Od kiedy pamiętam miałem wrażenie istnienia, współwystępowania nieoczekiwanych splotów chwil, wrażeń, sensów - przeczuwałem istnienie pewnego klucza...
Konstrukcja filmu wywołała we mnie ponownie chęć rozwikłania tej sieci subtelnych sugestii, bardziej i mniej jasnych odniesień, mocnych obrazów. Jak uważam, reżyser Tomasz Wasilewski również wywoływał te ledwo tlące się, tajemne odczucia dzieciństwa - które w zadziwiający sposób łączyły się przed jego oczyma, splatały, "zjednywały".
"Zjednoczone Stany Miłości" to film wyrywający się z zaklętego kręgu obsesyjnych tematów polskiego kina, ukazujący perspektywę nową, odkrywczą, odnawiającą. Niektóre ze scen wywołały nie tylko mój wielki szok, ale muszą przekraczać granice sposobu, w jaki dotychczasowo "uprawialiśmy" polskie kino, nie ważąc się przekraczać "dozwolonych" linii, reprodukując wciąż te same klisze.
"Zjednoczone Stany Miłości" jest w moim odczuciu zdecydowanie bardziej filmem "mediumicznym", aniżeli koncypowanym. A jako taki ma w sobie wiele tajemnic. Zachęcam do seansu - ja byłem pod głębokim wrażeniem.
Mijałem Pana Wasilewskiego na schodach i gdyby nie była to oficjalna impreza, obfitująca w reporterów i "gwiazdorów", a raczej szkolne wagary gdzieś obok torów kolejowych - jestem pewien, że Pan Wasilewski zostałby moim dobrym kolegą.