Nie podobał mi się zbytnio, zarówno pod względem fabularnym jak i rozrywkowym. Chociaż może sama fabuła była ciekawa, a zawiodło wykonanie, sam nie wiem.
Pierwsza wada: aktorzy.
McGregor drażnił, Johansson była tylko dodatkiem.
Dużo lepiej drugi plan, szczególnie Steve Buscemi. Dobry też był Sean Bean i epizod Michaela Clarke`a Duncana.
Druga wada: brak emocjonalnej więzi z postaciami (i tutaj wracamy do punktu pierwszego)
Trzecia wada: płytkość fabuły.
Rozumiem, że Michael Bay to tylko sprawny rzemieślnik, który robi filmy wyłącznie rozrywkowe, ale podobno "Wyspa" miała być troszkę ambitniejsza. Nie była, przypomina bombkę choinkową - ładna z wierzchu, pusta w środku. Film jest podobny.
Czwarta wada: realizm, a raczej jego brak.
Tutaj może się czepiam, bo tego typu filmy raczej naginają akcję, ale bez przesady, kilka scen po prostu razi i nie chce się w nie wierzyć.
Nie przepadam za filmami tego twórcy, ale jako rozrywka sprawdzają się całkiem dobrze. "Wyspa" jednakże miała być trochę inna, a stała się nieco nużąca, raczej pusta, bezbarwna. A szkoda.