ARTYKUŁ: kino moralnego niepokoju Krzysztofa Zanussiego

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/ARTYKU%C5%81%3A+kino+moralnego+niepokoju+Krzysztofa+Zanussiego-53065
Marta Brzezińska, absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, której teksty prezentujemy w dziale Powiększenie, tym razem z nutką nostalgii opowie o filmach Krzysztofa Zanussiego. Miłej lektury.


KONFORMIŚCI I INNI


Na rozpoczynającym się 23 lipca festiwalu Era Nowe Horyzonty prezentowana będzie retrospektywa filmów Krzysztofa Zanussiego. W ramach przeglądu będzie można zapoznać się z różnymi filmami z dorobku reżysera, między innymi z tytułami, które uważam za znakomite, a są to: "Barwy ochronne", "Constans" oraz "Kontrakt".

Krzysztof Zanussi jest dla mnie postacią ważną, choć niejednoznaczną. Z jednej strony podziwiam go za filmy sprzed lat, lecz z drugiej strony, po ostatniej produkcji "Serce na dłoni", można żywić obawy, w którą stronę ewoluuje twórczość reżysera. Bez względu na rozmaite zawirowania, niewątpliwie lata 70. to był czas Zanussiego, a jednocześnie czas bardzo dobrego polskiego kina.

Zabrzmiało to może nieco nostalgicznie, jednak najnowsze kino polskie nie wywołuje we mnie tylu emocji, co starsze. Nie tylko dostrzegam w kinie dawniejszym większą różnorodność, dojrzałość artystyczną, odwagę w mierzeniu się z tematami, lecz także pewnego rodzaju szczerość wypowiedzi, wrażenie, że za filmowym warsztatem kryje się krytycznie i niezależnie myślący, odpowiedzialny człowiek.

Co więcej, niegdyś poczucie odpowiedzialności dotyczyło chyba w równym stopniu realizatorów, co i widzów. Nie chcę dowodzić, że kino sprawiało, że ludzie poczuli się odpowiedzialni, lecz chcę zwrócić uwagę na to, że film został włączony w krwiobieg społecznej dyskusji tamtych czasów. Za pomocą kina można było mówić, być słyszanym. Ta relacja jest dla mnie fascynująca, i choć kino dziś jest w zupełnie innej sytuacji, nadal uważam, że w roli komentatora rzeczywistości może sprawdzać się znakomicie.


Nieufność


Filmy Krzysztofa Zanussiego, które wymieniłam, reprezentują nurt zwany kinem moralnego niepokoju, obejmujący lata 1976-1981. Widać wyraźnie związek z rzeczywistością społeczną, wydarzeniami politycznymi, które nurt otwierają i zamykają (strajki robotnicze oraz stan wojenny). Kwestia tego, które filmy są do niego zaliczane, jest nieco bardziej skomplikowana, wyróżnia się więc po prostu tytuły najbardziej reprezentatywne - oprócz wymienionych filmów Zanussiego do kanonu włączone zostały następujące obrazy: "Wodzirej" (1977), "Szansa" (1979) Feliksa Falka, "Indeks" (data premiery 1981) i "Kung-fu" (1979) Janusza Kijowskiego, "Dziecinne pytania" (1981) Janusza Zaorskiego, "Bez znieczulenia" (1978) oraz "Dyrygent" (1979) Andrzeja Wajdy, "Personel" oraz "Amator" (1979) Krzysztofa Kieślowskiego, "Rebus" (1977) i "Ćma" (1980) Tomasza Zygadły, "Aktorzy prowincjonalni" (1979)Agnieszki Holland.
 
"Barwy ochronne" (1976), "Kontrakt" (1980) i "Constans" (1980) są równie reprezentatywne, a tym, co je wyróżnia, jest otwarta refleksyjność: na ekranie bohaterowie rozważają zagadnienia, które stanowią oś filmu. Ta metoda ekranowego dyskutowania postaw jest najbardziej spektakularna w "Barwach ochronnych", który to film jest jednocześnie dla całego nurtu być może najbardziej charakterystyczny.


Barwy ochronne, barwy wojenne


Oto mamy uniwersytecki ośrodek, w którym przebywa grupa lingwistów – są studenci, jest kadra, jest nauka i zabawa. Na tym obyczajowym tle, w miłych okolicznościach przyrody ściera się w dyskusji młody magister Jarosław z docentem Jakubem. Docent Jakub usiłuje przekonać młokosa, że jedyna rzecz, jaką można zrobić, by przetrwać w środowisku, czy też ogólnie, przeżyć we współczesnym świecie, to zwyczajnie przystosować się do warunków, czyli iść na kompromis, kiedy trzeba, przechytrzyć, kogo się da.
    
Atmosfera naukowa jest w tym ośrodku całkiem fasadowa, bowiem, kto by się nauką przejmował, to nie o nią chodzi w tej grze. Strategia jest jasna – chcesz się ustawić, to zapomnij o cywilnej odwadze i uczciwości – etyka i zasady to bajki dla naiwnych.
 
Można by zastanowić się, czy ta sytuacja nie wygląda znajomo, dla mnie niestety wygląda znajomo aż za bardzo. A ponieważ film bardzo mi się podoba, to może jest tak, jak myślał inżynier Mamoń: najbardziej nam się podoba to, co znamy.
    
Przedstawiana w filmie Zanussiego historia nie jest skomplikowana, może nawet wydać się statyczna, nudna. Filmy moralnego niepokoju upodobały sobie małe, zamknięte środowiska, w których, jak w małym stawie, jest mętnie, duszno i nic się nie dzieje. Panuje nepotyzm, układy, manipulacje, zakłamanie, długo można by wymieniać. W tym kotle czarownic zjawia się bohater, który jest idealistą próbującym żyć uczciwie w małej, codziennej skali, zwyczajnie. Jego postawa jest konfrontowana z zachowaniami reprezentowanymi przez pozostałych bohaterów.

W "Barwach ochronnych" mamy młodego magistra i zblazowanego, cynicznego docenta, których relacja oddaje konflikt między uczciwością i cynizmem. Jednak, czy docent próbuje boleśnie upokorzyć magistra, czy, jak twierdzi Tadeusz Lubelski – chce go ocalić? Nie wiadomo – i ta niepewność stanowi o doskonałości filmu. Warto zaznaczyć, że czasem ostrzej rysowano konflikty, nie pozostawiając wątpliwości, co do intencji i postaw bohaterów. Tak dzieje się na przykład w "Indeksie" Janusza Kijowskiego. Podobnie jednoznaczny jest "Wodzirej" Feliksa Falka. W "Barwach ochronnych" polaryzacja jest delikatniejsza, nie wiadomo, komu ufać.


I jeszcze o abecadle nurtu


Bohater  przeżywa bolesne doświadczenie rzeczywistości czasów peerelowskich, swego rodzaju zderzenie, nagłe przebudzenie w świecie pełnym fałszu. Bohater ów może poddać się presji warunków i przystosować do nich albo buntować się i próbować walczyć. Wtedy ponosi klęskę. W jakiś sposób, tego rodzaju konstrukcja "bohatera przegranego" może wydać się znajoma, zaczerpnięta z mitu romantycznego z jednej strony, a ze schematu socrealistycznych bohaterów z drugiej, co przy dużej dozie ironii i swego rodzaju odwróceniu ról daje zupełnie fantastyczny rezultat (warto przyjrzeć się postaci konferansjera w "Wodzireju").

Oprócz upodobania do zamkniętych środowisk, struktury fabularnej opartej na konfrontacji postaw, schematach konstrukcji postaci, kino to zaskakuje realizmem. Oglądane po latach, filmy te są niczym socjologiczne dokumenty. Ich mimowolny dokumentalizm wynika z przyjętej metody realizacyjnej, braku estetyzacji i formalnych eksperymentów. Nie były realizowane pieczołowicie, czasem nawet kręcono je niedbale, co wedle niektórych badaczy jest ich istotną wadą. Dla mnie jednak tego rodzaju aspekt nie dyskredytuje filmów, przeciwnie, zgadzam się z tymi, którzy widzą w nurcie wartość uniwersalnego kina realistycznego, podejmującego dialog ze współczesnością, piętnującego wszechobecną propagandową manipulację. Spontaniczność produkcji, może najbardziej widoczna w "Personelu" Kieślowskiego, niedociągnięcia realizacyjne z "Wodzireja" nie przeszkadzają w filmowej lekturze. Świetne aktorstwo i dialogi absorbują uwagę bardziej niż błędy montażowe czy niepewne zachowania filmowych statystów.


A mnie się marzy…

Tak, marzy mi się takie kino dzisiaj, kino kontestacji, odważne, nie pochlebiające ani widowni, ani autorytetom, dojrzałe i profesjonalne. Boleśnie odczuwam brak kina, które nie tylko umiałoby sprawnie opowiedzieć jakąś historię, lecz także próbowałoby stawiać diagnozy, komentować rzeczywistość, bez wulgarnej schematyzacji, kreacji na siłę, lub prostoty rodem z telewizyjnego serialu.

Jerzy Stuhr powiedział, że koniec lat 70. i czasy współczesne łączy zakłamanie. Agnieszka Holland w wywiadzie udzielonym z okazji przygotowania przez reżyserkę nowej, teatralnej wersji "Aktorów prowincjonalnych", podkreśliła, że to kwestia większego konformizmu, który ze sfery polityki przeniósł się do mediów, środowisk opiniotwórczych, życia prywatnego, towarzyskiego…

Dlaczego by nie zrobić o tym filmu? Czemu kino milczy? Dlaczego nie potrafi podjąć dyskusji o polskiej rzeczywistości politycznej i obyczajowej? A może potrafi, tylko ja nie umiem tej refleksji zauważyć, może jest ona tak cicha, że zwyczajnie uchodzi mojej uwadze. Chciałabym też, by kino potrafiło pytać o siebie samo, również w kontekście nowej rzeczywistości gospodarczej.

Socjologicznej diagnozy na siłę można poszukiwać w telewizyjnych produkcjach, telenowela "Klan" od lat podsuwa interesujące kwestie, lecz tam nie ma dyskusji o postawach, jest tylko stwierdzenie faktu, czasem bardzo banalne i trywialne. Serial "Londyńczycy" dotyka kwestii imigracyjnej, ale z racji gatunku i ograniczeń telewizyjnej produkcji nawet nie zbliża się do sedna problemu.

Może zwyczajnie nie ma takiej potrzeby, społecznego zapotrzebowania na filmowe opowieści badawcze i diagnostyczne. Może jestem zwolenniczką jakiegoś przestarzałego modelu, może nie bez powodu Krzysztof Zanussi nakręcił ostatnio komedię…

Jednak ja chciałabym kiedyś obejrzeć film o polskim współczesnym konformiście. Gdzie by pracował? Czy w Ministerstwie? A może w dużej międzynarodowej firmie, gdzie szybko trzeba nauczyć się schlebiać i donosić, być "twardym zawodnikiem" jak konferansjer z "Wodzireja"? Czy konformista miałby jedynie cichutkie moralne rozterki, czy jak inteligent z "Dnia świra" Marka Koterskiego widziałby rzeczywistość ostro, agresywnie? Chciałabym obejrzeć film o konformiście – brawurowo zagrany, drażniący, poważny, odważny, bezkompromisowy.
Czy kiedyś zobaczę taki film? Nie wiem. Jak na razie pozostaje mi przyglądać się konformistom i nonkonformistom sprzed lat.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones