Wzgórza mają oczy/film/Wzg%C3%B3rza+maj%C4%85+oczy-2006-1887082006
pressbook
Inne
O FILMIE
"Coś tu nie gra. Nie jesteśmy sami" - Bobby Carter Według annałów współczesnych lęków, niewiele filmów miało równy wpływ na kino co kultowy klasyk Wesa Cravena "Wzgórza mają oczy". Szorstka, okrutna i nieustannie zaskakująca historia o rodzinie, która w trakcie wakacji nagle musi stoczyć desperacką bitwę o przetrwanie, była filmem o bardzo niewielkim budżecie, lecz niezwykle porażającym - zarówno poprzez intrygujący temat, jak bezpośrednio na układ nerwowy. Obecnie nadszedł czas na współczesną reinterpretację dzieła stworzonego przez mistrza suspensu Wesa Cravena - pod jego własnym nadzorem produkcyjnym, wespół z Marianne Maddaleną i Peterem Lockem. Nowe "Wzgórza mają oczy" to utwór dwóch błyskotliwych filmowców. Alexandre'a Aja i Gregory'ego Levasseura, który poprzedni hit, "Blady strach" wzbudził zachwyt i kontrowersje, podbijając poprzeczkę współczesnego filmu grozy dzięki swej wizji plastycznej i wstrząsającego ujęcia tematyki psychologicznego terroru. Aja i Levasseur przenieśli tę budzącą dreszcz grozy i potęgującą strach historię w XXI wiek, odświeżając ją poprzez poruszający do trzewi realizm i specyficzny styl plastyczny - w sposób, który zadziwi całe nowe pokolenie widzów kinowych. A wszystko zaczyna się od typowej rodzinnej wycieczki. Z okazji rocznicy ślubu nieokrzesany policyjny detektyw z Cleveland "Big Bob" Carter (TED LEVINE) zabiera swą gadatliwą żonę Ethel (nominowana do Oscara ® KATHLEEN QUINLAN) i resztę rodziny na wyprawę do Kalifornii - w nadziei, że wspólna podróż pomoże naprawić nadszarpnięte więzi rodzinne. Nikt nie wyraża z tego powodu szczególnego entuzjazmu. Najstarsza córka, Lynn (VINESSA SHAW) martwi się o bezpieczeństwo swego małego dziecka, zaś jej mąż, niezbyt uprzejmy technokrata Doug (AARON STANFORD) obawia się kontaktów ze swym teściem. Nastoletnia Brenda (EMILIE DE RAVIN) z żalem porzuciła swych przyjaciół dla rodzinnej wycieczki, zaś mały rozrabiaka Bobby (Dan Byrd) z odrazą myśli o obowiązku opiekowania się należącymi do rodziny dwoma alzackimi owczarkami, Beauty i Beast. Tym niemniej cały klan zapakował się do ukochanego wozu kempingowego Boba, Airstrem rocznik 88, i skierował się na zachód. A potem Big Bob musi pojechać objazdem. Nagle rodzina Carterów wjeżdża na bezludną przestrzeń pustyni, gdzie na przestrzeni wielu mil wszystko wydaje się martwe. Kiedy pojawiają się kłopoty z samochodem, wszyscy orientują się, że popadli w spore tarapaty, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, z coraz bardziej doskwierającym słońcem nad głowami. A kiedy przygotowują się do walki o przetrwanie na pustyni, pojawia się jeszcze gorsze zagrożenie. Carterowie zdają sobie sprawę, że wbrew pierwszym odczuciom wcale nie są tu sami. Wśród wzgórz otaczających pustynię ukrywa się jeszcze jedna grupa ocalałych: bezustannie głodny, żądny krwi klan mutantów - przerażające potomstwo grupy górników, zapomnianych tu w czasach, kiedy na pustyni przeprowadzano testy jądrowe, którego nic nie powstrzyma przed sięgnięciem po Carterów. W obliczu nadciągając ej dziczy Carterowie muszą się trzymać razem, jeśli chcą mieć choć nadzieję na ponowne ujrzenie cywilizowanego świata. "Wzgórza mają oczy" to realizacja studia Craven/Maddalena Films oraz Peter Locke Production dla Fox Searchlight Pictures.
WZGÓRZA MAJĄ OCZY: WCZORAJ I DZIŚ
W trakcie trwającej już ponad trzy dekady kariery Wes Craven stał się światowej sławy fenomenem w dziedzinie filmu, telewizji i literatury. W 1984 roku, dzięki klasycznemu filmowi "Koszmar z ulicy Wiązów", który napisał i wyreżyserował, odnowił gatunek zwany młodzieżowym horrorem. Po dziesięciu latach nadał temu gatunkowi nowy impuls realizując niezwykle udaną trylogię "Krzyk". Tylko te dwa tytuły zarobiły bez mała miliard dolarów i stanowią mocny dowód na dogłębne zrozumienie przez Cravena często nieuświadamianych sobie pragnień i lęków drążących ludzką psychikę. "Jest błyskotliwym gawędziarzem, świetnym pisarzem i cudownym reżyserem - mówi producent Peter Locke, który wyprodukował, sfinansował i dystrybuował oryginalne "Wzgórza" w 1977 roku. - To autentyczny mistrz horroru, nie tylko dlatego, że odniósł sukces w tym gatunku, ale przede wszystkim dlatego, że wyczuwa go lepiej niż ktokolwiek inny". Sukces Cravena w badaniu natury strachu zaczyna zwiastuje już jego pierwszy film z 1972 roku, "Ostatni dom po lewej", ale już jego drugie dzieło, mistrzowskie "Wzgórza mają oczy", szybko stało się częścią kulturalnego świadectwa czasu, dzięki fabule ukazującej zachowanie współczesnej rodziny wobec zagrożenia ze strony mutantów ze strefy poligonu jądrowego. Scenariusz Cravena był inspirowany niesławną historią szkockiej rodziny Sawny Beane, która w XVII wieku napadała na podróżnych, grabiła ich majątek a ich samych - po zadaniu okrutnej śmierci - pożerała. Doliczono się aż 48 członków klanu i niezliczonej ilości dokonanych przez nich morderstw. Król James I ostatecznie wysłał przeciwko nim oddział 400 żołnierzy z psami, którzy dopadli krwawą rodzinę w jej górskiej kryjówce. Kanibale zostali pojmani, a król skazał ich na śmierć zadaną w równie okrutny sposób jak sami traktowali swoje ofiary. Dla Cravena ta poruszająca dawna historia stała się osnową opowieści o lękach współczesności - obawach przed starciem naszych wyobrażeń o obliczu cywilizacji z tkwiącą głęboko w każdym człowieku skłonnością do gwałtu i przemocy. Przenosząc historię do Ameryki XX wieku, Craven dostrzegł szansę zbadania tego, co sam określa jako "ciemną stronę" amerykańskiej rodziny, a co ujawnia się w chwili, gdy typowi mieszkańcy przedmieścia stają oko w oko z klanem mutantów. Były to czasy sprzed epoki wysokobudżetowych filmów grozy, toteż oryginalna wersja filmu "Wzgórza mają oczy" została zrealizowana przez 15-osobową ekipę kosztem 325 tys. dolarów w opuszczonym miasteczku Victorville w Kalifornii. Sytuacja na planie byłą tak trudna, że Peter Locke woził ekipę na zdjęcia własnym wozem kempingowym, a gdy psuła się pogoda, ekipa miała do ochrony przed deszczem wyłącznie worki na śmieci. Rekwizyty były ściągnięte z klasycznego horroru Tobe Hoopera "Teksańska masakra piłą mechaniczną", a kluczowe sceny filmu nakręcono na opuszczonej stacji benzynowej. Użyto ręcznej kamery 16mm, a niedoskonały obraz tylko powiększał poczucie grozy. Mimo skromnych warunków produkcyjnych "Wzgórza mają oczy" pobiły latem 1977 roku wszelkie kasowe rekordy. Widzowie byli oczarowani, zaś krytyka zszokowana i zbita z tropu. W przeciwieństwie do ówczesnych horrorów pełnych sztucznych potworów i łatwych do rozpoznania morderców, film Cravena gwałtownie poszerzał granice filmowej grozy i łamiąc wszelkie tabu otwierał drogę do współczesnego widzenia problematyki ludzkiego strachu. Stał się dziełem klasycznym, o niekwestionowanym wpływie na przyszłe filmy grozy, wprowadzającym wstrząśniętą widownię w epokę DVD. Minęło 30 lat... Zachęceni sukcesem remake'ów klasycznych horrorów "Teksańska masakra piłą mechaniczną" i "Amityville", Craven i jego produkcyjni partnerzy zaczęli rozważać powrót do filmu "Wzgórza mają oczy" - ale z zastosowaniem współczesnych technik narracyjnych i technologii filmowych. Jak wyjaśnia Craven: "Ponieważ mieliśmy nadzwyczaj ograniczony budżet, nie mogłem rozwinąć wielu aspektów tej historii. Na szczęście, nowa wersja dysponuje znacznie większymi środkami, więc możemy kręcić z większym rozmachem, ale i bardziej uważnie". Craven wiedział, że aby odpowiedzieć na oczekiwania współczesnej widowni, film musi mieć odpowiednie tempo, toteż wraz ze wspólnikami podjął poszukiwania młodego obiecującego reżysera, który wniósłby do projektu świeże spojrzenie. Był to niezwykle trudny warunek - chodziło o kogoś, kto miałby nie tylko odpowiednio mroczną wyobraźnię, ale i wyjątkowy talent do połączenia dynamicznej akcji z humorem i wciskającym w fotel poczuciem grozy w sposób sprawiający wrażenie obcowania z całkiem nowym doświadczeniem. Chociaż współproducentka Cravena, Marianne Maddalena, ma ogromne doświadczenie, była olśniona, kiedy zobaczyła francuski film "Blady strach" (2003) Alexandre'a Aja i Gregory'ego Levasseura - ociekającą krwią historię seryjnego mordercy, która wydała się jej hołdem dla amerykańskiego kina grozy lat 70. Po projekcji Maddalena zadzwoniła do Cravena i Locke, by natychmiast obejrzeli ten film. Locke, Craven i reszta ekipy była oczarowana "Bladym strachem" i jego prowokacyjnym, świeżym podejściem do wyeksploatowanych motywów. "Byliśmy zgodni, że to jest to" - mówi Marianne Maddalena. Co więcej, ten niskobudżetowy, niezależny film ma ważne walory produkcyjne: dla Cravena, Maddaleny i Locke'a było jasne, że Aja i Levasseur to filmowcy, którzy potrafią sięgnąć po sukces dysponując niewielkimi środkami finansowymi. Mając wyczucie do wyszukiwania autentycznych talentów - i doświadczenie w odkrywaniu takich ekranowych indywidualności jak Sharon Stone i Johnny Deep, Craven był przekonany, że Aja i Levasseur to właściwy wybór do stworzenia nowej wersji filmu. "Swoim "Bladym strachem" Alex i Gregory pokazali szerokie wyczucie tego, co jest ważne w tej branży - komentuje Craven. - Po obejrzeniu filmu i rozmowie z jego twórcami wiedziałem, że chcę pracować właśnie z nimi". Mający zaledwie 27 lat Alexandre Aja dojrzewał asystując swemu ojcu, reżyserowi Alexandre'owi Arcady, w realizacji filmów w najbardziej egzotycznych zakątkach świata. Mając lat 10 spotkał swego najlepszego przyjaciela i współpracownika Gregory'ego Levasseura, który został obdarzonym wizją scenarzystą i scenografem. Kiedy mieli po 18 lat, Aja i Levasseur startowali w konkursie krótkiego metrażu na festiwalu w Cannes. Trzy lata później ich debiutancki pełny metraż "Furia" trafił na festiwal Fantasporto. Wkrótce potem "Blady strach" stał się sensacją festiwalu w Toronto oraz Sundance, trafiając do szerokiej dystrybucji w USA, gdzie zyskał zasłużone uznanie widzów. Aja i Levasseur natychmiast przyjęli niezwykłą propozycję nasycenia fabuły "Wzgórza mają oczy" własną świeżą wizją. Dla dwójki kinofili było to spełnienie marzeń - szansa na opowiedzenie na nowo jednego ze swych ulubionych filmów, a do tego pod okiem jego twórcy i z prawem własnej interpretacji. Obaj byli niemal w nirwanie. "Wes Craven to jeden z bohaterów naszego dzieciństwa - twierdzi Aja. - Dorastaliśmy oglądając jego filmy - to właśnie one popchnęły nas w stronę horroru. Wraz z Gregorym jesteśmy bardzo przywiązani do filmu "Shocker", zaś "Ostatni dom z lewej" był naszą inspiracją przy realziacji "Bladego strachu". Nie mogło nas spotkać większe szczęście". Filmowy tandem był szczególnie podekscytowany perspektywą pójścia dalej niż to było wcześniej możliwe w wizualizacji strachu zawartego fabule oraz dalszego pogłębienia indywidualnych dążeń, podejmowanych w nadziei przetrwania. Zainspirowany takimi amerykańskimi klasykami tematyki przetrwania jak "Deliverance", Aja dostrzegł szansę wejrzenia w naturę ludzką w obliczu sytuacji ekstremalnej. "Realizacja tego filmu była dla nas doskonałą konsekwencją "Bladego strachu" - po prostu następnym krokiem w stronę penetracji mechanizmu rodzenia się strachu" - wyjaśnia Aja. - Uwielbiam, kiedy podczas projekcji zapominasz o popcornie i coli, bo tak się wciągnęła fabuła. "Wzgórza mają oczy" jest właśnie takim rodzajem filmu". Dodatkowo Aja i Levasseur byli poruszeni filmowym przedstawieniem rodziny - diametralnym przeciwstawieniem obrazu relatywnie normalnej rodziny z amerykańskiego przedmieścia i ich zmutowanych przeciwników - zdeformowanych, zdeprawowanych i kierujących się instynktem. "Szczególnie atrakcyjna wydała się nam możliwość nakręcenia filmu nie o grupie nastolatków, ale o rodzinie - mówi Aja. - Kiedy ma się taką rodzinę jak Carterowie, można pokazać wiele różnych postaci i wiele różnych zachowań w obliczu zagrożenia. To było bardzo interesujące i pozwalało na tworzenie osobnych scen z każdą z nich. Myślę, że poszczególni widzowie będą się utożsamiać z matką, córką, bratem czy zięciem - a przeżycia są tym silniejsze, im bardziej zainteresuje cię dana postać". Aja i Levasseur zaczęli pracować nad oryginalnym scenariuszem "Wzgórz", przenosząc go w realia 2006 roku. "Wes to prawdziwy dżentelmen - wspomina Aja. - Mówił nam, że już nakręcił swój film i teraz chce, abyśmy my nakręcili swój, więc uszanuje naszą wizję. Na dowód tego prosił nas o inne podejście do scenariusza. To było tydzień po tym, jak zaproponowaliśmy, by osnową fabuły były próby z bronią jądrową". Zaproponowane przez Aja i Levasseuera wyobrażenie poligonu jądrowego - z fałszywymi wioskami, udającymi rodziny manekinami i napromieniowanymi ruinami - i ukazanymi na tym tle zdeformowanymi pod wpływem promieniowania mutantami przeniosło szokującą całość na nowy poziom przerażającego realizmu. Zdaniem Cravena, "temat wpływu promieniowania na człowieka jest bardzo aktualny. Ogół ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak niebezpieczne mogą być skutki wybuchu jądrowego". Innym aspektem "Wzgórz", który zaintrygował Levasseura, był krótki, ale obfitujący w wydarzenia czas akcji filmu. "Mieliśmy bardzo niewiele czasu do zagospodarowania - przyznaje Levassuer. - Zaczyna się w chwili, kiedy wszyscy ją czyści i schludni, kończy się zaś w momencie, kiedy wszyscy mają podarte, uwalane krwią ubrania i są ledwie żywi. To ogromna ewolucja i sądzę, że dla widza w sumie ekscytujący kontrast między początkiem i końcem filmu". Mijały miesiące a Aja i Levasseur drążyli coraz bardziej niepokojącą tematykę filmu. "Nasza koncepcja polegała na realizacji remake'u, ale pogłębionego w zakresie rodzenia się strachu, a także w zakresie walki o przetrwanie i zachowań rodziny w obliczu spotkania z czymś nieznanym a przerażającym. Próbowaliśmy uwspółcześnić film, wzmacniając jednocześnie wszystkie jego elementy, przydając mu logiki i realizmu - mówi Aja. - Celem każdego horroru jest maksymalne wystraszenie widowni, a my chcieliśmy, aby nasz film był jeszcze bardziej przerażający i krwawy od oryginału". Według Aja, kluczem do sukcesu było znalezienie równowagi między oryginałem i hołdem dla niego, uwspółcześnieniem i poszerzeniem oryginalnej wersji "Wzgórz" bez tracenia w najmniejszym stopniu jego ciągle świeżej energii. "Odrzucamy wiele ze współczesnych remake'ów klasycznych horrorów ponieważ coraz bardziej przypominają wideoklipy, są zbyt gładkie i nie tak przerażające jak powinny być - wyjaśnia Aja. - Na szczęście, my mogliśmy nakręcić taki film jaki sami chcielibyśmy obejrzeć". Aja był szczególnie zadowolony, że mógł nakręcić swój film w Ameryce. "Wyjazd do Hollywood to spełnienie marzeń - wyznaje. - Przy filmach, jakie kręcimy, nie jest ważna narodowość. Jeśli potrafi się straszyć ludzi, można to robić w każdym języku".
CARTEROWIE JADĄ NA PUSTYNIĘ
Od samego początku realizacji remake'u filmu "Wzgórza mają oczy" Alexandre Aja wiedział, że kluczem do wprowadzenia widza w opowieść o walce o przetrwanie rodziny Carterów jest stworzenie grupy w pełni wiarygodnych i realistycznych postaci współczesnych. Jedynym sposobem, by wciągnąć widza w ich doświadczenia, trzymać jego nerwy w stałym napięciu i pompować mu adrenalinę, jest przekonanie go, że ogląda własnych przyjaciół postawionych na progu najgłębszego mroku. Kiedy więc ukończono scenariusz, skoncentrowano się na doborze obsady. "Nasz pomysł polegał na nakręceniu filmu, który byłby możliwie najbliższy prawdy - mówi Aja. - Dlatego dobierając obsadę szukaliśmy aktorów, którzy mogliby w sposób naturalny ożywić te postacie. Naszą zasadą była rezygnacja z wielkich nazwisk, ale i z charakterystycznych typów, z wyrazistych osobowości i ludzi o gwiazdorskich ambicjach: widz powinien obcować z postacią, a nie z grającym ją aktorem". Zaczęło się szukania centralnej postaci w rodzinie Carterów, Big Boba - mrukliwego, ale dającego się lubić ojca rodziny i policjanta, świeżo przeniesionego na emeryturę, który organizuje wspólną wyprawę, aby rozwiązać w podróży szereg trapiących rodzinę kłopotów. Do roli Boba Aja szukał aktora, który sprawiałby jednocześnie wrażenie twardziela, ale i troskliwego ojca rodziny - co wynika z kilku zaledwie zdań dialogu. Taką postać dostrzegł w osobie doświadczonego aktora Teda Levine'a, którego dorobek obejmuje między innymi role kapitana Lelanda Stottlemeyera w serialu "Detektyw Monk" oraz Buffalo Billa w oscarowym "Milczeniu owiec". Levine zdaje się uosabiać kwintesencję "amerykańskiego ojca". Mówi Aja: "Ted Levine łączy w sobie punkt po punkcie wszystkie cechy Big Boba, wiedziałem, że dzięki niemu będę mógł pokazać na ekranie każdy niuans tej postaci". Wielbiciel "Bladego strachu", Levin był zaintrygowany rolą Big Boba niezależnie od wszystkich strasznych okoliczności, jakie jej towarzyszą, ze spaleniem na stosie włącznie. Być może dlatego, że stanowi ona odejście od typowych ról czarnych charakterów, jakie zazwyczaj grywa, Levine natychmiast poczuł sympatię do swego bohatera. "Polubiłem go, bo jest bardzo prawdziwy i bardzo normalny, co - moim zdaniem - jest szczególnym wyzwaniem dla aktora - mówi Levine. - Bardzo łatwo zagrać złego, bo zawsze można usprawiedliwić jego zachowanie. Ale zagrać takiego prostodusznego faceta jak Bob, z jego problemami moralnymi w obliczu totalnego przerażenia - było dla mnie interesującym zadaniem aktorskim". Stoicka wiara Boba w siebie, nawet wtedy, kiedy odkryje co spotkało jego rodzinę, także pociągała aktora. "Bob jest tego typu facetem - kontynuuje - który zawsze wierzy to, że jeśli ma cytryny, to będzie miał i lemoniadę. Jest człowiekiem czynu, który nudzi się na emeryturze i... teraz nadarza się okazja. Na swój sposób to postać tragiczna". Ale przede wszystkim po lekturze scenariusza Levine uznał, że "Wzgórza mają oczy" to taki film, który przyciągnie każdego miłośnika horroru. "To jeden z takich filmów, który powoduje konflikt w mózgu: jedna jego część pragnie go oglądać, druga woła, by uciekać ze strachu - zauważa. - Myślę, że wycieczka rodziny Carterów dobrze przestraszy ludzi". Na matkę rodu Carterów - Ethel, która w latach 60. XX wieku była hipiską, a teraz jest przykładną matką z przedmieścia - filmowcy wybrali nominowaną do Oscara ® Kathleen Quinlan ("Apollo 13"), która chętnie przyjęła niezwykłą przemianę promiennej mamuśki wobec coraz groźniejszych okoliczności. Aja był zaskoczony aktorskimi możliwościami Quinlan: "Zawsze ceniłem pracę Kathleen, to bardzo wiarygodna i naturalna aktorka. Czułem, że będzie znakomita jako prawdziwa amerykańska matka". Quinlan przyjęła propozycję roli we "Wzgórzach", ponieważ nigdy jeszcze nie grała w horrorze. "Horror był jedynym gatunkiem filmowym, z którym jeszcze się nie zetknęłam - mówi aktorka. - A poza tym Alex i Gregory zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie - są tacy młodzi i mają w sobie tyle pasji. Sądzę, że to wizjonerzy". Grając Ethel Quinlan skupiła się na wewnętrznym dramacie kobiety, która ułożyła swoje życie według potrzeb męża i dzieci, a teraz widzi, jak jej rodzina jest terroryzowana na wszelkie sposoby przez tajemniczy pustynny klan. "Ethel to naprawdę interesująca postać, choćby dlatego, że nie jest to osoba typowa dla filmu grozy - mówi Quinlan. - Jest kochającą żoną i matką, ale miała trudny moment w życiu, kiedy jej mąż przeszedł na emeryturę. To kobieta, która ma swoje dolegliwości, zna słabości i wady swojej rodziny, ale jednocześnie jest jedyną osobą w samochodzie, która tej feralnej nocy nie traci nadziei, że wszystko skończy się dobrze". Kiedy Ethel staje twarzą w twarz z brutalnymi, krwiożerczymi mutantami, Quinlan musi stawić czoło szczególnemu zadaniu aktorskiemu: stworzyć obraz czystego, naturalnego przerażenia. "Kluczem do tego jest uwierzenie, że sytuacja, jaką musisz odegrać, zdarza ci się naprawdę - mówi aktorka. - Musiałam postawić się w sytuacji Ethel jakby działa się ona naprawdę. Gdyby działo się to naprawdę, byłoby autentycznie przerażające - ale zrobić to było również autentycznie przerażające, na szczęście - udało się". Kiedy już obsadzono role Boba i Ethel, kolejnym wyzwaniem było znalezienie aktora do roli Douga Bukowskiego, ich zięcia. Pacyfistycznie nastawiony do świata sprzedawca telefonów komórkowych, Doug przechodzi najbardziej radykalną przemianę ze wszystkich członków rodziny - w momencie, kiedy musi ratować z łap mutantów swoje maleńkie dziecko. Po żmudnych poszukiwaniach filmowcy znaleźli właściwą osobę. To Aaron Stanford, najlepiej znany z roli Pyro w "X-Men 2" i "X-Men 3", aktor zdolny do przeobrażenia się w ciągu nocy z wystraszonego mięczaka w przerażającego i bohaterskiego furiata. "Aarom był doskonałym wyborem - przyznaje koproducent Cody Zwieg - zwłaszcza, że publiczność kojarzy go jednoznacznie pozytywnie. Tutaj widzowie będą zaskoczeni jego przeobrażeniem się w człowieka, którego nic powstrzyma w walce o odzyskanie rodziny". Stanfordowi rola spodobała się natychmiast, bowiem było to całkowicie coś innego od tego, co robił dotychczas. Dostrzegł także powiązania między swoim bohaterem i sobą samym, a wydarzenia na pustyni Nowego Meksyku pozwoliły mu poznać lepiej siebie. "Doug jest takim brzydkim kaczątkiem, wiecznie rozdrażnioną osobą, którą trudno zadowolić - zauważa aktor. - Ale interesujące w nim jest to, że taki dbający o własne wygody facet zdolny jest - pod wpływem wydarzeń tej feralnej nocy - rzucić to wszystko i zdecydować się na działanie, jakie dotąd było mu obce. W ciągu jednej nocy, w czasie kilku minut jego świat staje do góry nogami. Zorientował się, że trafił do piekła i musi wykorzystać każdą okazję, żeby się stąd wydostać. Staje się w jakimś sensie bohaterem wbrew własnej woli, ale jest w tym całkowicie wiarygodny, podobnie jak w sposobie, w jaki odkrywa w sobie tę dziką stronę samego siebie. Długo rozmawiałem z Alexem o tym ,że Doug wcale tak bardzo nie różni się od ludzi ze wzgórz - choćby w sposobie, jaki wybiera, by przetrwać". Poświęcenie Standorda dla roli rosło, kiedy obserwował entuzjazm Aja i Levasseura na planie. "Byli jak dzieci w sklepie z cukierkami - podekscytowani, oddani i pełni pasji - opowiada. - Kiedy ludzie są tak oddani temu, co robią, nabierasz przekonania, że to się musi udać". Kiedy ostatecznie doszło do walki z mutantami z poligonu jądrowego, Stanford pytał, dlaczego nie zobaczył masek mutantów przed rozpoczęciem kręcenia tej sceny. Chodziło o to, by kamera zarejestrowała wyraz jego twarzy w chwili pierwszego spotkania. "Kiedy wreszcie ujrzałem te niesamowite maski toksycznych mutantów, zrozumiałem natychmiast, skąd się bierze strach Douga - były wprost przerażające!". Bardziej uporządkowaną żonę Douga, Lynn, gra Vinessa Shaw - młoda aktorka, z którą Aja chciał pracować od chwili, kiedy zobaczył ją w ostatnim filmie Stanleya Kubricka, "Oczy szeroko zamknięte". Jednakże początkowo aktorka odmawiała udziału w filmie, bowiem sama boi się horrorów. Aby dowiedzieć się, co ją czeka, obejrzała "Blady strach". "Zazwyczaj nie lubię oglądać horrorów, ale kiedy oglądałam "Blady strach" dostrzegłam takie połączenie piękna z przemocą, że poczułam się jak na filmie artystycznym. Dlatego po rozmowie z Alexem i Gregorym zdecydowałam się na przyjęcie roli - mówi aktorka. - Najbardziej interesujące - moim zdaniem - jest tu odbicie obecnego amerykańskiego stanu świadomości, z tymi lękami, których obecności nie widzimy bądź staramy się nie dostrzegać". W pierwszej części filmy Lynn zachowuje się jak rodzinny rozjemca, zawsze zajęta albo swoją małą córeczką Catherine albo gaszeniem sporów między swoim mężem i często apodyktycznym ojcem. "Moja bohaterka to osoba, której zależy na spokoju i rodzinnej harmonii - wyjaśnia Shaw. - Lynn jest z natury ugodowa, ale kiedy przychodzi jej walczyć o dziecko, wstępuje w nią to niesamowita siła". Siostra Lynn, Brenda, także znajduje w sobie nieoczekiwaną siłę w trakcie swej własnej podróży przez strach - choć na początku filmu żałowała, że nie bankietuje z kolegami w Cancun zamiast spędzać czas na rodzinnej imprezie. Do roli Brendy filmowcy szukali obiecującej młodej aktorki - bez szczególnej urody, ale za to z pełnią naturalnego wdzięku i charyzmą - taką jak Emilie de Ravin, która właśnie zyskała uznanie za rolę w serialu "Zagubieni". Podczas zdjęć próbnych de Ravin Aja był urzeczony talentem i urodą młodej aktorki. "Emilie weszła do studia wyglądając tak wspaniale i podbijając od razu wszystkie serca, że w ciągu dwóch minut podjęliśmy decyzję" - przyznaje reżyser. Znając wiele młodzieżowych horrorów, de Ravin była zaskoczona kompleksowością scenariusza "Wzgórz". "Większość filmów grozy ma za nic jakąkolwiek głębię czy siłę postaci, tu było inaczej - przyznaje aktorka. - Rola Brendy zainteresowała mnie od razu, bo nie jest typowa roztrzepana nastolatka. Jest silna, potrafi przetrwać i odgrywa niemałą rolę w walce o swoją rodzinę. Być może z początku wydaje się typową buntowniczką, ale w miarę rozwoju akcji szybko dojrzewa". Na pytanie, dlaczego młodzież lubi się bać na filmach, de Ravin ma własną odpowiedź. "Myślę, że ludzie lubią przeżywać skrajne emocje - tak jak lubią kolejkę górską w lunaparku - wyjaśnia. - Jeśli możesz przyspieszyć bicie swego serca, jeśli możesz wyrwać się ze swej codzienności i przenieść w inną rzeczywistość, wszystko wokół staje się bardziej ekscytujące. Nawet jeśli przestraszysz się na śmierć, będziesz chciał spróbować jeszcze raz". Rodzinę Carterów uzupełnia jej najmłodszy członek i jedyny syn, Bobby, mały rozrabiaka, któremu rodzinna wyprawa miesza szyki. Filmowcy przesłuchali kilka tuzinów młodych aktorów do tej roli, szukając malca, który będąc całkiem normalny miałby w sobie coś niezwykłego. "Kiedy wszedł Dan Byrd, zachowywał się jak Bobby - mówi Alexandre Aja. - Nie szalał czy psocił, po prostu był bardzo prawdziwym, sprytnym chłopcem, który mógł się podobać". Mimo swego młodego wieku Byrd zdążył już zagrać w kilku horrorach, między innymi w nowej wersji "Miasteczka Salem", i z zadowoleniem przyjął rolę. "Dobry film grozy zawsze jest rozrywkowy - mówi. - Ludzie lubią ten rodzaj filmowego doświadczenia i wiem, że ten film powinien być maksymalnie straszny". Ale Byrd także musiał sprostać nie lada zadaniu, grając niemal dziecko, które musi pogodzić się z okrutną stratą i przygnębiającym łańcuchem zdarzeń, zagrażającym jego własnej egzystencji. Mocno przywiązany do postaci Bobby'ego, od początku czuł, że podoła zadaniu. "Bobby zaczyna jako typowy amerykański dzieciak z przedmieścia, ale musi dorosnąć szybciej niż wcześniej zamierzał - mówi Byrd. - Najciekawsze, że zdarzenia w filmie są tak ułożone, każdy z Carterów musi reagować inaczej niż reszta rodziny - a na Bobby'ego czeka niepohamowana wściekłość. Chce jak najszybciej dokonać zemsty, a to dążenie ściąga na niego coraz to nowe tarapaty. Zagranie tego było naprawdę interesujące". Służenie Byrdowi pomocą nadzwyczaj zbliżyło go do Teda Levine'a, Kathleen Quinlan, Aarona Stanforda, Vinessy Shaw i Emilie De Ravin. "To takie same uczucie, jakiego doświadcza rodzina na ekranie - zauważa aktor. - Byliśmy bardzo szczęśliwi, bo stanowiliśmy zgraną paczkę. To tacy wspaniali ludzie i utalentowani aktorzy. To wspaniałe, że mogłem z nimi zagrać i wierzę, że rezultat też będzie wspaniały". Aby umocnić więzi między aktorami grającymi Carterów, Aja wysłał ich wcześniej na plan do Maroka, aby mogli spędzić razem trochę czasu bez kamery. Jak wyjaśnia producentka Marianne Maddalena: "Mieli czas, by porozmawiać i lepiej się poznać. Nawiązali między sobą więzi, niemal się pokochali, co zresztą widać na ekranie: relacje nawiązane w sposób naturalny i w naturalnych okolicznościach wyglądają przed kamerą bardziej prawdopodobnie".
ATOMOWA RODZINKA: MIESZKAŃCY WZGÓRZ
Ponieważ dobór aktorów do ról Carterów był kluczowy dla reinterpretacji filmu "Wzgórza mają oczy", z równie wielką uwagą twórcy podeszli do kwestii castingu ich przerażających wrogów: klanu zmutowanych w wyniku promieniowania radioaktywnego górników. Jeszcze raz filmowcy zaczęli szukać aktorów według niezwykle trudnego klucza. "Do ról mutantów potrzebowaliśmy aktorów, którzy nie tylko sami wykonają sceny kaskaderskie, ale też zgodzą się na specjalną charakteryzację i będą grać mimo tej charakteryzacji, a do tego jeszcze potrafić będą ukazać pierwotną naturę życia mutantów - wyjaśnia koproducent Cody Zwieg. - To była wysoko postawiona poprzeczka". Do roli Pluto, zapewne najbardziej nienasyconego z mutantów, Aja od razu sięgnął po jedną z najbardziej doświadczonych gwiazd: Michaela Baileya Smitha, który występował między innymi w "Koszmarze z ulicy Wiązów V". Aja był zaskoczony rezultatami: "To, co Michael wniósł do roli, było cudowne. To jeden z najwspanialszych czarnych charakterów współczesnego filmu grozy". Smith doskonale znał historię Wesa Cravena o muntantach ze wzgórz, ale był pod wrażeniem przeróbki Aja i Levasseura - zwłaszcza dogłębnym zbadaniem niezwykłej historii rodziny mutantów, co czyni z nich osobników równie strasznych co zasługujących na współczucie. "Pociągnęło mnie to, że te powykrzywiane mutanty są potomkami ludzi, którzy nie mogli opuścić terenu prób nuklearnych, i że w jakimś sensie stanowią bliską sobie, kochającą się rodzinę - mówi aktor. - Ale z drugiej strony nie przestają szukać pożywiania na swój następny posiłek i znajdują je w członkach rodziny, która miała nieszczęście podróżować niesprawnym samochodem". Smith opisuje swego bohatera jako postać "niezwykle okrutną, a jednocześnie niewinną jak dziecko. Raz potrafi odciąć nogę i pogryzać ją niczym udko kurczaka, by za chwilę tańczyć jak dziecko i wybuchać śmiechem. Zagrać było samą przyjemnością". Aktor przyznaje, że czerpał inspirację z nowatorskiej charakteryzacji, która zmieniała nadawała postaciom upiorny wygląd. "Mój bohater jest tak zdeformowany, że w najmniejszym stopniu nie przypomina mnie - stwierdza. - Ludzie z K.N.B. EFX wykonali wielki kawał roboty ożywiając te postaci i czyniąc je tak prawdziwymi, że wprost lubiłem się w nie zamieniać. Kocham wywoływać mocne emocje, niezależnie czy to śmiech, czy płacz, a ten bohater z pewnością ewokuje masę mocnych wrażeń". Do Pluto dołącza Lizard, zachowujący się zgodnie z imieniem (jaszczurka) jak gad, którego pobudza do działania uroda kobiet z rodziny Carterów. W tej roli wystąpił inny weteran filmu grozy: Robert Joy, który zagrał w takich filmach jak "Ziemia żywych trupów" George'a Romero czy "Amityville 3". Joy uznał, że ożywianie bestialskich odruchów Lizarda będzie fantastycznym wyzwaniem. "Ta postać oczarowała mnie od pierwszego wejrzenia, bowiem jest tak intensywna i tak koszmarna, i tak barwna. Jednocześnie Lizard należy do rodziny, prawdziwej, choć żyjącej pod ziemią, być może mrocznej i tajemniczej, ale blisko ze sobą związanej - mówi. - W nowej wersji "Wzgórz" wspaniałe jest to, że znasz właściwą przyczynę ich deformacji - nie tylko fizycznej, ale i psychicznej, mentalnej i duchowej. Mogą być wykoślawieni, zdeformowani i zdeprawowani, ale robią to, czego potrzebują, aby przetrwać w piekielnym świecie, który nie oni stworzyli". Dla Roberta Joya film jest obrazem mądrze ukazującym trzy różne wizerunki amerykańskiej rodziny. "Mamy tam rodziny manekinów, umieszczone wioskach na poligonie atomowym, które wyrażają tęsknotę za ideałem, propagowanym w latach 50. XX wielu przez magazyn "Life". Rodzina Carterów to z kolei typowa amerykańska rodzina naszych czasów, ze swoimi wadami i przejawami dysfunkcjonalizmu, ale mimo wszystko kochająca się. Na końcu mamy mutantów, Papę Jupitera i jego plemię, zdegenerowanych i cofniętych w rozwoju do momentu, kiedy człowiek polował dla zaspokojenia głodu, potrzeb seksualnych i innych mrocznych spraw - zauważa. - W końcu okazuje się, że bohaterstwo może objawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Przecież Ruby - najbardziej bohaterska postać w całym filmie - należy właśnie do mutantów". Pracując nad horrorami od lat, Joy również ucieszył się ze współpracy z Aja i Levasseurem, w których widzi jaskółki nowego pokolenia. "Są bardzo oryginalni i, choć może za wcześnie o tym mówić, przydadzą świeżej krwi gatunkowi" - śmieje się. Także Ezra Buzzington, który zagrał kolejnego mutanta, Goggle'a, był pod wrażeniem Aja i Levasseura. Do roli przygotowywał się oglądając film dokumentalny o stosunku człowieka do kanibalizmu na przykładzie różnych kultur. "Ten scenariusz zawierał niespotykaną głębię - mówi Buzzungton. - A to, co przekonało mnie do przyjęcia roli, to ostrzeżenie, że możemy zniszczyć cały nasz świat i wszystko, do czego doszliśmy w naszym życiu, jeśli o to nie zadbamy - a wtedy spotka nas kara w postaci zemsty mutantów z pustyni". Billy Drago - aktor znany z wielu filmów grozy, ale także z "Nietykalnych" Briana De Palmy - gra przywódcę mutantów, dosłownie zakręconego Papę Jupitera. Drago jest entuzjastą oryginału, ale - podobnie jak jego koledzy z obsady - dostrzegł w remake'u szansę na dopowiedzenie czegoś więcej. "Spodobał mi pomysł rozwinięcia losów rodziny mutantów - mówi. - Byłem zainteresowany rolą Papy Jupitera, bowiem bierze on odpowiedzialność za swoją rodzinę i jest gwarantem, że dopóki będą działać wspólnie, nikt z niej, nawet najbardziej okaleczony, nie pozostanie bez opieki". Podczas kręcenia jednej z najbardziej szokujących scen - kiedy Papa Jupiter pożera surowe ludzkie serce - Drago miał coś do dodania od siebie. "W młodości pracowałem w kostnicy i tam powiedziano mi, że ludzka krew jest bardzo słodka. Kiedy więc jadłem na planie, serce, które mi podano, było bardzo słodkie i sprężyste i poczułem się bardzo realistycznie" - dodaje. Obserwując inne mutanty na planie, Drago był zaintrygowany, ale tak naprawdę poruszyła go Laura Ortiz jako Ruby, która wyłamuje się z rządzących klanem reguł. "Uroda postaci Ruby polega na tym, że jako jedyna spośród mutantó tęskni za cywilizacją - zauważa Drago. - Wyraża ona czułość, jakiej nie znają inne mutanty i dlatego jest oczkiem w głowie Papy". Obsadzenie Ruby było jednym z trudniejszych zadań dla ekipy castingu - dlatego, że filmowcy szukali kogoś, kto wniósłby element łagodności do szaleństwa mutantów. Ostatecznie wybór padł na Laurę Ortiz, która w filmie "Wzgórza mają oczy" debiutuje na dużym ekranie, mając za sobą rolę w filmie telewizyjnym "Sleeper Cell". "Jako Ruby Laura okazała się znakomita - mówi Alexandre Aja. - Trudno zagrać mutanta, a co dopiero zagrać takiego mutanta, który gotowy jest na takie poruszające czyny".
POSZUKIWANIE WZGÓRZ, KTÓRE MAJĄ OCZY
Pozostał jeszcze jeden ważny element filmowej opowieści o narastającym terrorze: pustynnego pleneru ze wzgórzami tak odległymi i tak niesamowitymi, że nic nie może się zdarzyć dopóki się do nich nie zbliżysz. Jak wyjaśnia reżyser Alexandre Aja: "Wzgórza w filmie "Wzgórza mają oczy" muszą mieć swój charakter - tak jak negatywny bohater filmu. Musieliśmy więc poszukać miejsca, które będzie odpowiednio nieprzyjemne, dziwnie i straszne". Jednak zamiast wracać do Victorville, gdzie kręcono oryginał, filmowcy zaczęli szukać swoich wzgórz na całym świecie. Byli w Namibii, Południowej Afryce, Nowym Meksyku, Kalifornii i wreszcie Maroku, gdzie znaleźli właściwe połączenie odpowiednio przerażających krajobrazów i technicznych możliwości. W miejscowości Ouarzazate, znanej jako "brama do Sahary", znaleźli swój odpowiednik ziemi wyjałowionej przez atom. "To był najlepszy wybór - uważa Aja. - Wokół nic tylko nagie skały. Jak tylko to zobaczyłem, wiedziałem, że to wymarzone miejsce na film". Chociaż aktorzy i ekipa ucieszyła wiadomość o podróży na egzotyczny plan filmowy na okres 45 dni zdjęciowych, okazało się, że trzeba będzie stawić czoło silnym wiatrom i wysokim temperaturom, właściwym dla tego rejonu świata. Temperatura dochodziła czasem do 48 stopni Celsjusza, w której rozpuszczała się charakteryzacja, zaś codzienne burze piaskowe wstrzymywały produkcję. Ale pot, brud i codzienny rygor miały swoje dobre strony - uświadomiły aktorom sens walki o przetrwanie. Wspomina Kathleen Quinlan: "Przez wiele dni planie temperatura sięgała 45 stopni, a wiatr sypał nam w oczy czerwony pył, a wtedy zrozumieliśmy, że wcale nie musimy grać, wystarczyło być na planie. To wszystko zagrało na ekranie". Aaron Stanford dodaje: "Zdjęcia w Ouarzazate pomogły stworzyć autentyczną rodzinną więź między aktorami, ponieważ w takim odosobnionym miejscu i w takich warunkach po prostu musieliśmy trzymać się razem". W istocie, przy pracy nad filmem byli zatrudnieni przedstawiciele 16 różnych narodowości, którzy pokonując bariery językowe i różnice kulturowe wnieśli do filmu wspólny efekt wymiany poglądów i artystycznych doświadczeń. Jak podsumowuje Marianne Maddalena: "Każdy z nas miał na celu wykonanie dobrej roboty. A Alex i Gregory zainspirowali nas wszystkich".
TWORZĄC WZGÓRZA Z OCZAMI
Większa część lęku, jaki rodzi film "Wzgórza mają oczy", wynika z jego niezwykłej energii wizualnej, jaką zawdzięczać można pustynnemu otoczeniu i poligonowi jądrowemu, który wydaje się idealnym miejscem kryjówki krwiożerczego klanu mutantów. Dla reżysera Alexandre'a Aja priorytetem zawsze było ostre spojrzenie i pojawiające się w trzewiach poczucie narastających emocji. To dlatego na operatora wybrał Maxime'a Alexandre'a, którego szokujące zdjęcia do "Bladego strachu" zyskały mu uznanie równe temu, jakim cieszy sam film. Bliska współpraca Alexandre'a z Aja i Levasseurem była kluczem do spoistości wizualnego stylu filmu. "Osiągnęliśmy prawdziwe porozumienie z Maxime, wiedzieliśmy, że możemy być w 100 proc. pewni jego zdjęć i nigdy się nie zawiedliśmy - mówi Aja. A Marianne Maddalena dodaje: "Maxime świetnie rozumie się z Alexem i Gregiem, wnosząc do ich wizji zarówno napięcie, jak i intensywność, wzmacniające oryginalność i efektywność przedsięwzięcia". Alexandre dobrze znał szorstki styl trzymanej w ręku kamery z oryginału Wesa Cravena, ale wiedział też, że Aja i Levasseur chcieliby zaznaczyć własny punkt widzenia. "Sądzę, że Alex i Greg dostrzegli szansę na wniesienie jakiegoś elementu współczesnego do tej klasycznej już historii. Sama fabuła jest już dobrze znana, więc odróżnić nas może jedynie styl" - mówi. Alexandre stanął wobec licznych wyzwań podczas realizacji, a jednym z nich była próba sfilmowania eskalacji strachu i porażających odkryć, unikając charakterystycznych dla większości horrorów mroków, ale w oślepiającym słońcu pustyni. "Większa część tego filmu rozgrywa się za dnia, co wcale nie okazuje się łatwe, zwłaszcza jeśli zamierza się odkrywać sens nieznanego - mówi operator. - Chcieliśmy stworzyć atmosferę, w której każdy kamień czy gałązka ukrywa coś przerażającego. To było ekscytujące zadanie. Dla mnie najciekawsze było zasygnalizowanie strachu i nakreślenie wizerunku nieznanego za pomocą światła". Kolejny etap ożywiania świata mutantów na pustyni należał do scenografa Josepha Nemeca, którego filmografia obejmuje opowieść o tornadach "Twister" i thriller "Czas patriotów". Swoją scenografię do filmu "Wzgórza mają oczy" Nemec oparł na specyficznych emocjach, które wraz twórcami filmu chciał eskalować scena po scenie. "Wraz z Alexem i Gregiem omówiliśmy cały film scena po scenie, zastanawiając się, co w danej chwili ma odczuwać widz - strach, współczucie, lęk itd. - i na podstawie tych rozmów przygotowałem scenografię - wyjaśnia. - Zgodziliśmy się, że klucz do wszystkiego będzie tkwił w detalach. Nie znaczy to, że omawialiśmy każdy rekwizyt, element dekoracji czy naturalnego tła - niezależnie, co to było, miało być wyraziste i prawdziwe". Nemec szczególnie uważnie współpracował z twórcami filmu, tworząc wnętrze kempingowego wozu Carterów, który okaże się ich jedynym schronieniem, zwłaszcza w pierwszej części filmu, gdy wokół nich narastać będzie terror. W trakcie realizacji wykorzystano cztery różne wersje wozu, z czego trzy oparte były na oryginalnej konstrukcji Airstreama rocznik 1988, czwarta zaś została zbudowana specjalnie do filmu i była o 1/3 większa od oryginału, aby znalazło się w niej miejsce na kamerę z możliwością manewrowania nią w trakcie ataku mutantów. A najciekawsze, że samochodów Airstreams użyczył sam król Maroka, który wcześniej używał ich do polowań. Ich wnętrza zostały całkowicie odmienione przez Nemeca, aby przystosować je do gustów i finansowych możliwości amerykańskiej klasy średniej. "Wóz kempingowy Airstream pozostał jasnym i słonecznym przeciwstawieniem wobec całej reszty filmu, pozostającej w stanie rozkładu jak znak innego czasu - mówi Nemec. - To jedyne miejsce, gdzie wykorzystaliśmy współczesne materiały, tekstury i kolory. Chcieliśmy pokazać, że zanim Carterowie wjechali między wzgórza, byli rodziną o silnej strukturze, z określonym celem w życiu, mającym swoje sukcesy i przywileje, co miało być widać poprzez scenografię". Kempingowy wóz Carterów okazał się jasnym kontrapunktem dla stworzonych przez Nemeca siedzib mutantów, podobnie jak dla z najbardziej dramatycznych i oryginalnych planów filmu: wioski do testów atomowych. "Mutanty są uwięzione - mówi Nemec. - Są uwięzione w swoim wyniszczającym czasie, w jedynym możliwym trybie życia jaki znają, w swej deprawującej dzikości. Tworząc ich świat użyliśmy chropawej tekstury, ciemnych barw i szorstkich powierzchni. Chciałem pokazać najbardziej wiarygodnie jak to możliwe, co się może wydarzyć w wyniku eksplozji jądrowej, jak może wyglądać środowisko naturalne zatrzymane w takiej chwili, pokazać, jak mogą wyglądać mutanty i jak mogą się buntować przeciwko okropnym warunkom, w jakich żyją". Zdaniem Alexandre Aja i Gregory'ego Levasseura, scenografia Nemeca jest częścią ogólnej koncepcji wizualnej filmu, tworzonej z zamiarem wzmożenia lęku, niezdrowej fascynacji i czystego strachu w każdym kadrze filmu. "Wiedzieliśmy, że nasz film od samego początku będzie kolosalnym wyzwaniem - mówi Aja. - Mieliśmy napięty terminarz, mnóstwo akcji, wiele skomplikowanych scen, masek, efektów specjalnych i komputerowych - ale każdy z tych elementów był istotny dla filmowej narracji". "Podsumowując - mówi reżyser - "Wzgórza mają oczy" Wesa Cravena na zawsze zachowają swoją pozycję. Jeszcze nieraz obejrzę ten film w przyszłości. Ale nasz film jest nie tyle remake'iem, ile nowym podejściem, innym spojrzeniem na fabułę, która sama w sobie jest i będzie zawsze autentycznie przerażająca".
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.