W obsadzie jest blad Lillian Gish gra Lucy Burrows, a nie sama siebie.
Zagrala rewelacyjnie, w czym byc moze pomogly jej wlasne wspomnienia z przeszlosci dotyczace ojca, niemniej blad nalezaloby poprawic.
Film swietny i .... nadwyraz aktualny. Porusza temat przemocy w rodzinie. O grze mistrzostwie L. Gish juz napisalem.
Doskonala kreacje zaprezentowal takze Donald Crisp, jako czarny charakter, ojciec maltretujacy swoja corke.
Griffith takze zadziwil tematem, po monumentalnych obrazach jak Narodziny Narodu czy Nietoleracjacji tutaj taka subtelna perelka.
Richard Barthelmess troche zbyt tetralny, ale i tak znacznie lepszy niz
np. Valentino, ktorego filmow nie da sie obecnie ogladac na serio.
Male arcydzielo poczatkow kina niemego.