Wskazał drogę Bressonowi czy nowofalowym kapiszonom. Granica miedzy dokumentem a
fabułą jest płynna, zwykli ludzie oraz akweny są jego protagonistami. Także bardzo
przepraszam, ale rejestrowanie rzeczywistości to nie jest kino. Ktoś może zapytać:"Kto ci dał
moralne prawo do wyrokowania o tym co jest kinem, a co nie". W odpowiedzi wysmiał bym mu
się w twarz, ale w istocie sztuka to materia tout court subiektywna, więc w sumie miałby rację.
Niewiele zrozumiałeś z zabiegów Epsteina, którymi operował w swoich morskich opowieściach. Konstruował je poniekąd na wzór pamięci ludowej, budując napięcie nie szczegółami, klasycznym rytmem fabuły, ale przedstawieniem budowanym jak ustna opowieść, której siłą jest ogólne przedstawienie postaci i ich losu, tak by zmitologizowani stali się ponadczasową prawdą, miejscem odwołania dla systemu wartości, tych którzy dają przekaz i dla tych którzy go odbierają. Śmiałbyś się niechybnie jak głupiec z ludowego przysłowia o którym pamiętał Erazm w swojej pochwale.