Dwa Brzegi, dzień 8: Rozstania nadszedł czas

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Dwa+Brzegi%2C+dzie%C5%84+8%3A+Rozstania+nadszed%C5%82+czas-53548
Marta Brzezińska: Dziś ostatni dzień festiwalu w Kazimierzu. Byłam na nim po raz pierwszy i bardzo mi się podobał, przy czym to zupełnie inny festiwal niż wszystkie, na których byłam dotychczas. Nie ma tu pośpiechu, uganiania się między jednym seansem a drugim, lub wałęsania się gdziekolwiek w oczekiwaniu na film. Za bardzo ciekawe uważam spotkania z twórcami filmowymi. Spotkania z Jerzym Stuhrem, Krystyną Jandą, Piotrem Szulkinem, Bruno Barreto będę długo pamiętać... A festiwalowi towarzyszyły jeszcze spotkania i dyskusje z pisarzami, koncerty...To wszystko sprawiało, że festiwal nie był tylko biegiem z jednej sali kinowej do drugiej, ale stwarzał możliwość dyskusji, spotkania, zwyczajnego "zadumania się" po filmie, na co nie zawsze przecież jest czas... Festiwal w Kazimierzu ma swój urok też z uwagi na miejsce, w końcu mamy środek lata i piękną miejscowość wypoczynkową, to też sprawia, że festiwal jest taki inny... Żałuję, że festiwal się kończy, żałuję, że nie starczyło mi czasu by obejrzeć filmy krótkie, które planowałam zobaczyć, że nie popłynęłam do Janowca...

Łukasz Muszyński: Podczas "Lekcji kina" Jerzy Stuhr żartował, że lubi spotkania z publicznością w Kazimierzu, bo ta nigdy się nie śpieszy. Coś w tym jest. Już w okolicach poniedziałku roztopiłem się w atmosferze tego miejsca. Repertuar festiwalu jest starannie wyselekcjonowany, a poza tym nie przytłacza - można tu było zobaczyć kilka rewelacji i sporo niezłych filmów, a potem sobie o nich spokojnie pogadać na rynku przy piwie. Jeden naprawdę znakomity film obejrzeliśmy wczoraj. Mówię oczywiście o australijskiej tragikomicznej animacji "Mary i Max" w reżyserii Adama Elliota, twórcy pamiętnego "Harvie'ego Krumpeta". Jest to opowieść o dziwacznej przyjaźni między zahukaną dziewczynką z australijskiej prowincji a otyłym 44-latkiem z zespołem Aspergera mieszkającym w Nowym Jorku. Dawno już nie widziałem tak przejmującej historii samotności, która jednocześnie rozczulałaby (miejscami okrutnym) humorem.





M: "Mary i Max" jest, co ciekawe, filmem animowanym wykorzystującym narrację epistolarną. To dość rzadko spotykana konwencja filmowa, choć pamiętam był taki film kiedyś pt. "Charing Cross Road 84", którego bohaterowie grani przez Anthony'ego Hopkinsa i Anne Bancroft korespondowali  ze sobą. Ich listowna rozmowa trwała chyba ze trzydzieści lat, nigdy nie spotkali się w realu, księgarz z Londynu i pisarka z Nowego Jorku. Film oparty był na faktach, podobnie jak "Mary i Max"... Co interesujące, czytałam, że każdy z sześciu animatorów pracujących przy "Mary i Maksie" dziennie tworzył średnio zaledwie 4 sekundy filmu. To jest dopiero tytaniczna praca! W filmie widać tę precyzję, dyscyplinę i dopracowanie w każdym calu. Bardzo ciekawe i przemyślane jest użycie koloru. Sekwencje nowojorskie i te rozgrywające się w Australii są utrzymane w podobnej, burej tonacji, Australia jest jakoś bardziej brązowa, a Nowy Jork jest kontrastowo czaro-biały, lecz od czasu do czasu w filmie pojawia się kolor. W jednej ze scen dziewczynka, Mary przysyła swemu przyjacielowi zrobiony przez siebie pompon, jest w kolorze czerwonym. A może tak widzi go Max, jak bowiem oznaczyć nieznane dotąd emocje, jeśli nie mocnym, ciepłym akcentem. "Mary i Max" to wzruszające kino, bardzo autentyczne, jakkolwiek to nie zabrzmi w kontekście animowanych kukiełek. Czasem wydaje mi się, że jeśli kino może czymś zaskoczyć, to to zaskoczenie nadchodzi często właśnie ze strony animacji lub dokumentu, ale może jestem niesprawiedliwa...

Ł: No, mieliśmy wczoraj jeszcze jedno zaskoczenie. "Zemsta" Johnniego To nie należy raczej do standardowych obrazków sensacyjnych. Opowieść o byłym francuskim zabójcy, który postanawia pomścić śmierć rodziny swojej córki, to kino jednocześnie prymitywne i wyrafinowane, głupkowate, a zarazem całkiem inteligentne. Sam szkielet fabularny to robota na poziomie kamienia łupanego, ale reżyser rozsadza go poetyckimi scenami akcji, inspirowanymi twórczością Leone i Peckinpaha. Mało tego, tytułowa zemsta staje się w pewnym momencie zupełnie nieważna, bo główny bohater (czujący konwencję piosenkarz Johnny Hallyday) z powodu kuli tkwiącej w mózgu zapomina o przyczynach wendetty. Wtedy rewanż na azjatyckim gangsterze staje się sztuką dla sztuki. Pozbawiony treści ucieka w formę. Czyż nie jest to piękna metafora losu wielu artystów?





M: Zdecydowanie! Ale z drugiej strony, oglądając film "Zemsta" tak bardzo ulega się tej formie... I tak sobie myślę, że gdyby wszystkie produkty pozbawione treści miały choćby taką formę, to byłoby całkiem nieźle ze sztuką. Film Johnniego To był dla mnie znakomitą zabawą konwencją, próbą ułożenia układanki z wciąż tych samych klocków, ale jednak inaczej. I to się udało. Przyznam, że nie przepadam za kinem sensacyjnym, ale ten film ogląda się z zaangażowaniem, z przyjemnością, aż strach przyznać z czego płynącą. Ze znakomitej zabawy w zabijanego. W raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy...Przyjemność słuchania opowieści o złym i dobrym, o myśliwym i ofierze, w gruncie rzeczy nieważne, gdzie się rozgrywającej.

Ł: Grunt, żeby publiczność dobrze się bawiła. Choć jeśli ktoś liczy na prostego sensacyjniaka, może się jednak zawieźć. Liczymy, że kazimierska publiczność jest wyrobiona i doceniła grę konwencją. Cóż, Marto, i to by było na tyle z naszej strony. W niedzielę na Dwóch Brzegach będzie można obejrzeć filmy, które zdobyły najwyższe noty w głosowaniu publiczności. My się pakujemy i wracamy do Warszawy. Oddaję głos do studia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones