Jak dla mnie nic ciekawego. Bo i jak może być interesującym fakt, kto z kim sypia, gdzie się szlaja
itp. Ok. Świętym (jak na ironię losu) Saint nie był. Jego życie. W tym filmie chyba miało chodzić o coś
więcej- o sztukę, artyzm, o ukazanie geniuszu w tak zagubionej i zepsutej postaci. Szkoda, że się nie
udało. Moim zdaniem film nudny, dłużył się bardzo. A kolekcji, pracy twórczej, zmagań ze zmianami-
innym podejściem do świata mody, ludzi, do stylu życia ja tu nie dostrzegłam. Dla mnie to historyjka
o homo, który mają kupe szmalu i piep....wszystko co się rusza. Sorry....
Zgadzam się, zapowiadało się ciekawie, a potem się zrobił typowy francuski film - skakanie z łóżka do łózka i nudyyy.
No właśnie. On tak żył. Przecież tutaj te oba światy - zawodowy i prywatny - ciągle się przenikają. Wg mnie czuć w tym filmie ciekawą atmosferę - te zadymione kluby, muzyka (!!!) i on - czy dlatego tak nieszczęśliwy prywatnie, bo całą duszę poświęcał projektowaniu - czy może dzięki temu, że prywatnie tak nieszczęśliwy znalazł odskocznię w sztuce projektowania mody i jej oddał swoje życie? To są pytania, które przewijają się przez cały film. Każdy widzi to co chce. Jeśli są uprzedzenia to zawsze obraz dwóch facetów w łóżku przesłoni całą resztę...
Muzyka jest jednym z mocniejszych elementów w tym filmie. I całkowicie się z tobą zgadzam. Film nie jest cukierkowo-różowy, przedstawiona miłość jest trudna, ukazane jest jak Yves właściwie nie może sobie poradzić ze swoim geniuszem.
A z drugiej strony film nie jest obleśnie kontrowersyjny. Homoseksualizm w zasadzie nie jest tu przedstawiony tylko po to, żeby wzbudzić sensację i przyciągnąć widzów.