Powstały na dwa lata przed głośnym obrazem Finchera film obiera sobie za zadanie rekonstrukcję wydarzeń jakie miały miejsce w San Francisco i okolicach, gdy postrach siał niejaki "Zodiak". Dzieło Bulkleya to kino bardzo poprawne i chyba przez to właśnie mało zajmujące. Ponadto film ogranicza się do początków działalności słynnego seryjnego mordercy, które przypadły na koniec lat 60-ych, przez co sprawia wrażenie mocno niekompletnego. Akcja urywa się wraz z groźbą ataku na szkolny autobus, czyli koniec następuje mniej więcej tam, gdzie kończył się inspirowany tamtymi zbrodniami "Brudny Harry". Ogólnie rzecz biorąc sięgnąć nie zaszkodzi, ja w zasadzie podejrzewałem że będzie to coś znacznie słabszego, jakaś popelina na poziomie telewizyjnej produkcji. Aż tak źle nie jest, ale dobrze też bynajmniej nie - "Zodiak" A.D. 2005 nie trzyma w napięciu, polowanie na psychopatę jest kompletnie wyzute z emocji, przez większość seansu śledzi się fabułę z obojętnością. Fincher zdecydowanie lepszy, ale to akurat zrozumiałe.