Karlowe Wary: Kreacja i chłodne oko obserwatora

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Karlowe+Wary%3A+Kreacja+i+ch%C5%82odne+oko+obserwatora-44458
O Kryształową Kulę walczy polsko-czeska koprodukcja "Bracia Karamazow" Petra Zelenki. "Pora umierać" Kędzierzawskiej i "Jak w niebie" Marczewskiego przyjęte z entuzjazmem.
Film Kędzierzawskiej promowała w Karlowych Warach odtwórczyni głównej roli Danuta Szaflarska, która wzbudziła nieukrywany podziw wśród publiczności. "Pora umierać" znalazła się w czołówce filmów najwyżej ocenionych przez widzów i walczy o nagrodę w sekcji "Na Wschód od Zachodu". Bez echa nie przeszedł również świetny, krótki dokument Marczewskiego o parze Holendrów, która postanowiła osiedlić się na polskiej prowincji i żyć w spartańskich warunkach. Ogląda się go bez kompleksów, z nieodpartym wrażeniem, że w tych kilkunastu minutach reżyser uchwycił więcej prawd (o Polsce, życiu, miłości) niż większość naszych pełnometrażowych filmów.     
Dostojewski w fabryce
To nie jest Zelenka, którego znamy z "Roku diabła" czy "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie". "Bracia Karamazow" są jego dość ambitną próbą spełnienia się w kinie i teatrze jednocześnie. Ja ją zaakceptowałem, ale reakcje w Karlowych Warach były mieszane.
Wszystko dzieje się w jednej ze starych fabryk w Nowej Hucie. Przyjeżdża tam grupa czeskich aktorów, aby w ramach festiwalu pod hasłem "Closer to life" wystawić sztukę na podstawie powieści Dostojewskiego. Z początku jest zabawnie, ale kiedy zaczyna się próba przedstawienia, nastrój poważnieje. Pogarsza go wiadomość o nieszczęśliwym wypadku, a później śmierci kilkuletniego syna jednego z polskich robotników, który przygląda się spektaklowi (świetny Andrzej Mastalerz).  
Miejsce, w którym rozgrywa się dramat Karmazowów, jest znaczące. Powstało z myślą, żeby nie było w nim Boga, jak wyjaśnia Mastalerz jednemu z gości. Jak na ironię rozgrywa się w nim walka wiary z ateizmem, a za rekwizyt do oplucia służy (przypadkowo) obraz papieża-Polaka. Sztuka zaczyna wreszcie obejmować życie robotnika. A może to on wpływa na jej przebieg i wykonawców? Zelenka w stylu do złudzenia przypominającym obrazy Petera Greenawaya bawi się z widzem. To gra fikcji i realizmu. Od widza zależy, po której stronie stanie.    
Niemożliwa przyjaźń
Brawa od dziennikarzy, co było w tym roku rzadkością, zebrał rosyjski "Zakładnik" (Plenni) Alekseja Uchitela.
To współczesna opowieść oparta na książce Wladimira Makanina o rosyjskim żołnierzu Rubakinie i złapanym przez niego nastoletnim czeczeńskim bojowniku. Wraz z drugim żołnierzem wyruszają do miejsca, w którym utknęła zaatakowana przez Czeczenów jednostka. Dżamal, bo tak się nazywa chłopak, ma ich bezpiecznie tam zaprowadzić. Od początku stosunek Rubakina do Dżamala jest wyjątkowy. W drodze rodzi się między nimi bliskość (wiele wskazuje na homoseksualne uczucie). Czy jest możliwa na dłuższą metę?
Oglądałem ten film z dystansem. Dzień wcześniej widziałem "12" Nikity Michałkowa, który w kontekście tego konfliktu wygarniał wady swoim rodakom, a samego siebie uczynił dobrym wujkiem, któremu los oskarżonego o zbrodnię Czeczena leży na sercu. W jednej ze scen Uchitel pokazuje, jak Czeczeni znęcają się nad Rosjaninem, później go zabijają. Propaganda, pomyślałem. Jednak koniec filmu, uderzający jak obuchem w głowę, zmienia nieco postać rzeczy. W obliczu zagrożenia budzą się pierwotne instynkty, Rosjanie nie są lepsi. Rodząca się przyjaźń jest niemożliwa. Niemożliwy jest zatem koniec tej wojny. I jesteśmy w punkcie wyjścia, do którego dociera każdy rosyjski film mierzący się z tym problemem. "Zakładnik" pozostaje na długo w pamięci, ale rodzi też wątpliwości. Nie można go pozbawić wojennego tła, a z nim ta poruszająca skądinąd opowieść jest podejrzana.          
Sarkastyczna ceremonia władzy  
Sekcja Open Eyes poświęcona jest wyłącznie filmom z tegorocznego festiwalu w Cannes. Mój pierwszy wybór pada na "Boskiego" Paola Sorrentino – laureata nagrody jury. Oryginalny tytuł "Il Divo" ma w sobie coś wyjątkowego. Brzmi bardziej majestatycznie niż jego polskie tłumaczenie. Jest jednak przewrotny. Cały film wypełnia dostojeństwo, ale pozbawione powagi. To kipiący sarkazmem portret Giulio Andreottiego – trzykrotnego premiera Włoch z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji, kilkakrotnego ministra, senatora, najkrócej mówiąc – wiecznego polityka. "Czarny papież", "Belzebub" to tylko niektóre przydomki tego niskiego, niedostępnego i pozbawionego jakiejkolwiek ekspresji mimicznej człowieka, którego oskarżano o współpracę z mafią i zlecenie zabójstwa dziennikarza, ale nigdy nie znaleziono na to wystarczająco mocnych dowodów. Trudno się połapać w zdarzeniach i nazwiskach polityków, którymi Sorrentino bombarduje w swoim filmie, ale nie one są tu istotne. Reżyser wchodzi z kamerą do siedziby Andreottiego, zbliża się do jego twarzy, wychwytuje każdy szczegół. Kiedy bohater się odzywa (Andreotti słynie z ciekawych sformułowań), trudno oprzeć się wrażeniu, że jego słowa są na miarę złota. "Boski" to niezwykle krytyczny obraz chorej ambicji władzy, którą reżyser podnosi do rangi absurdu, nadając zachowaniom, gestom i słowom wymiar liturgicznej wręcz ceremonii. To mistrzostwo w każdym calu z wielką kreacją Toniego Servilli. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy za tydzień wybierają się do Wrocławia na Erę Nowe Horyzonty.  
Włoska mafia i społeczeństwo dobrobytu
Drugim włoskim majstersztykiem jest "Gomorra" Matteo Garrone (Grand Prix w Cannes) - surowy obraz mafii neapolitańskiej zwanej Camorrą. Garrone schodzi z kamerą do społecznych nizin, zapuszczonych blokowisk, w których prawem i sprawiedliwością jest pistolet. Ciągle grupy walczą ze sobą o władzę nad terenem. W międzyczasie widzimy dwóch wyrostków, którzy postanowili być niezależnymi gangsterami. Ich los jest przesądzony. Widzimy też chłopca z podziwem patrzącego na swoich starszych kolegów. Na własne życzenie przedwcześnie przechodzi inicjację. To jak podpisanie cyrografu, który do końca życia przywiązuje do danej grupy. Nie bez powodu krytycy przyrównują "Gomorrę" do "Piekła" Dantego. Miejsce, które Garrone opisuje szczegółowo, chłodno i bez żadnych upiększeń to kocioł śmierci. Urodzić się tam to jak wypisać sobie nekrolog.
Oba filmy łączy nie tylko temat walki o utrzymanie władzy. Wrażenie robi przenikliwa obserwacja rzeczywistości pieczołowicie odtworzonej na ekranie w zupełnie rożnych stylach. Garrone jest wierny prawdopodobieństwu, Sorrentino zamyka je w nawiasie ironii i kreuje coś nowego. Podobnym talentem wykazał się Szwed Ruben Östlund w "Nieświadomych" (De ofriviliga). Nieruchoma kamera, stawiana w rożnych miejscach, rejestruje zachowania kilku generacji. Wychwytuje życie poza społeczną kontrolą lub totalnie poddane konwenansom, wyciąga na światło dzienne wszystko, co człowiek stara się ukryć. Jest niemiłosierna dla wszelkich pozorów. To bardzo ciekawa obserwacja ludzkich postępowań, społecznych relacji, języka porozumiewania się, wreszcie ich granic, które można już tylko samemu wyznaczać i strzec. Ogólne zasady bowiem nie istnieją. Pytanie, czy to jedynie problem Szwedów.   
Rozczarował mnie natomiast Kornel Mundruczo swoją sztuczną, pustą i pozbawioną sensu "Deltą". Twórca interesującej "Joanny" z opowieści o kazirodczym związku brata z siostrą, ich izolacji i społecznej zemście próbuje stworzyć szokujący dramat na miarę von Triera. Miejscem zdarzeń czyni więc jakąś dziwną osadę, do której nie wiadomo skąd i po co przybywa bohater. Trudno zgadnąć, dlaczego z dala od niej zaczyna budować dom nad rzeką i co jest przyczyną tego, że nikt prócz siostry go nie akceptuje. W ogóle niewiele jest w tym filmie wyjaśnień. Mundruczo doszedł do wniosku, że najlepiej, jeśli sami sobie stworzymy kontekst, a on zajmie się tylko krytyką prowincjonalnej wspólnoty owładniętej hipokryzją i przyozdobi całość ładnymi, powolnymi ujęciami z dwiema mocnymi scenami. Doprawdy długo zastanawiałem się, dlaczego ta pomyłka znalazła się w głównym konkursie w Cannes. Na szczęście w sekcji Open Eyes jest w czym wybierać. W następnej relacji będzie o nowych filmach braci Dardenne, Nuri Bilge Ceylana, Ariego Folmana i Benta Hamera, a także pokazanym poza programem, świeżym obrazie Jana Hrebejka i rewelacjach z przeglądu "Na Wschód od Zachodu". 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones