Era Nowe Horyzonty. Dzień 1

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Era+Nowe+Horyzonty.+Dzie%C5%84+1-53211
Pokazany w konkursie Nowych Horyzontów "Głód" Steve’a McQueena szokuje, przeraża, boli. Faworyt do zwycięstwa?  

ERA NOWE HORZYONTY. DZIEŃ 1: TANIEC NA GŁODZIE

Red Bull – 3,90 zł. Jasiek pod zbolały krzyż – 12 zł. Zobaczyć kolejny film złożony ze "strzępków, fragmentów i odbić" (tak pisano w programie) – bezcenne. Inaugurujący międzynarodowy konkurs Nowe Horyzonty "Taniec w półmroku" odbywał się przy akompaniamencie złowrogich cymbałów, a ilustrowały go wizualne czary z Photoshopa. Tancerze milczeli. Przez dziewięćdziesiąt minut projekcji z ekranu nie padło ani jedno słowo.

Zaczyna się od samochodowego karambolu. Cytując katalog, jest "szok, przerażenie, krew". Potem kamera przykleja się do kolejnych osób dramatu: młodej dziewczyny, jej przybranego ojca i brata oraz kierowcy czerwonego autobusu. Towarzyszy im w ciągu onirycznych sekwencji. Morał ten co zwykle: nie jest dobrze, zerwały się więzi międzyludzkie. Marazm, komunikacyjna aporia i wyobcowanie. Jałowe krajobrazy i wyjałowione jednostki. Puste wnętrza i puste zewnętrza. Co robić?

Nawiązujący do "Weekendu" Jean-Luca Godarda, film Chińczyka Joshuy Tonga to klasyczny, nowohoryzontowy snuj. Elipsy nie istnieją, milczące postaci wędrują z punktu A do punktu B, skazane na powtarzanie tych samych czynności. Niewielki intelektualny ładunek zostaje szybko rozbrojony przez "wysmakowaną formę" (i znowu program), sprowadzającą się w tym wypadku do zabawy w podkręcanie kontrastu. Ogląda się to fatalnie, zwłaszcza że już w prologu twórcy podsuwają znudzonemu widzowi gotową interpretację, zapisaną na czarnych planszach. Po tym tańcu będziecie mieć mdłości.

Równowagę w przyrodzie przywrócił "Głód" Steve’a McQueena (nie mylić z sami-wiecie-kim) – wstrząsająca, gęsta opowieść o strajku głodowym, na który w 1981 roku zdecydowali się  uwięzieni w brytyjskich więzieniach członkowie IRY. Lżeni, katowani i poniżani przez strażników, skazańcy domagają się statusu więźniów politycznych. Celowo zaniedbują higienę osobistą, nie chcą chodzić w więziennych ubraniach. Ale nie z Maggie Thatcher te numery. Ostatecznym aktem poświęcenia będzie głodówka. Zacznie ją charyzmatyczny  Bobby Sands.

Świetnie zagrany przez Michaela Fassbendera, Sands to męczennik wolności, któremu zwycięstwo nad systemem należy się nie w ramach sprawiedliwości historycznej, ale moralnego zadośćuczynienia.  W kluczowej scenie, bohater opowiada księdzu, dlaczego nie może się zatrzymać, dlaczego nigdy nie zwątpi w swoje posłannictwo. Finał wystawia na ciężką próbę nerwy i żołądek. Naturalistyczny spektakl rozkładu tkanek i umierającego z głodu ciała jest przerażającym epilogiem tej refleksji na temat granic ludzkiego okrucieństwa.  

W sekcji "panoramicznej" rywalizowały ze sobą dwa udane filmy: animacja "$9.99" Tatii Rosenthal oraz międzynarodowa produkcja "Katalin Varga" Petera Stricklanda. Kręcąc swój pierwszy pełnometrażowy utwór, Rosenthal po raz trzeci współpracowała z gwiazdą izraelskiej literatury, Etgarem Keretem. Jego wielogłosową prozę zamknęła w oszczędnej formie poklatkowej animacji. W wersystycznie nakreślonej rzeczywistości umieściła przerysowanych bohaterów. Wkładając w ich usta maksymy o życiu i śmierci ryzykowała, ale ryzyko się opłaciło. Film otwarcie tematyzujący ludzką egzystencję rzadko kiedy bywa tak bezpretensjonalny.
 
Brytyjczyk Strickland nakręcił z kolei 'revenge movie' na modłę arthouse’ową. Odważnie zapuścił się w obce rejony kulturowe. Opowiadając o wędrującej przez transylwańskie bezkresy Katalin, skorzystał z różnych gatunków, stylów i języków. Nie stracił jednak z pola widzenia bohaterki – kobiety doświadczonej, niejednoznacznej, intrygującej. Ofiary patriarchalnego układu społecznego, a zarazem jego kontestatorki. (MW)

Miłym zaskoczeniem jest najnowszy film Francois Ozona "Ricky". Ten namiętny stylista (czasami, jak w nieudanym "Angel", jest to stylizacja na granicy irytującej konfekcji) zawsze udanie łączył zabawę filmową konwencją, która jednak zazwyczaj nie przesłaniała rzeczywistego dramatu. Niezależnie, czy zabawiał się z wodewilem ("8 kobiet"), czy kryminałem ("Basen"), zawsze pod stylistyczną otoczką kryło się coś więcej. Opresja rodziny, psychologiczna przemoc, czasami pogodna rezygnacja. W "Rickym" Ozon idzie jeszcze dalej.

Film zaczyna się jak film obraz braci Dardenne. Szare francuskie blokowiska, pracująca w fabryce samotna matka, znój codziennego rzeźbienia w g....e rzeczywistości. W pewnym momencie pojawia się przystojny Hiszpan, który staje się chwilową odskocznią od codziennej rutyny Oczywiście wpadka, kolejne dziecko, próba poradzenia sobie w nowej sytuacji. Ona znajduje siniaki na plecach dziecka i oskarża konkubenta o znęcenie się. On odchodzi, ona walczy dalej. Czysty weryzm, szare kadry, trauma itd. Ozon jakiego nie znacie. A przynajmniej tak może się wam wydawać. Reżyser dokonuje bowiem w pewnym momencie wolty, która wywraca zarówno filmową rzeczywistość jak i obraną paradokumentalną konwencję. Ozon gładko przeskakuje do świata baśni i sobie tylko znanym sposobem zszywa te dwie wykluczające się rzeczywistości ściegiem tak drobnym, że prawie niezauważalnym. Nie jestem pewien, czy Ozon ma tu coś istotnego do powiedzenia, być może jedyną ambicją "Ricky'ego" jest zakpienie z oczekiwań zblazowanego widza. Nawet jeżeli tak jest to twórca "Basenu" robi to z taką gracją, że pozostajemy w niemym podziwie. Kino to wszak wielkie kuglarstwo, a Ozon jest w tym cyrku gwiazdą pierwszej wielkości. (MB)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones