Odświeżyłem sobie ten film po latach i nie da się ukryć, że czas zrobił swoje. To co straszyło kiedyś, teraz wzbudza jedynie uśmiech politowania. O ile do samego wyglądu jak i sposobu poruszania się wilkołaka trudno się przyczepić (no może jedynie do jego bardzo ograniczonej mimiki, bo reszta jak na lata dziewięćdziesiąte prezentuje się bez zarzutu), o tyle przemiana do jakiej dochodzi w świetle księżyca razi sztucznością i najzwyczajniej śmieszy.
Efekty specjalne rażą niedopracowaniem i w zasadzie mógłbym na nie przymknąć oko i usprawiedliwić je czasami w jakich film został nakręcony, gdyby nie inne tytuły powstałe znacznie wcześniej, które wręcz zachwycały swoimi efektami specjalnymi i mimo upływu lat zastosowane w nich ujęcia z wykorzystaniem animacji komputerowej nadal robią wrażenie (np. Park Jurajski Spielberga).
Fabuła nieskomplikowana i schematyczna, aktorstwo bardzo przeciętne (kiepska gra Mariel Hemingway). Wszelkie niedogoności rekompensuje nam klimat, którego temu filmowi nie można odmówić oraz parę krwawych ujęć, w których wilkołak rozszarpuje swe ofiary. Na plus świetna, doskonale współgrająca z wydarzeniami na ekranie ściezka dźwiękowa autorstwa Daniela Lichta. Szkoda, że przy nieco ponad godzinie filmu dostajemy jedynie kilkanaście minut wartkiej akcji.
5/10 - trochę z sentymentu, oraz z zamiłowania do postaci wilkołaka, bo nie da się ukryć, że tytuł trochę się zestarzał i z upływem lat stracił nieco swego blasku. Z podobnych tytułów polecam trylogię "Zdjęć ginger", szczególnie pierwszą jej część.
Przemiana wygląda ciulowo, bo zamiast zrobić ją normalnie za pomocą kukieł i animatroniki to zastosowali cyfrow SHIT.
Cyfrowe efekty są zawsze ch-e i wygladają nędznie że psują cały film.
Zobacznie jak wyglądają efekty w THE THING (tym starym oczywiście) - film nie ruszony cyfrowym shitem.