Wczoraj pochwaliłem "Kolor z przestworzy", jako fajną ekranizację opowiadania Lovecrafta, licząc, że może Hollywood odkryje twórczość samotnika z Providence i powstaną kolejne dobre horrory wykorzystujące mitologię Cthulhu.... Cóż, ten z pewnością do nich nie należy. Owszem, film zaczyna się cytatem z Lovecrafta, pojawia się Necronomicon, tu i tam symbole przedwiecznych... Tylko co z tego, skoro to w gruncie rzeczy kolejny nikomu niepotrzebny horror o opętaniu i egzorcyzmach jakich nakręcono dziesiątki? Ja wiem że łatwiej zabrać coś z Lovecrafta, którego twórczość znajduje się w domenie publicznej, więc można używać jej bez strachu o pozew, niż wymyśli coś swojego, ale kurde, w tym filmie to na prawdę by nie zrobiło totalnie żadnej różnicy. Ot, parę imion, nazw i symboli, które można kojarzyć z opowiadań. Zero klimatu, zero tajemnicy, zero szaleństwa, zero kosmicznej grozy....
Dlatego, jeśli jesteś fanem Lovecrafta, a ktoś będzie próbował skusić Cię do obejrzenia tego filmu, poprzez nawiązania do jego twórczości, to wiedz że nie ma sensu się tym kierować.