PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=200}
6,5 19 550
ocen
6,5 10 1 19550
6,0 3
oceny krytyków
Wysłannik przyszłości
powrót do forum filmu Wysłannik przyszłości

Film wszedł do kin w 1997. Przedstawia wydarzenia z 2013.

Międzyczasie sporo się zmieniło. Ludzkość prawie wyginęła, a jej resztki żyją w realiach post-apokaliptycznych, anarchistycznych. Rząd USA przestał istnieć.

I tu pojawia się pierwszy problem. Bo pozostałe przy życiu obdartusy tęsknią za swoim państwem, a na myśl o jego odrodzeniu dostają spazmów.

A przecież ciężko sobie wyobrazić przebieg apokalipsy bez co najmniej aktywnego, a zapewne dominującego czynnika w postaci imperialistycznego reżymu USA, obecnego żandarma świata.

A zatem wszelkie symbole państwowe powinny być albo znienawidzone, albo co najmniej traktowane jako wizerunki porażki i błędów przodków, a nie hołubione jak świętościi.

O poziomie świadomości politycznej obdartusów nie świadczy za dobrze również i to, że tęsknią oni rzewnie za państwem, a nie widzą jak na ich oczach tworzy się właśnie nowy, rzutki organizm państwowy. Mam tu oczywiście na myśli Betlehema i jego grupę.
Nie jest to już zwykła banda, bynajmniej. Przywódca ustanowił coś w rodzaju konstytucji, która przewiduje nawet formułę przekazywania władzy, a jego siły zbrojne nie składają się jedynie z zawodowych oprychów, ale zasila je również pobór. Dodatkowo Betlehem działa na określonym terenie i pobiera z niego podatki. Można nawet dodać, że jego państwo nie jest krańcowo tyrańskie. Konsumuje mniejszą proporcjonalnie ilość dochodu wspólnoty, niż czyni to większość współczesnych państw.
Gdyby konfiskaty były zgodne z doktryną współczesnego fiskalizmu - a więc, że należy skonsumować każdą nadwyżkę - wspólnota nie mogłaby się rozwijać. Tymczasem jest ona zdolna w krótkim czasie wystawić armię listonoszy. Nadwyżka produkcji nad konsumpcją jest zatem całkiem spora. Wspólnota rozwija się, w przeciwieństwie do większości współczesnych wspólnot przed-apokaliptycznych.

I tu można przejść do kolejnej głupoty. Na oko widać, że zginęło ponad 99% ludzkości. Ci, którzy przeżyli mieszkają w nowo powstałych osadach. Jakie jest zatem prawdopodobieństwo, że ktokolwiek z jakiejkolwiek osady ma jakichkolwiek bliskich w pobliskich osadach?!
Bo to wyznacza granicę popytu na usługi pocztowe. Tymczasem w filmie, w pewnym jego momencie, więcej ludzi zdaje się pracować na poczcie niż w rolnictwie.
Tematu z problemem adresowania nie będę nawet rozwijał.

Ponadto, nasz oszust dostał w pierwszej osadzie konia, by łatwiej mu było doręczać listy. Oznacza to, że osadnicy już wcześniej byli zdolni do nawiązania kontaktu z pobliskimi osadami.
Może nie każdy to rozumie. Żyjemy między ludźmi i nawet odczuwamy ich nadmiar, nie rozumiejąc długofalowych skutków takiego niedoboru. Ale w post-apokaliptycznym świecie każdy człowiek byłby na wagę złota. Każda osada przeprowadzałaby liczne ekspedycje, by dotrzeć do innych ludzi, uruchomić handel i - bardzo śladową! - korespondencję.

Może was zdziwię, ale do noszenia listów, ani czapka z orzełkiem nie jest potrzebna, ani flaga przypięta na ramieniu. Nasz "wysłannik przyszłości" jest tak naprawdę podciepem przeszłości. Domaga się przywilejów - gościny i strawy - bo ubrał się w jakiś mundur. Blefuje, że stoi za nim jakaś władza, ale jednak na tą władzę się powołuje.

Z potrzeby nawiązywania nowych kontaktów zdaje sobie nawet sprawę bohaterka filmu, gdy próbuje wykorzystać Kevina Kostnera w celach prokreacyjnych. Swoja drogą, film reżyserowany przez samego Kostnera, więc dziwię się, że nie ma jeszcze sceny, w której jakieś piękne kobiety się o niego biją. Choć może nie oglądałem wersji reżyserskiej.

Obraz kończy się umiarkowanie optymistycznie. Państwo Betlehema bardzo szybko krzepnie. W scenie tuż przed ostateczną bitwą, od strony rządowej odrywa się jeden funkcjonariusz i przechodzi na stronę społeczeństwa. Nie zostaje zastrzelony. Jak widzimy filozofia bandytyzmu stepowego wytraca się już w pierwszym pokoleniu. Gdy zaś Kevin Kostner przejmuje władzę, nikt nie protestuje, choć zmiana formuły rządzenia zapowiada się na ogromną. Można się tu dopatrzyć całkiem zaskakującego jak na funkcjonariuszy państwowych szacunku do prawa, ewentualnie porażki idei poboru przymusowego.
Kevin Kostner chce jednak wszystko popsuć i nie wykańcza Betlehema. Ogłasza wywrotową ideę końca zabijania, choć nie ma jeszcze prawa niczego stanowić ( poprzednia głowa państwa wciąż żyje ). Jeden z funkcjonariuszy dobija Willa Pattona kończąc tą hippisowską farsę.

Film niby dobry dla dzieci i kobiet oraz mężczyzn z połową mózgu, ale tyle jest tu fałszywych paradygmatów, że nie polecam nikomu. No chyba, że wcześniej przeczyta mój wpis. Albo później.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones