3/4 filmu wprawia w dobry nastrój, lekki, do pośmiania się i relaksu. Doskonały jak zwykle Stanley Tucci, niezły Richard Jenkins jako detektyw no i aż nudna w swoim tanecznym perfekcjonizmie Jennifer Lopez. I na tym atuty filmu się kończą.
Irytacja i zgrzytanie zębami zaczyna się w momencie, gdy idiotyczna córeczka nastolatka egzaltowana, bez odrobiny taktu zaczyna drzeć swą amerykańską niewyparzoną...buźkę na ojca, przeszkadzając mu w tanecznym skupieniu, co skutkuje katastrofą na konkursie! A potem katastrofa scenariusza filmu i gry aktorskiej trwa w najlepsze! Zupełnie nieprawdopodobna scena, gdy Gere jako Clark przeprasza swoją żonę na parkingu, choć to ona powinna jego! Gdy Gere pokazuje, że jest aktorem bez jaj, bez ikry, kompletne dno! Idiotycznie dobrana do roli żony Susan Sarandon, która tu się kompletnie nie sprawdza, jest za stara, nieprzekonująca, wręcz przeszkadza w tej roli! I głupie zakończenie, gdy Clark pokazuje to, co było pisane w zaufaniu do niego, swojej żonie, po czym przeprasza że żyje i rozpłakuje się prawie, bo biedaczek bał się powiedzieć, co może go uszczęśliwić! I zamiast biec na spotkanie przeznaczenia, ni przypiął ni przyłatał nagle leeeciiii do żony z czerwoną różą! Już dawno żaden film mnie tak nie zirytował! Nawiasem mówiąc, po roli cynicznego lowelasa bez głębi, empatii i ikry w "Pretty Woman" Gere do niczego się nie nadaje! Jest beznadziejny! Jedynie rola w "Pretty..." była stworzona dla niego-grał siebie.
I na zakończenie, sytuacja małżeńska przedstawiona w "Zatańcz ze mną" jest tak głupia i nieprawdopodobna, że aż żenująca!