przed telewizorem....i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Cruise swoim (nadszarpniętym) wizerunkiem firmuje gniot, jakiego dawno nie widziałam. Po prostu nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Po piętnastu minutach miałam zamiar przełączyć kanał, dałam jednakże filmowi szansę przez kolejne pół godziny, aż w końcu poddałam się. Tego nie dało się oglądać. Denne dialogi, pod publiczkę, miało być śmiesznie, ale nie było. No chyba że dla gustów, które lubują się w dziełach typu "Świat według Kiepskich". To był rzeczywiście świat według bardzo kiepskich made in USA. Strata czasu. I szkoda Cruise'a do takiego badziewia. Jedynie Cameron tam pasowała, bo lubuje się w takich rolach i nigdy nic ambitniejszego nie zagrała.