Gdy widzę łatkę horroru przypiętą do nieznanego mi tytułu, zawsze błagam żeby film ten nie okazał się slasherem, gore lub torture-porn. Odtąd ta wyliczanka powiększa się o jeszcze jeden rodzaj filmów.
Groza "Zamkniętych okien" opiera się na zetknięciu się pary mieszczuchów z niższą klasą społeczną. Widzimy co prawda kilka scen sugerujących jakieś wątki fantastyczne typowe dla horroru, a wśród nazwisk dostrzegamy Lovecrafta co by sugerowało obecność jakichś macek i wielkich przedwiecznych, ale to będzie jedynie zmyłka. Prawdziwe zagrożenie to banda znudzonych facetów marzących jedynie o wydymaniu najświeższego towaru na wyspie i swych zapędów nigdy nie studząca. Amatorem takich filmów nie jestem, więc w szczegóły się nie zagłębiam.
Realizacja typowa dla swoich lat. Czuć zacny klimat lat '60, w czym pomaga zielony Thunderbird głównych bohaterów. Muzyka jest nieco psychodeliczna i tyleż klimat osaczenia podsyca, co z filmem się nie spaja - niby filmowi pomaga, ale właściwie żyje własnym życiem.
Jak już wyżej wspomniałem, to nie jest to czego po tym filmie oczekiwałem. Jeśli ktoś lubi filmy opierające się na starciu cywilizacji z prymitywnymi instynktami, ten raczej nie powinien się sugerować moją oceną. A ocena moja będzie niska:
1/5
Ano właśnie - kocham spoilery, bo dopiero z nich można się dowiedzieć, czy to rzeczywiście supernatural horror, czy psychopatyczny morderca (nie znoszę!), zbrodnicza sekta lub równie zbrodnicze doświadczenia na ludziach, ludożercy czy inny badziew. Streszczenia starannie pomijają tę kwestię, a wszystkie stacje telewizyjne mieszają gatunki zupełnie bez sensu.
SPOILER!!!
Horror to to na pewno nie jest. Największym zagrożeniem nie jest szurnięta siostra zamknięta na strychu tylko banda wieśniaków chcąca wydymać ładną panienkę z miasta. Najtragiczniejsze w filmie są ciosy karate zadawane przez męża tej panienki. Dla mnie 4/10 bo byłam jednak ciekawa co jest na tym strychu.