Już w piątek do kin zawita
Mroczny Rycerz. 4 marca premiera widowiska "
Batman" w reżyserii
Matta Reevesa, w którym zagrali
Robert Pattinson,
Zoë Kravitz,
Paul Dano,
Andy Serkis i
Colin Farrell. Przeczytajcie naszą recenzję filmu: jak broni się film
Reevesa na tle filmów
Christophera Nolana,
Tima Burtona czy
Zacka Snydera? O nowym "
Batmanie" pisze Jakub Popielecki.
"Niebieski Rycerz" (Recenzja filmu "Batman", reż. Matt Reeves)
Znajoma mówi mi, że w burzliwych czasach dobrze dla odmiany pogadać o
Batmanie, a ja sobie myślę, że przecież właśnie od tego jest
Batman. A raczej: również od tego. Są w końcu dwa filary sukcesu postaci Człowieka-Nietoperza. Pierwszy to wszechstronność: fakt, że w koncepcji "
Batmana" mieści się zarazem
Adam West tańczący w kolorowych rajtuzach i
Christian Bale charczący w czarnej zbroi.
Ale jest też drugi filar, powiedzmy, terapeutyczny. Czy może raczej: kompensacyjny. Ot –
Batman jako fantazja siły.
Bruce Wayne to przecież facet, który w bardzo młodym wieku doznał wielkiej traumy. Śmierć jego rodziców ukazała mu opresję świata, dlatego resztę życia poświęcił walce o to, by zapanować nad chaosem rzeczywistości. I choć metody, które przyjął, nie są może najzdrowsze, to ta wizja jakoś tam krzepi. Marzenie, by w obliczu zła stawić mu czoło i trzepnąć je prawym sierpowym między oczy, ma swój urok.
Proste:
Batman to figura przemocy zwalczającej przemoc, symbol siły zaprzęgniętej w służbie porządku.
Batman to… policjant. Nie dziwcie się więc, kiedy powiem, że "
Batman"
Matta Reevesa to klasyczny film o detektywie ścigającym kryminalistę. Czyli klasyczny film… policyjny. Do tego całkiem niezły.
David Mamet pisał, że "film policyjny" to w zasadzie opowieść o "młodzieńcu konfrontującym się ze społeczeństwem". Bohater niby tropi przestępcę, ale w końcu musi odkryć, że korupcja toczy wspólnotę od środka, a ci, w których dotychczas widział autorytety, nie są bez winy. Mówiąc symbolicznie: "nastolatek" musi wyrosnąć z cienia swoich "rodziców". Pasuje jak ulał. "
Batman"
Matta Reevesa to przecież trzymająca się blisko chodnika (albo rynsztoka) opowieść o stróżu prawa z miasta Gotham, który, tropiąc tajemniczego seryjnego mordercę, odkrywa, że sieć korupcyjnych powiązań sięga dużo głębiej, niż podejrzewał. Co więcej, jedynym sojusznikiem naszego policjanta w pelerynie,
Batmana (
Robert Pattinson), jest prawdziwy policjant (w płaszczu), porucznik James Gordon (
Jeffrey Wright).
Reeves momentami nawet filmuje swojego "Niebieskiego Rycerza" niczym dzwoniącego ostrogami kowboja, ostatniego sprawiedliwego w mieście bezprawia.
Jasne, "
Batman" to przede wszystkim widowisko. Widać, słychać i czuć tu rozmach hollywoodzkiego blockbustera: dynamiczne pościgi, głośne wybuchy, epicki metraż (pierwsze dwie godziny są rewelacyjne, w trzeciej niestety impet nieco słabnie). Jest gwiazdorska obsada, trafiona w punkt na całej linii, od
Pattinsona (
Batmana) przez
Zoë Kravitz (
Kobieta-Kot) po
Paula Dano (
Riddler) i
Colina Farrella (
Pingwin). Ale to żaden hollywoodzki "park rozrywki", na jaki mógłby narzekać
Martin Scorsese. Nawet jeśli migają tu iskierki humoru, to bez marvelowskiego cudzysłowu i asekuracji: śmieje się widz, a nie bohaterowie. Znakiem rozpoznawczym
Reevesa, twórcy "
Pozwól mi wejść" i dwóch części "
Planety małp", pozostaje wierność decorum: powaga, brak ironii, wiarygodność (zwłaszcza psychologiczna) świata przedstawionego. Nawet biorąc się za "widowisko", reżyser "uziemił"
Batmana w konwencji policyjno-detektywistycznego niby-realizmu.
Na pierwszym planie mamy więc żmudne policyjne śledztwo: badanie miejsc zbrodni, analizę śladów, szukanie podejrzanych. Mamy też stróżów prawa uwikłanych w brudną środowiskową rozgrywkę, mamy portret tętniącego od społecznych napięć miasta, mamy nawet surowy, uliczny pościg samochodowy. Siłą rzeczy bliżej stąd do "
Serpico", "
Bullitta" i "
Francuskiego łącznika" niż do
Tima Burtona czy
Zacka Snydera. Powtórzę: "
Batman" to film policyjny pełną gębą. Do tego stopnia, że za wizualnym lejtmotyw robi pulsujące na przemian czerwone i niebieskie światło – czyli policyjna syrena.
Całą recenzję Jakub Popieleckiego przeczytacie TUTAJ. "Batman" - o czym opowiada film Matta Reevesa?
Dwa lata pod postacią
Batmana (
Robert Pattinson) i strach w sercach kryminalistów sprawiły, że Bruce Wayne ujrzał najmroczniejsze oblicze Gotham City. Mając u boku jedynie garstkę zaufanych sojuszników - w tym Alfreda Pennywortha (
Andy Serkis) i porucznika
Jamesa Gordona (
Jeffrey Wright) - i występując przeciwko sitwie skorumpowanych urzędników oraz osobistości, samotny mściciel stał się w mniemaniu obywateli miasta jedynym obrońcą sprawiedliwości. Nieznany zabójca w sadystyczny i wyrachowany sposób nęka elitę Gotham. Największy Detektyw Świata, kierując się zaszyfrowanymi wiadomościami, trafia do półświatka. Tam w trakcie swojego śledztwa spotyka takie postacie jak Selina Kyle, zwana
Kobietą-Kot (
Zoë Kravitz), Oswald Cobblepot, czyli
Pingwin (
Colin Farrell), Carmine Falcone (
John Turturro) i Edward Nashton, tudzież
Człowiek-Zagadka (
Paul Dano). Wreszcie dowody zaczynają się konkretyzować, a zamiary sprawcy stają się jasne. Batman zostaje zmuszony do szukania nowych sprzymierzeńców, żeby zdemaskować winowajcę i położyć kres nadużywaniu władzy i korupcji, od dawna nękających Gotham City.