Najlepsze filmy o wilkołakach. Top 10 filmów, które warto obejrzeć

Filmweb, Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Najlepsze+filmy+o+wilko%C5%82akach.+Top+10+film%C3%B3w%2C+kt%C3%B3re+warto+obejrze%C4%87-144926
Najlepsze filmy o wilkołakach. Top 10 filmów, które warto obejrzeć
W kinie pełnia księżyca trwa cały rok. A jeśli się zastanowić, to pewnie i całe dekady. Wilkołactwo, lykantropia, jak zwał tak zwał – filmy o wilkołakach są z nami od samego początku kina i zazwyczaj obiecują podobne atrakcje: szczyptę romantyzmu, pierwotną grozę oraz namysł nad drzemiącymi w nas zwierzęcymi instynktami. Dziś przedstawiamy Wam kolejny top – najlepsze obrazy, w których światła reflektorów padają właśnie na wilkołaka. Albo na wilka. Albo na wszystko pomiędzy.

TOP: 10 najlepszych filmów o wilkołakach


 
Podobnie jak w przypadku wampirów (ranking najlepszych produkcji o wampirach znajdziecie TUTAJ) przy wyborze braliśmy pod uwagę kilka czynników. Po pierwsze wybieraliśmy z tych filmów o wilkołakach, w których nie musiały one walczyć o czas ekranowy z wampirami (z jednym, drobnym wyjątkiem). Po drugie, nie ograniczaliśmy się wyłącznie do horroru. Temat lykantropii jest wystarczająco plastyczny, by zmieścić się w najróżniejszych gatunkowych ramach. Po trzecie – tak, mamy świadomość, że klasyczny "Wilkołak" doczekał się remake'u w reżyserii Joego Johnstona. I że "Zaćmienie" to najlepsza odsłona sagi "Zmierzch". Nie starczyłoby nam jednak srebrnych kul, by rozprawić się z tymi filmami. Miłej lektury!

Prawdopodobnie najmniej zasłużona pozycja na liście – a jeśli mamy być zupełnie szczerzy, rzecz z pogranicza piramidalnego kiczu. Niemniej, nie ma w historii kina drugiego filmu o wilkołakach, który wyreżyserowałby wielki Mike Nichols ("Absolwent", "Bliżej"). A "Wilk" – ni to horror, ni satyra – to fascynujący zapis zmagań reżysera z wymagającą materią kina grozy. Jack Nicholson wciela się w postać redaktora w szanowanym wydawnictwie, który za sprawą ugryzienia przez wilka zaczyna odkrywać w sobie najdziksze impulsy. A przy okazji staje się buchającą testosteronem Męskością i rozpoczyna walkę z samcem Beta o jedyną samicę w stadzie (Michelle Pfeiffer). To nie hiperbola i nie rubaszny żart – dokładnie o tym i w zasadzie jedynie o tym opowiada "Wilk". I cóż, trzeba przyznać, że czystość tej metafory "robi" cały film.


Jeśli idzie o podobną konwencję, filmy o wampirach stoją na nieco bardziej uprzywilejowanej pozycji. Ale wilkołaki również zasłużyły na swoją małomiasteczkową mitologię. "Wilk ze Snow Hollow" to trochę kryminał, momentami thriller, a czasem – (post)horror. Jednak przede wszystkim – to wciągająca opowieść o trupach w szafie i wilku w lesie. Przeorany życiem policjant John Marshall (Jim Cummings) prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw, atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, a skowyt niesie się echem po przepięknie sfilmowanych, prowincjonalnych krajobrazach. W kapitalnej, zniuansowanej roli ojca głównego bohatera – nieodżałowany Robert Forster ("Jackie Brown").


Cóż – wiemy, co sobie pomyśleliście. Umieszczanie produkcji z cyklu "Underworld" wśród najlepszych filmów o wilkołakach (i o wampirach) to spore nadużycie. "Dwójki" będziemy jednak bronić zębami, pazurami i odsłoniętą, włochatą piersią. Stawka jest wysoka – Selene (Kate Beckinsale w szczycie formy) staje do walki nie tylko ze zblazowanymi wampirami z ich praojcem na czele, ale też – w finale – z wilkołakiem alfa (czy tam królem lykanów, jak kto woli). Sceny akcji są bodaj najlepsze w serii – wrażenie robi zwłaszcza ucieczka górskimi serpentynami przed skrzydlatym Marcusem (Tony Curran) oraz rozbuchany finał. Do tego świetni brytyjscy aktorzy ewidentnie bawiący się konwencją i swoimi tekturowymi postaciami. Na ekranie m.in. Derek Jacobi, Michael Sheen i Bill Nighy. Dajcie szansę.


Śledczy z nowojorskiej policji (Albert Finney) oraz ambitna kryminolożka (Diane Venora) prowadzą śledztwo w sprawie brutalnych morderstw – ofiary wyglądają na rozszarpane przez dzikie zwierzęta. Trop prowadzi do podziemnego kręgu rdzennych Amerykanów, a głównym podejrzanym staje się, oczywiście, wilkołak. Brzmi jak przeciętny odcinek "Z archiwum X"? Być może, jednak "Wilkołaki" to całkiem udana próba pożenienia filmu o wilkołakach z kryminałem. Atmosferę można kroić nożem, zdjęcia budują niepokojący klimat, Albert Finney daje aktorski popis (co ciekawe, pierwotnie rolę detektywa miał zagrać Dustin Hoffman), a momentami twórcy mówią też o krwawym micie założycielskim Ameryki. Starcza tego na świetne kino.


Dziennikarka telewizyjna badająca sprawę seryjnego mordercy-gwałciciela ucieka od cywilizacji i zaszywa się w klinice na odludziu, by połatać roztrzaskaną psychikę. I jak się okazuje, trafia z deszczu pod rynnę, a tytułowy "Skowyt" niesie się echem po okolicznych lasach. Jeden z pierwszych i najciekawszych filmów hollywoodzkiego weterana Joego Dante ("Pirania", "Gremliny rozrabiają", "Interkosmos") to przede wszystkich kapitalny komediohorror, w którym satyra na świat mediów idzie pod rękę z klasycznym kinem grozy o wilkołakach. Efekty specjalne do dziś robią wrażenie, podobnie zresztą jak niepokojąca muzyka.


Neil Jordan, jeden z klasyków współczesnego autorskiego kina, układa z elementów gatunkowego kina unikatowe konstrukcje. Ma na swoim koncie romantyczne horrory ("Wywiad z wampirem"), nieoczywiste komedie ("Nie jesteśmy aniołami"), a nawet melodramaty w klimatach kina społecznego ("Ondine"), toteż nic dziwnego, że nawet wilkołaki są mu nieobce. W "Towarzystwie wilków" horror i baśń idą ręka w rękę, zaś opowieść o Czerwonym Kapturku staje się katalizatorem psychoanalitycznej zabawy. Motyw stary, jak świat, ale jak to jest zrobione – pomimo umiarkowanego budżetu, Jordan osadza swoją historię w wystawnym świecie mrocznego fantasy. A dzięki inscenizacyjnej maestrii, mity o wilkołakach odzyskują utracony blask.


Jeśli rzuciliście okiem na plakat albo obejrzeliście zwiastun, możecie dojść do wniosku, że jest bardzo źle. Nic bardziej mylnego. "Ginger Snaps" to soczysty kawał filmowego mięcha – zwłaszcza jeśli uważacie, że wilkołaki plus kino inicjacyjne to niebiańskie połączenie. Historia dwóch sióstr, próbujących poradzić sobie z wilkołaczą klątwą jednej z nich to doskonale napisany i zagrany bez fałszywej nuty niezależny horror. Sporo tu czarnego humoru, subtelnej dekonstrukcji całego gatunku, a najwięcej – interesujących, feministycznych rozkminek. Za kamerą serialowy fachura ("Orphan Black", "Spartakus") – John Fawcett.


Wśród filmów o wilkołakach – żelazna klasyka. "Wilkołak" może być nadgryziony zębem czasu, ale są momenty, w których wciąż robi piorunujące wrażenie. Lon Chaney Jr jako obłożony klątwą Larry Talbot to wspaniały bohater romantyczny, precyzyjna reżyseria George'a Waggnera sprawia, że film bywa inscenizacyjnym popisem, z kolei scenariusz Curta Siodmaka przypomina o filozoficznej podszewce mitu wilkołaka. Jasne, całość ogląda się trochę jak dokument z epoki i pewnie warto wziąć film w gigantyczny nawias. Jeśli jednak zestawi się go z efekciarskim remakiem Johnstona, szef w stadzie może być tylko jeden.


Neil Marshall to nierówny reżyser. Ma w swojej filmografii pozycje wybitne ("Zejście", "Gra o tron", odcinki "Blackwater" i "Watchers on The Wall"), ma też potknięcia ("Doomsday") i całkowite porażki ("Hellboy"). Oglądając jego debiut, nietrudno jednak zrozumieć, dlaczego upomniało się o niego Hollywood. To z jednej strony klimatyczny horror, w którym spotkanie żołnierzy z wilkołakami nie ma może wymiaru egzystencjalnego, za to skutkuje kaskadami krwi i flaków. Z drugiej – pompujące adrenalinę kino akcji, gdzie najlepszą metodą na włochate monstrum jest porcja gorącego ołowiu. Marshall wie, jak zbudować i utrzymać napięcie, historia trzyma się kupy, a temat lykantropii ujęty jest w świeży sposób. Szkocie plenery wzmagają uczucie izolacji, spanikowanym żołnierzom daleko do superbohaterów, a humanoidalny design ludzi-wilków to miły ukłon w stronę klasyki. Warto.


1

Amerykański wilkołak w Londynie

An American Werewolf in London
1h 37m
Dziwaczny film o jeszcze dziwaczniejszym tytule i reżyserskie tour de force Johna Landisa. A przypomnijmy, że facet ma na koncie m.in. "Blues Brothers" i "Menażerię". "Amerykański wilkołak..." to rzadki przykład komediohorroru, w którym horror nie wydaje się jedynie paziem komedii. Gdy film jest przerażający, nie pomylimy strachu z żadnym innym uczuciem. Kiedy robi się zabawny, mamy do czynienia z markowym humorem Landisa. Przez większość czasu reżyser finezyjnie balansuje jednak na granicy obydwu konwencji, a przy okazji mówi sporo ciekawych rzeczy o samotności, dojrzewaniu oraz fundamentach mitologii wilkołaka. Scena transformacji głównego bohatera przeszła do historii kina grozy. I nic dziwnego. To nie tylko absolutne mistrzostwo w wykonaniu charakteryzatorów oraz fachowców od efektów specjalnych, ale też wizytówka eklektycznego stylu reżysera i świadectwo jego wyjątkowej "ręki" do aktorów. Wielkie kino.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones