Ten film, to kompletny nonsens. Przegadany jak stary teatr telewizji. Największą wadą, kompletnie ten film kompromitującą, jest absurdalne zachowanie właściwe wszystkich bohaterów. Normalny człowiek podczas seansu nie myśli o sensie, czy przekazie filmu, nie wczuwa się w klimat, gdyż postacie zachowują się w niemal każdej scenie jak potłuczone, zupełnie bez powodu. Twórca, chciał za wszelką cenę pokazać, że w chwili zagrożenia nikt nikomu nie ufa i ukrywa każdą informację. Ale scenariusz w tej kwestii znacznie przekroczył granicę absurdu. Jedną z najdłużej ukrywanych tajemnic okazuje się to, że rodzina widziała wydarzenie na plaży, które widziało setki innych osób. Historia miała wielki potencjał, zupełnie zmarnowany prowadzeniem narracji, jak w horrorze klasy "C" z lat 80'tych, gdzie każdy bohater robi wszystko, aby dorwał go zombi, Freddi, itp. zamiast uciec, schować się, czy zjechać z drogi, gdy jedzie największym, terenowym Jeepem, a na niego pędzą Tesle po asfalcie.
Zgadzam się. Córka z mocnymi zaburzeniami psychicznymi szukająca szczęścia w serialu "przyjaciele". Druga córka wiecznie na coś zła. Julia zła na ludzi (bo tak) a Ethan zapłakany i wystraszony.
Do tego dziwne jelenie...tego nie rozumiem. To jakaś tajna broń była? Miały zabiegać ludzi na śmierć?
spadajace samoloty, fale dźwiękowe, zwierzęta mogły być zdezorientowane i szukać schronienia. Flamigni mogly rownie dobrze uciec z zoo w ktorym zabraklo pradu. Wszystko mozna sobie jakos poukladac w glowie.
Jak się chce to wszystko można wyjaśnić, ale to powinno być zadanie filmu, w ten sposób możemy tworzyć jakieś chaotyczne obrazy i mówić ludziom interpretuj sobie jak chcesz. Jak sztuka współczesna. Narysujmy kwadrat i niech krytycy sztuki sami sobie dorobią ideę do tego.
Oczywiście można zawsze zostawić pewne pole do interpretacji, to zawsze jest fajne, ale nie róbmy filmu tak, że interpretacji jest prawie tyle co ludzi, którzy to obejrzeli.
Zadanie filmu jest takie jakie twórca zdecyduje. W tym filmie chodzilo o to, żeby wszystkie wydarzenia pokazac tylko i wyłącznie z perspektywy bohaterów. Nie było absolutnie żadnych scen, w których dowiedzielibysmy sie czegokolwiek więcej niż to, co sie dzieje w najbliższym otoczeniu bohaterów. Gdyby taka sytuacja sie naprawdę wydarzyła, to kazdy miałby jakies swoje teorie, ale nikt nie wiedziałby na pewno co sie dzieje.
Tylko po co? A jak poukładasz to, że samoloty spadały dokładnie w to samo miejsce, kupowanie tabletek na nie wiadomo jaką chorobę syna, nie trafienie przez Claya do miasta, które było widoczne sprzed domu między drzewami, dlaczego właściwie Scott nie pojechał po żonę na lotnisko, itd.?
w jakims wywiadzie scenarzysta czy rezyser opowiadal ze zwierzeta pojawily sie po to zeby wywolac w widzu poczucie zdezorietnowania.
Udali się po antybiotyki w nadziei, że pomoże, lepszy rydz niż nic. Samolot spadł, żeby go George widział, bez sensu, żeby spadł gdzieś, gdzie go bohatrer filmu nie zobaczy. Ale nie jest to też takie nieprawdopodobne, bo byli niedaleko lotniska, i do jednego z największych w kraju, więc oczywiste, że szansa na samolot przelatujący byłyby większe, niż na pustkowiu w Texasie. Nie mówiąc o tym, że być może samoloty były przejęte i sterowane, żeby uderzać w konkretne miejsca (2 samoloty, tankowiec). George nie pojechał na lotnisko, bo juz wiedzieli, że samoloty raczej nie latają, widząc, co się dzieje z telewizją, brakiem internetu itp. . Clay tłumaczył też, że był zdezorientowany i wystraszony, po drodze spotkał też tą krzyczącą kobietę, a potem drona z ulotkami. Nie znał okolicy, zgubił się, nie miał GPSa ani mapy. Nie widzę niedorzeczności.
No i jeszcze te dzieci, które nie zadają żadnych pytań, nie mają żadnych teorii i w ogóle niczego nie są ciekawe…
Nie wiem, czy krytykujesz film, czy po prostu nie lubisz postaci? Nie są to osoby łatwe do lubienia, ale to akurat żadne sci-fi. Po prostu normalni ludzie. Zachowują się irracjonalnie, bo jak można zaplanować zachowanie w takiej sytuacji. Nie ufają sobie, chyba też nic dziwnego, bo się nie znają.
Film totalna porażka, scenariusz mnożący absurdalne sytuacje. (autonomczne Tesle, ach! to lokowanie produktu...) Ale tak jest gdy brakuje talentu i umiejętności. Reżyser pozazdrościł Larsowi von Trierowi, ale Melancholia to wybitne kino a tu mamy gniot, słabo zagrany, Amerykanie tylko potrafią tylko naśladować innych i to nieudolnie...
Mogliby wymyśleć jakąś dziwną nazwę podobnych samochodów, czasem wydaje mi się znajome marki (tu również Starbucks haha) troche pomaga w nadaniu realności- w sensie- o marka, jaką znamy. To się może przytrafić też nam. Z ciekawości, mierzi cię lokowanie produktu, czy uważasz, że samochody blokujące drogę są absurdalne? Ja np mimo że lubię kino autorskie, to na Melancholii mało nie przysnęłam. Poza ostatnią sceną z ziemią połykaną przez kometę, cała reszta była mocno wydumana. Dwa zupełnie inne filmy, to nie silili się na jakieś filozofie, po prostu rozrywka, bardziej prolog do czegoś w stylu The Walking Dead.
Tu nie chodzi o filozofię ale kompletny bezsens narracyjny spowodowany słabym scenariuszem, Reżyser słabo pisze...o grze aktorów nie warto wspominać, katastrofa, widać, że Julia Roberts mało gra ... Pomaga w nadaniu realności -Starbucks? Po prostu chciwość realizatorów albo problemy z dopięciem budżetu... W sumie to prawdopodobie 60% budżetu poszło na przereklamowane gwiazdy, zresztą źle obsadzone. Ja omal nie zasnąłem oglądając ten słabiutki film... Netflix out!
Nie wiem, dla mnie scenariusz nie był wybitny zdecydowanie, ale nie podajesz, poza Teslą, żadnych przykładów bezsensu narracyjnego. Z tego, co widziałam w postach innych użytkowników, większość można stosunkowo łatwo wyjaśnić. Film nie arcydzieło, ale zdecydowanie nie był aż tak zły.