Całkiem dobry pomysł z dość dużym potencjałem rozwodniono do poziomu papki i ujęć smutnej buzi głównej bohaterki.
175 ludzi siedzi sobie kilka tygodni w budynku w centrum miasta podczas gdy jedna frakcja niby wprowadza stan wojenny i usilnie szuka buntowników...
No i te płytkie egzystencjalne przemyślenia bohaterki, które ustępują nawet listom czytelniczek Bravo.
Całość ogląda się z dużym zażenowaniem, podobnym do tego jakie można otrzymać oglądając Intruza - ta sama schematyczność dochodząca czasem aż do groteski (choć w przypadku Intruza śmiem twierdzić, że to zakamuflowany manifest komunistyczny - ten idealny świat, to zbieranie zboża przy użyciu sierpów... ;) )
Słaba gra aktorska i słaby montaż. Widać, że za bardzo nie było chęci na stworzenie bardziej widowiskowej i ożywionej narracji, bo i po co? Każde młode pokolenie ma parę filmów na które i tak pójdzie. Ja miałem Transformers (2007), potem były Zmierzchy, a teraz to.
Gdyby ktoś się zastanawiał jak wyglądałby ten film gdyby komuś rzeczywiście się chciało, to polecam Więźnia Labiryntu czy pierwszą część Głodowych Igrzysk (niestety w kolejnych mimo wszystko sprawę pokwapiono w mniejszym lub większym stopniu).
Polecam młodzieży w wieku gimnazjalnym (ale raczej tym z 1-2 klasy, bo trzecioklasiści już są bardziej poważni), a także tym, kto obejrzał już wszystko co mógł, a bardzo chce obejrzeć jakiś film do obiadu.