Ingmar Bergman

Ernst Ingmar Bergman

8,6
3 499 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby Ingmar Bergman

Widziałem dopiero trzy filmu Ingmara i w sumie wszystkie bardzo mi się podobały, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten facet więcej myślał o życiu, niż żył. Nie wiem za wiele o jego życiu, ale w filmach od razu widać jego fobie. Może fobia to mocne słowo, ale faktem jest, iż w jego filmach ciągle powtarzają się motywy istoty dobra i zła, śmierci, istnienia Boga, lub innego boga oraz tego co będzie po śmierci. Osobiście lubię czasem obejrzeć taki film (Siódma pieczęć to istna uczta dla oczu, nawet gdy nie rozumie się połowy symboli, aluzji i znaczenia niektórych scen). Ale prawda jest taka, iż głębokie roskminki w tych kwestiach nawiedzają mnie jedynie nocą, jak nie mogę spać i do najmilszych nie należą. Staram się je raczej odpędzać. Nie wydaje mi się, aby trzeba było być płytkim człowiekiem, by odrzucić "zainteresowania" (żeby znowu nie pisać "fobie") Bergmana, razem z jego twórczością. Przeciętny człowiek chce być szczęśliwy. Tak więc tematykę poruszaną przez Szweda może odrzucić jako coś, co zamiast poprawiać nam samopoczucie, jedynie je pogarsza, pogłębiając nasze wątpliwości w kwestii kluczowych aspektów istnienia. [Kluczowych? Mój błąd, dla mnie kluczowe jest szczęście. Tu i teraz.]
A filmy Bergmana nie dają przecież żądnych odpowiedzi.
Ja osobiście uwielbiam kino w prawie każdej postaci i chłonąć jego dzieła na pewno będę, ale wcale nie uważam, aby odrzucanie jego twórczości świadczyło o jakimś buractwie. A niestety niektórzy tak tu piszą.
Wczoraj widziałem "Siódmą pieczęć" i byłem pod ogromnym wrażeniem. Ale prawda jest taka, że dziś wróciłem do swojego życia, myślę o pracy mgr, o muzyce, kinie, jedzeniu i oczywiście mojej ukochanej. Temat śmierci, zła i dobra odrzucam. Im więcej czasu poświęcał bym na takie roskminki, tym mniej czasu zostało by mi na to, by być szczęśliwym. Ja po takim filmie wracam do swojego życia. Zastanawiam się natomiast, czy Bergman był wstanie po takim filmie wrócić do życia codziennego.
W sumie może to złe sformułowanie. Jego codzienne życie to filmy o takiej właśnie tematyce. To musiało go męczyć. Po "Siódmej pieczęci" odnoszę wrażenie, jakby Bergman był agnostykiem, który strasznie chciał wierzyć, ale nie potrafił. Jakby brakowało jego wierze jakiegoś oparcia, fundamentu... czy jak rzekła we wspomnianym filmie Śmierć - gwarancji. Na dodatek wydaje mi się, iż Bergman otwarcie bał się śmierci. Może jego filmy były dla niego terapią?
Tak czy siak, nie widzę nic dziwnego, ani nic złego w tym, że ktoś zamiast oglądać filmy Bergmana i rozmyślać nad śmiercią i Bogiem, woli obejrzeć np. "Piłę IV" i pomyśleć sobie "na szczęście TAKA śmierć mi nie grozi" :), albo po prostu pośmiać się z kolegami z głupiego horroru, czy komedii (sam to kocham).
Filmy Bergamana nie mają nic wspólnego ze snobizmem, ale nazywanie zwolenników rozrywkowego kina, którzy Bergmana nie oglądają, jest nim na pewno.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones