Przy pierwszym zderzeniu reżyser pozwala nam zachować dystans do bohaterów. Są z początku lekko groteskowi i zupełnie szablonowi. Można patrzeć na nich z góry. Można umieścić ich w wygodnych szufladkach apodyktycznej, upierdliwej "konserwy" i nieudacznika maminsynka. Potem jednak atmosfera zaciska się w miarę rozwoju akcji jak powoli zaciągany supeł. Bohaterowie stopniowo odkrywają przed nami zakamarki swojej przeszłości i intencji, toczą między sobą nierówną walkę na emocje, po czym zupełnie wciągają widza w swój chaotyczny, pożółkły światek małostek i zależności. Tłumione emocje podszywają niepokojem z pozoru spokojną akcję oglądaną na ekranie, a toksyczne relacje między bohaterami przytłaczają, budując nam duszną klatkę z wstydu i bezsilności. Doskonała gra aktorska sprawia, że jesteśmy tam, czujemy razem z nimi. Podsumowując: ciekawy, poruszający film okraszony przepiękną muzyką... choć przy tym całym zestawie zakończenie jest, krótko mówiąc, rozczarowujące. Reżyser daje nam dramatyzmem w twarz - tak na wypadek, jakby nie dotarł do nas subtelniejszy przekaz. Zbędna, teatralna wręcz zagrywka tłucze naszą klatkę w drobny mak w jednej chwili dystansując widza, uniemożliwiając identyfikację z Unnarem i... uświadamiając, że to jednak tylko film.
Pisz o sobie, a nie "przed nami, w naszą, daje nam". Mnie w ogóle nic nie "wzięło" w tym teatralnym, źle zagranym i rozegranym dramaciku.