Bardzo, ale to bardzo niedoceniony film, który najzwyczajniej mówiąc "wielcy znawcy" z Hollywood i tych innych miast, w których mają oni swoje siedziby kompletnie olali, albo są ślepi niedostrzegając potencjału tego filmu. Fabuła jest wciągająca i trzeba przyznać, że od samego momentu kiedy okazało się kim tak naprawdę jest Vincent trzyma ona w napięciu do końca. Scenariusz był według mnie rewelacyjny, a Tom Cruise powinien częściej wcielać się w rolę czarnych charakterów. Piekielnie pasował do tej roli i tak przy okazji całkiem, całkiem mu w tych siwych włosach. Jego postać jest bardzo wiarygodna i sprawia wrażenie człowieka o większościowym wypaczeniu człowieczeństwa, co pomaga i daje mu satysfakcję z pracy. Trochę mi było go szkoda no bo wiadomo, że tacy ludzie żyją szybko, ale krótko. Jamie Foxx troszkę mi nie pasował do tej roli, ale jakby się tak dłużej zastanowić to raczej nikogo innego w roli zdesperowanego taksówkarza nie widzę. Scenariusz mnie w paru miejscach kompletnie zdezorientował np. Wtedy kiedy wybiegli ze szpitala. Pierwsze słowa jakie się same ze mnie wyrwały to "Co on do k**wy nędzy wyprawia?!" No i nierozumiem dlaczego on się tak jakoś zaczął do niego przywiązywać. Tak naprawdę nie był on mu wcale potrzebny, kiedy spartolił całą akcję i próbował go powstrzymać nie gniewał się. Po prostu znajdował alternatywne rozwiązanie. Miał jakieś takie antyspołeczne zachowania.