BOX OFFICE: Co będziemy oglądać w pierwszej połowie lata?

Filmweb, Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/BOX+OFFICE%3A+Co+b%C4%99dziemy+ogl%C4%85da%C4%87+w+pierwszej+po%C5%82owie+lata-132961
Cztery najbliższe miesiące będą obfitowały w wysokobudżetowe widowiska, które studiom w Fabryce Marzeń mają przynieść jak największe zyski z dystrybucji kinowej. 

***


Choć umownie sezon letni w amerykańskich kinach rozpoczyna się wraz z pierwszym weekendem maja, to w tym roku – podobnie zresztą jak i w zeszłym – data premiery kolejnej część "Avengers" ustalona na ostatni weekend kwietnia sprawia, że filmowe lato jest znów o tydzień dłuższe. A jako że Ameryka jest nadal rynkiem numer jeden, to właśnie hollywoodzkie produkcje wyznaczają grafik na całym świecie. Cztery najbliższe miesiące będą zatem obfitowały w wysokobudżetowe widowiska, które studiom w Fabryce Marzeń mają przynieść jak największe zyski z dystrybucji kinowej. Póki co przyjrzymy się przede wszystkim największym premierom maja i czerwca. Choć do rozpoczęcia astronomicznego lata zostało jeszcze kilka tygodni, już teraz w kinach jest bardzo gorąco.

"Koniec gry"
Na pierwszy ogień idzie film, który będzie najprawdopodobniej największym przebojem nie tylko najbliższych dwóch czy czterech miesięcy, ale także całego roku. "Avengers: Koniec gry" to zakończenie pierwszych jedenastu lat Marvel Cinematic Universe, czyli uniwersum filmowego składającego się z 22 ekranizacji komiksów Marvela, którego przychody z dystrybucji kinowej przekroczyły 20 miliardów dolarów. To swego rodzaju finał najbardziej popularnego serialu wszech czasów, rozgrywającego się nie na ekranie telewizora, lecz na sali kinowej. Mimo kampanii marketingowej, którą – jak na hollywoodzkie standardy – można było określić jako bardzo oszczędną, ujawniającą bowiem fabułę samego filmu w znikomym stopniu, skala zainteresowania tą produkcją przed premierą była bezprecedensowa. Zanim "Avengers: Koniec gry" weszło do kin, pisano o rekordowej przedsprzedaży biletów w Ameryce czy Chinach. Teraz, po dwóch tygodniach obecności na ekranach kin, na koncie tej produkcji znajduje się ponad $2,2 mld, co oznacza drugi najlepszy globalny wynik wszech czasów. Widzowie, chcąc uniknąć spoilerów, musieli zobaczyć najnowszy film MCU jak najszybciej. Zainteresowanie było tak duże, że na całym świecie sprzedano bilety na kwotę ponad $1,2 mld w ciągu pierwszych pięciu dni wyświetlania. Na większości rynków odnotowano najwyższe w historii przychody z pierwszego weekendu. W Ameryce dotychczasowy, należący do "Avengers: Wojna bez granic" rekord otwarcia ($257,7 mln), został poprawiony o $100 mln. Natomiast na rynku zewnętrznym zarobione na starcie $866,5 mln oznacza niemalże podwojenie dotychczasowego rekordu "Szybkich i wściekłych 8" ($443,2 mln). W wyśrubowaniu tego drugiego wyniku pomogła premiera w Chinach zaplanowana, inaczej niż w przypadku "Avengers: Wojna bez granic", także na ostatni weekend kwietnia. W ciągu pierwszych pięciu dni Chińczycy wydali na najnowszy film MCU $330,5 mln. Wyniki otwarcia na całym świecie były na tyle dobre, że istnieje spora szansa na zepchnięcie "Avatara" z pozycji lidera wszech czasów ($2,788 mld). W Polsce natomiast poprzeczką do przeskoczenia podczas premierowego weekendu były rekordy ustanowione rok temu przez "Avengers: Wojnę bez granic": 271,3 tys. widzów podczas trzydniowego otwarcia (piątek-niedziela), 387,6 tys. po czterech pierwszych dniach wyświetlania wraz z pokazami przedpremierowymi, a także 1,225 mln sprzedanych w sumie biletów. Tymczasem "Avengers: Koniec gry" zgromadził od środowych pokazów przedpremierowych do końca weekendu 815 tys. widzów, co uczyniło go trzecią najbardziej dochodową ekranizacją komiksu o superbohaterach wszech czasów w polskich kinach. Podczas minionego weekendu poprawiony został także ostateczny – rekordowy – wynik poprzednika. Być może po raz pierwszy produkcja superhero przekroczy w polskich kinach pułap dwóch milionów sprzedanych biletów.

"Detektyw Pikachu"
Już w tym tygodniu, dwa tygodnie po premierze "Avengers: Końca gry", do kin w wielu krajach trafi jedna z potencjalnie największych box officeowych niespodzianek sezonu letniego, a nawet całego roku, "Pokémon: Detektyw Pikachu". Warner Bros. wykazuje się tym samym sporą odwagą, jako że grupa docelowa tego tytułu może pokryć się w dużym stopniu z widownią produkcji Marvela. Film o Pokémonach powinien cieszyć się największym zainteresowaniem wśród rodziców z dziećmi, a także dwudziesto- i trzydziestolatków, którzy wychowali się na serialu, grach i zabawkach związanymi z tą marką. Ta wraca zaś co jakiś czas z nowym, cieszącym się dużym zainteresowaniem produktem. Trzy lata temu było to "Pokémon GO", tym razem jest to pierwszy oparty na grze o tym samym tytule film aktorski, w którym komputerowo wygenerowanemu detektywowi Pikachu w oryginalnej wersji głosu użycza sam Ryan Reynolds. Jest to połączenie co najmniej nietypowe, ale skuteczne z marketingowego punktu widzenia. Pierwszy zwiastun wywołał ogromne zainteresowanie (100 mln wyświetleń w ciągu pierwszych 24 godzin), a bardzo pozytywne reakcje pokazały, że udało się zawładnąć wyobraźnią wielu fanów Pokémonów. Bardzo wczesne prognozy wskazują na przychody rzędu $250 mln w amerykańskich kinach, jednak to rynek zewnętrzny, szczególnie azjatycki, może sprawić, że "Pokémon: Detektyw Pikachu" stanie się najbardziej dochodową ekranizacją gry komputerowej w historii (na ten moment jest to "Rampage" – $428 mln), a może doczłapie nawet do pułapu miliarda dolarów. W Polsce dystrybutor celuje w rodzinną widownię, jako że premiera została ustalona na weekend z Dniem Dziecka. Ten jest obchodzony chętnie właśnie w kinach, o czym świadczą wyniki filmów familijnych, które zostały wprowadzone na ekrany w analogicznym okresie w poprzednich latach, np. 172 tys. widzów podczas premierowego weekendu na "Wyszczekanych".

"John Wick"
W zdecydowanie starszą widownię celuje "John Wick 3", który do kin trafi w połowie maja. Jak pokazują światowe przychody dwóch pierwszych części – $88,8 mln dla "jedynki" i $171,5 mln kontynuacji – tendencja jest wzrostowa. Sugerując się materiałami promocyjnymi części trzeciej – a tym samym zdecydowanie większym rozmachem produkcyjnym – oraz liczbą wyświetleń zwiastunów, można odnieść wrażenie, że tendencja ta zostanie utrzymana. Kolejne podwojenie wpływów, szczególnie na rynku amerykańskim, jest jednak mało prawdopodobne. Wczesne prognozy wskazują na przychody rzędu $100 mln w Ameryce, co powinno być zadowalającym wynikiem dla studia Lionsgate/Summit, dla którego jest to w tej chwili jedyna funkcjonująca franczyza. Próby rozpoczęcia nowych serii zakończyły się w ostatnich miesiącach fiaskiem ("Robin Hood: Początek", "Hellboy"). Jeżeli chodzi o polskie kina, to część pierwsza zgromadziła w nich ok. 100 tys. widzów, natomiast kontynuację zobaczyło ok. 150 tys. Polaków. Z racji braku mocnej bezpośredniej konkurencji w drugiej połowie maja "John Wick 3" ma zapewne spore szanse poprawić wynik części drugiej, przekraczając w rozrachunku końcowym być może pułap 200 tys. widzów.

Na wyższą frekwencję w polskich kinach może liczyć "Aladyn". Wersja aktorska animacji z 1992 powinna sprzedać się zdecydowanie lepiej od ostatniego musicalu Disneya, "Mary Poppins powraca", który na przełomie tego i zeszłego roku zgromadził u nas nieco ponad 222 tys. widzów. Lepszym porównaniem jest inna aktorska wersja animacji z początku lat 90., "Piękna i Bestia", która także posiada elementy musicalu. W Polsce zobaczyło ją w 2017 roku nieco ponad milion widzów. Biorąc pod uwagę dużą konkurencję ze strony kina familijnego pod koniec maja, mieszane reakcje na zwiastuny "Aladyna" oraz wyniki innych produkcji Disneya utrzymanych w podobnej konwencji (473 tys. "Kopciuszka", 576 tys. "Czarownicy", 525 tys. "Księgi dżungli"), wynik końcowy w okolicach 700 tys. widzów wydaje się w tym przypadku górną granicą. Osiągnięcie 70% wpływów "Pięknej i Bestii" na innych rynkach oznaczałoby globalne wpływy "Aladyna" na poziomie $850 mln, przy czym $350 mln pochodziłoby z Ameryki, gdzie pierwowzór obdarzony jest szczególnym kultem, m.in. ze względu na postać Dżina, któremu swojego głosu w oryginalnej wersji użyczył Robin Williams. To właśnie ta postać stała się obiektem największej krytyki skierowanej pod adresem aktorskiej wersji. Ta nie wynika tyle ze względu na Willa Smitha, który odgrywa postać Dżina, co na zastosowane efekty specjalne, które w jednym ze zwiastunów – w opinii większości – prezentowały się fatalnie. Pierwszy pełny zwiastun zatarł jednak złe wrażenie, zapowiadając film pełen akcji i nawiązań do animacji, a w tym także do klasycznych utworów mogących wywołać nostalgię u pokolenia wychowanego na nich.

"Aladyn"
Dużą niewiadomą z box office'owego punktu widzenia jest natomiast "Brightburn: Syn ciemności". Film grozy reklamowany nazwiskiem Jamesa Gunna celuje w widownię produkcji superhero, oferując jednak alternatywną wersję origin story obdarzonego nadludzkimi mocami człowieka, a tym przypadku mocno nawiązującą do historii Clarka Kenta/Supermana. Pod względem fabularnym najlepszym porównaniem wydaje się film "Kronika", który w 2012 roku przy budżecie rzędu $12 mln zarobił $64,5 mln w Ameryce i niemalże drugie tyle na rynku zewnętrznym. Była to jednak produkcja found footage, a te cieszyły się największą popularnością właśnie przed siedmioma laty. W przypadku "Brightburn" oprócz "elementu superhero" magnesem może okazać się także konwencja, w której jest on utrzymany. Horrory i thrillery, szczególnie te zbierające pozytywne recenzje i z tego względu uznawane za "prestiżowe", potrafią generować przychody kilkukrotnie przewyższające kwoty przeznaczane na ich produkcję.

Podczas ostatniego weekendu maja do amerykańskich kin trafi "Godzilla II: Król potworów". To jednak nie Ameryka będzie najważniejszym rynkiem dla tego filmu. Jest to produkcja skrojona przede wszystkim pod rynek azjatycki, szczególnie chiński. Jeżeli tendencja spadkowa "Konga: Wyspy Czaszki" ($168,1 mln) względem "Godzilli" z 2014 roku ($207,1 mln) na rynku amerykańskim zostanie utrzymana, to nowość może skończyć poniżej $150 mln. Właśnie na to wskazują wczesne prognozy analityków rynku. Inaczej wygląda sytuacja poza Ameryką, gdzie powinien zostać osiągnięty potwornie dobry wynik, lepszy od tego, który odnotowały wcześniejsze dwa filmy z uniwersum: $328,4 mln i $398,6 mln. Globalne przychody powinny zatem zbliżyć się do pułapu $600 mln (lub go przekroczyć), co dla filmu, którego szacowany budżet wynosi $200 mln, byłoby rezultatem całkiem udanym. Dotychczasowe zwiastuny pokazują natomiast, że potrzeby fanów wielkich potworów powinny zostać zaspokojone, i to z nawiązką.

Na ostatni weekend maja została zaplanowana także premiera "Rocketmana", czyli biografii Eltona Johna utrzymanej w konwencji musicalu. Reżyserem jest Dexter Fletcher. To właśnie on dokończył za Bryana Singera "Bohemian Rhapsody". Film o zespole Queen i jego frontmanie zarobił na całym świecie ponad $900 mln, stając się jednym z największych przebojów zeszłego roku. Jest on także zdobywcą czterech Oscarów. To właśnie z nim "Rocketman" będzie najczęściej porównywany – nie tylko pod względem finansowym, ale także artystycznym. Filmy muzyczne – zarówno dramaty, jak i musicale – cieszą się obecnie dużą popularnością. Oprócz "Bohemian Rhapsody" przebojami w ostatnim czasie stały się także "Narodziny gwiazdy" czy "Król rozrywki". W tym przypadku wiele przemawia za sukcesem finansowym. Elton John to jeden z najbardziej uznanych żyjących artystów, którego przeboje zapisały się na dobre na kartach historii muzyki rozrywkowej. Istotnym elementem kampanii marketingowej (i oscarowej) może okazać się talent wokalny występującego w głównej roli Tarona Egertona, który – w przeciwieństwie do Ramiego Maleka – sam będzie wykonywał utwory granej przez siebie postaci. Zakładając, że "Rocketman" nie kosztował dużo więcej niż "Bohemian Rhapsody", którego budżet wyniósł $50 mln, połowa światowych przychodów tego drugiego, czyli ok. $450 mln, powinna bardzo zadowolić producentów musicalu opartego na "prawdziwej fantazji".

"Rocketman"
$450 mln to także kwota, na którą liczą zapewne twórcy "Mrocznej Phoenix". Zakończenie x-menowej serii wchłoniętego kilka tygodni temu przez Disneya studia 20th Century Fox może jednak osiągnąć najsłabszy dotychczas wynik pośród filmów o mutantach, przynajmniej na rynku amerykańskim. Wczesne prognozy sugerują wynik końcowy w okolicach $110 mln, co przy utrzymaniu proporcji przychodów "X-Men: Apocalypse" z Ameryki i reszty świata może oznaczać globalne wpływy filmu Simona Kinberga nieprzekraczające $400 mln. Zakładając, że budżet filmu wyniósł ok. $150 mln, taki wynik można byłoby uznać za słaby i niedający zysku na poziomie dystrybucji kinowej. To z kolei byłoby kolejnym argumentem dla decydentów w Disneyu, żeby wygasić tę serię. Wprawdzie na sierpień zaplanowana jest jeszcze premiera "Nowych mutantów", jednak brak jakichkolwiek materiałów promocyjnych może oznaczać rezygnację z planów wprowadzenia tego filmu do kin. Tymczasem Kevin Feige planuje już zapewne powoli wcielenie mutantów do MCU w zupełnie nowej formie. Nadszedł czas, żeby pożegnać się z X-Menami granymi przez Jamesa McAvoya, Michaela Fassbendera i Jennifer Lawrence.

W przeciwieństwie do "Mrocznej Phoenix" większych problemów ze zgromadzeniem odpowiednio dużej widowni w kinie nie powinien mieć najnowszy film twórców "Minionków", czyli czerwcowa premiera "Sekretnego życia zwierzaków domowych 2". Pierwsza część okazała się przed niemalże trzema laty jedną z największych box officeowych niespodzianek roku. Jej globalne przychody wyniosły $875 mln, przy czym na produkcję tego filmu wydano zaledwie $75 mln. W przypadku kontynuacji ostateczny rezultat z całego świata może okazać się podobny do rezultatu "jedynki", przy jednoczesnym spadku przychodów względem oryginału w Ameryce i ich wzroście na pozostałych rynkach. Być może także w polskich kinach uda się poprawić wynik pierwszej części, która przyciągnęła przed nasze ekrany ponad 1,4 mln widzów. Nie ulega jednak wątpliwości, że Universal i odpowiedzialne za produkcję tej animacji studio Illumination Entertainment będą mogli zapisać w swoim portfolio kolejny przebój.

"Sekretne życie zwierzaków domowych"
Tymczasem pod dużym znakiem zapytania stoi sukces finansowy "Men in Black: International". Sony podejmuje próbę odświeżenia serii, która swego czasu należała do najbardziej popularnych franczyz tego studia. Trzy dotychczasowe części zarobiły na całym świecie $1,65 mld, przy czym ostatnia z 2012 roku sprzedała się szczególnie dobrze poza Ameryką. Nie dziwi więc decyzja o jeszcze mocniejszym zwróceniu się ku zagranicznej widowni poprzez przeniesienie akcji filmu do różnych krajów. Natomiast sposobem na uniknięcie kolejnego spadku przychodów na rynku amerykańskim może okazać się angaż młodego duetu aktorskiego Hemsworth-Thompson, który sprawdził się już w przebojowym "Thor: Ragnarok". Nowością jest także to, iż jednego z dwóch głównych agentów w filmie uczyniono kobietą. Ten zabieg wpisuje się w obecne hollywoodzkie trendy i może zostać odebrane przez progresywną amerykańską widownię za spory atut, który warto docenić poprzez zakup biletu. Wczesne prognozy dla Ameryki nie są jednak zbyt optymistyczne. Według analityków rynku "Men In Black: International" nieznacznie przekroczy za oceanem pułap $100 mln.

Przebojem bez wątpienia będzie jednak "Toy Story 4". Pixar powraca po 9 latach z serią, której globalne przychody z dystrybucji kinowej wynoszą niemalże dwa miliardy dolarów. Z finansowego punktu widzenia powstanie kontynuacji nie jest więc zaskakujące. Zarzuty o przedkładanie finansów nad oryginalne pomysły kierowane pod adresem studia słynącego z tworzenia przełomowych filmów animowanych jest więc w jakimś stopniu uzasadnione, nawet jeżeli konsensus na temat czwartej części przygód ożywionych zabawek będzie wskazywał na bardzo dobre kino. Ta może jednak paść ofiarą filmowego zmęczenia materiału, szczególnie w kontekście trzeciej części, która dla wielu była idealnym zakończeniem – jak się wtedy wydawało – trylogii "Toy Story". Również pod względem finansowym część czwarta może mieć problem z osiągnięciem przychodów na poziomie części trzeciej, która w 2010 roku zarobiła w światowych kinach ponad miliard dolarów. Dolar jest w tej chwili znacznie mocniejszy niż jeszcze kilka lat temu, a ta sytuacja nie sprzyja przeliczeniom przychodów z waluty lokalnej na amerykańską. Jeżeli chodzi o rynek polski, to widzowie muszą uzbroić się w cierpliwość, jako że premiera została zaplanowana na początek sierpnia.

Zanim do polskich kin trafi "Toy Story 4", druga połowa sezonu letniego zdąży rozkręcić się w najlepsze. W lipcu i sierpniu na ekrany trafią, m.in. kolejna część przygód Petera Parkera, nowa wersja "Króla Lwa", dziewiąty film Quentina Tarantino, a także pierwszy spin-off serii "Szybcy i wściekli".

Autor tekstu prowadzi facebookowy blog Box-Office'owy Zawrót Głowy. 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones