"X-men" Briana Singera to naprawde dobry film. To trzeba przyznać. Udało mu się zebrać kilka
postaci z komiksowego uniwersum, zachowujac przy tym umiar i nie pomijając nikogo. Coś co
później udało się jeszcze Wheedonowi przy okazji "Avengers".
Końcem lat 90tych powstawało wiele adaptacji komiksów. Wszystkie były spektakularnymi
klapami. Ich twórcy nie mieli w ogóle pomysłu jak podejść do tematu i zrealizowaćgo na serio.
Film Singera wtedy był rewolucyjny, bo z tych wszystkich ówczesnych adaptacji był dobry.
Mój problem z oceną jest taki że waham się między 7 a 8. Sam film, muszę przyznać, nie porwał
mnie jakoś niezwykle. Historia jest ciekawa, ale nie angażuje aż tak bardzo, akcji cy napięcia też
nie jest zbyt wiele. W dodatku finał filmu również jest dosć skromny i bardzo szybko akcja się
rozwiazuje. Na tle obecnych adaptacji komiksów, moze wydaćsię wręcz nużący.

Skąd bierze sięsiłą tego filmu?
Otóż, scenariusz jest bezbłędny. Singer z wielkiego uniwersum wybrał kilka kluczowych postaci,
nie upychał całej masy bohaterów na siłę do fabuły, tylko zachował umiar i przy okazji zarysował
każdego z nich. Każdy jest po coś, kady ma okazję się wykazać i każdy jest do zapamiętania.
Również aktorzy w swoich rolach spisali się idealnie, zwłaszcza Ian McKellen w roli Magneto.
Także wiele kwestii bohaterów zapadaja w pamięć i słysząc niektóre z nich można mieć ciarki na
plecach bo są tak dobre.
Fabuła także jest dość mocna. Wszystkie opiera się na konflikcie ideologicznym. Każda strona
konfliktu ma mocne motywację i każda ma swoje racje.
Jedynym wątpliwym elementem jest tylko plan Magneto. Poza tym, film jest po prostu genialnie
napisany.
Dzisiaj film już nie robi aż tak wielkiego wrażenia, pozostaje jednak wzorcem, jak dobrze
adaptować komiksy i ich bohaterów.