'Zagadka czerwonej orchidei' była by typowym krimi, gdyby nie kilka drobnych 'wyskoków'. Po pierwsze mamy tu dwa rywalizujące gangi z USA, choć oczywiście akcja dzieje się w Londynie. Dość zabawna sprawa: w filmach krimi, gdzie 90% obsady stanowili z reguły Niemcy, wcielający się w rolę Brytyjczyków, kilkakrotnie pojawił się Sir Christopher Lee. Nasz jedyny rodowity Brytyjczyk wcielił się np. w Azjatę Ling Chu (Das Geheimnis der gelben Narzissen) i w amerykańskiego kapitana policji, właśnie w 'Zagadce czerwonej orchidei'. Drugi wyskok jest taki, że 'Orchidea', to jedyne krimi, jakie do tej pory widziałem, w którym brakuje zarówno Joachima Fuchsbergera , jak i Heinza Drache. Jest za to, jak zwykle świetny (i jak zwykle go za mało!) Klaus Kinski oraz charyzmatyczny Eddi Arent.
Fabuła jak zwykle naiwna, ale tym razem jeszcze bardziej poplątana, muszę przyznać, iż nieźle się pogubiłem. Wykonanie dość standardowe - jest stylowo, zabójstwa są... khm... umowne.
Zabrakło mi w tym filmie czegoś charakterystycznego, jak nurek z 'Das Gasthaus an der Themse', czy żabia maska z 'Der Frosch mit der Maske,'. Ale i tak oglądało się bardzo przyjemni i ani chwili się nie nudziłem.