Chaplin grał biedaków, nieudaczników, ludzi zapomnianych przez los. Sam dorobił się całkiem dużego majątku. We wspomnieniach trochę nad tym ubolewał, jakby miał poczucie winy, że tak się stało. Ale nikt nie ma do niego żalu. Był wspaniałym komikiem i prawdziwym humanistą. Ameryka tamtych lat nie dorosła do jego geniuszu a prymitywne indywidua w rodzaju MacCartyego zmusiły go do opuszczenia Stanów. Chaplin w głebi duszy jednak był socjalistą, ideowcem, wierzącym w ludzkość, prawość, humanitaryzm. Może dlatego odczuwał lekką pogardę dla bogaczy, choć sam był zamożnym trampem... Ktoś kiedyś napisał: "kiedy umiera komik na świecie robi się smutniej". Dodajmy: i puściej w sercach. Mac.