Ekranizacja powiesci Trumana Capote, w rezyserii Richarda Brooksa ("Kotka na goracym blaszanym dachu").
Trzymajacy w napieciu kryminal a zarazem dramat psychologiczny.
Dwoch mlodych recydywistow podrozuje samochodem kilkaset mil do stanu Kansas. Marzy im sie bogactwo, wspominaja "Skarb Sierra Madre" z Bogartem. Tam w malym miasteczku (wg jednego z nich ktory dostal cynk od kolegi z celi) mieszka pewien farmer, ktory ma sejf, a w nim 10tysiecy dolarow. Latwy lup, wiec przyjaciele docieraja do celu i z zimna krwia morduja cala rodzine.
Pozniej udaja sie do Meksyku. W tym czasie policja prowadzi intensywne sledztwo starajac sie znalezc jakis trop prowadzacy do zabojcow...
Film wszedl na ekrany w 1967 roku i wywolal spore poruszenie. Wprawdzie rok pozniej miala premiere "Noc zywych trupow", ale juz film Brooksa byl prekursorem do powstania kategorii wiekowej R.
Jak na tamte lata film absolutnie nowatorski i troche szkoda ze pomimo czterech nominacji do Oscara nie otrzymal ani jednej statuetki.
Akcja rozgrywa sie w 1959 roku, a wiec w czasach kiedy Ameryka wlasnie tracila swoja niewinnosc (zwlaszcza ze historia oparta jest na autentycznych wydarzeniach!), przypomnijmy ze dwa lata wczesniej calym krajem wstrzasnela glosna sprawa psychopaty Eda Geina. Wciaz jednak spoleczenstwo nie chcialo uwierzyc ze mozliwa jest zbrodnia bez motywu.
Absolutny klasyk, do tego swietna muzyka Quincy Jonesa (ostatnio jego motyw z "Ironside" wykorzystal Tarantino w "Kill Bill").
Trudno sobie wyobrazic jak mozna ogladnac "Capote" bez znajomosci tego filmu (badz tez ksiazki).