Taka właśnie myśl krążyła mi w głowie tuż po wyjściu z kina.
Wizja świata jest pomysłowa i niesamowicie wizualna, bogata, działająca na wyobraźnię. Leżąca gdzieś pomiędzy utopią i antyutopią. Miasto tonie w różnorodności od skali mikro do makro, od zgiełku metropolii po obrzeża w dzikiej dżungli. Postacie są tak bardzo plastyczne. Pary protagonistów nie sposób nie lubić - mają jasne motywacje, da się ich zrozumieć, a jednocześnie oboje są nieco symboliczni w takim uniwersalnym wymiarze. I jest między nimi chemia. Dużo chemii.
Scenariusz jest świetny i błyskotliwy. Idealnie zawarty w tych... dwóch (?) godzinach, które przeminęły mi w mgnieniu oka. Wypełniona kryminalną intrygą zanurzoną po uszy w sosie noir, z masą odniesień filmowych, z doskonałym pastiszem i humorem... Ba, to właściwie jest taka klasyczny wielki film sensacyjny sprzed paru dekad, w wersji animowanej.
Lubię chwytliwą symbolikę, uwielbiam tematy utopii/antyutopii, polubiłem głównych bohaterów a pełna twistów fabuła mnie wciągnęła po uszy. Ciekaw jestem tylko wersji angielskiej... zazwyczaj bajki na tym zyskują. A tu JK Simmons, Idris Elba, Bateman i parę innych znanych osób.
Na tę chwilę ode mnie bardzo wysoko - 9+/10. Po drugim seansie może pójdzie o pół oczka w górę, a może o pół oczka w dół.