Zło tej produkcji tkwi w scenariuszu i to raczej niezbyt głęboko. To, co jako tako sprawdza się w formule kilkudziesięciostronicowych opowiadań zalatujących naftaliną, jest kompletnie niestrawne na ekranie. Typowe dla ekranizacji inspirowanych twórczością Lovecrafta rozwlekłe pitolenie o niczym. Bohaterka kpi z partnera wykazującego objawy zaburzeń maniakalno-depresyjnych: "Wiesz jak śmiesznie wyglądasz zgrywając twardziela? Jak złota rybka udająca rekina". Twórcy uzyskali podobny efekt, usiłując tworzyć atmosferę grozy, z tym, że ich rybka zdechła na długo przed napisami końcowymi. "Śniący" w fiordzie raczej śnięty.