Film jest, naprawdę bardzo dobry. Jeszcze przed obejrzeniem, zżerała mnie ciekawość jak będzie wyglądało zestawienie tych dwóch wybitnych aktorów, niejako przeciw sobie. Jedno mogę powiedzieć - nie ma zawodu. Jeśli chodzi o DiCaprio to sam się sobie dziwię jak bardzo zmienił się mój stosunek do niego. Jeszcze 10 lat temu na sam dźwięk jego nazwiska przed oczami miałem "Titanica" oraz "Romeo i Julie", obie produkcje raczej nie z "mojej bajki". I chociaż "Chłopięcy świat" czy "Co gryzie Gilberta Grape'a", są dla mnie perełkami, to w tamtym czasie Leonardo kojarzył mi się z umodelowanym lalusiem. Dzisiaj mogę stwierdzić, że zbyt pochopnie go zaszufladkowałem a filmy w których występuje są w znakomitej większości gwarancją dobrego kina. Inaczej ma się sprawa z Tomem Hardym-jego UWIELBIAM. Produkcje z jego udziałem mają to "magiczne coś". Przykładowo gdyby, ktoś powiedział mi zanim obejrzałem, że spodoba mi się film gdzie przez prawie 90 minut facet jedzie autem i gada przez telefon (Locke) pewnie bym się zaśmiał. A jednak, mistrzostwo świata. Nie wspomnę już o "Bronsonie" czy miniserialu "The Take" gdzie jego gra wbiła mnie w ziemię. I tak jak kiedyś jarałem się kunsztem De Niro i Pacino (dalej tak jest) tak obecnie to właśnie tych dwóch aktorów według mnie , zajmuje miejsce na samym szczycie tej profesji. A przecież to właśnie takie "pojedynki na szczycie" są wisienką na torcie dla oczu każdego kinomana.