Ale obejrzałem i nie żałuję. Film ma klimat, gra aktorska jest na naprawdę wysokim poziomie, kiedy bohaterowie czuli ból, ja czułem go razem z nimi. Sceny gore są naprawdę dobrze zrobione. Angus Macfadyen świetnie odwzorowuje psychikę kompletnego psychola, który zaślepiony chęcią stworzenia "rodzinki" zupełnie nie zważa na to, że jego pacjenci przeżywają istną gehennę. Film niezwykle trzyma w napięciu do samego końca, zwłaszcza w drugiej połowie. Wbrew temu, co sugeruje zwiastun, to dobrze nakręcony horror, który sprawił, że ze dwa razy się mocniej skrzywiłem. Niestety jest kilka szkopułów, które odejmują temu filmowi: muzyka zbyt często tworzy, jak to nazwałem, "soundtrack jumpscare", kiedy nagle jedzie w górę, jakby działo się coś strasznego, a się nie dzieje, i po jakimś czasie to już się mocno przejada. W dodatku głupota niektórych scen, często związana z tym, że bohaterowie, dotąd słabi i ledwo mogący biegać (zdolni do tego dopiero po jakimś czasie oczywiście) nagle potrafią podciągnąć się na haku i trwać tak kilka minut. No i sceny po napisach, pierwsza po tych początkowych, totalnie zbędna, takie zabiegi pojawiają się w co 2 horrorze i już myślałem, że ten jest inny, a tu bęc. A druga, po całych napisach, na sam koniec, to już w ogóle zbędna. Więc nie jest to dzieło wybitne, ale dla fanów horrorów w sam raz... aha, zapomniałbym- świetny twist fabularny na koniec. Totalnie się nie spodziewałem, to znaczy miałem jakieś tropy, które narzucał sam koncept, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałem.