Po raz pierwszy zobaczyłam go w "Tajemnicy Brokeback Mountain", w której razem z Jake'm Gyllenhaalem totalnie mnie zachwycił. Każdy jego gest, każde spojrzenie (ach, te oczy!) były bardzo wymowne, co w roli Ennisa, który nie jest zbyt rozmowny, było kluczowe. Później doszła "Zakochana złośnica", w której po raz kolejny mnie oczarował (jak zapewne prawie wszystkie przedstawicielki płci pięknej), grając zadziornego chuligana, a potem.. wisienka na torcie, czyli Joker. "Mrocznego rycerza" mogłabym oglądać w nieskończoność, bo jestem absolutną fanką całej nolanowskiej trylogii. Ilekroć widzę Jokera na ekranie, fascynuję się każdym jego ruchem, każdym grymasem na twarzy, każdym słowem, bo w tej postaci nie ma nic przypadkowego! Podobno Ledger prowadził dziennik jako Joker, który pomagał mu zrozumieć jego zawiłą psychikę i moim zdaniem w pełni mu się to udało. Oblizywanie warg, charakterystyczny chód, śmiech, głos, mimika i szaleństwo, które da się wyczuć na kilometr (nie mówię tu oczywiście o stroju) dało mu w pełni zasłużonego Oscara. Jak widzę na forum, nie tylko ja jestem ciekawa, jak wyglądałoby współczesne kino i kariera Heatha. Mam wrażenie, że to były objawy geniuszu, który gdyby tylko mógł, wykiełkowałby dziś na naszych oczach.