Nigdy nie przepadałem za Jimem Carrey`em... Może dlatego, że łączyłem go zawsze z granymi przez niego postaciami, postaciami z głupich, naiwnych i naciąganych komedii, a takich filmów nieznoszę... Dla mnie gra kogoś takiego, mimo iż może szczyt umiejętności, nie jest niczym wielkim i tyle. Nie przekonują mnie więc wytłumaczenia innych, że to właśnie świadczy o jego geniuszu.
Trochę zmieniłem zdanie o Jimie po obejrzeniu "Truman Show", ale tylko na moment. Zagrał tam całkiem dobrze, czym mi zaimponował. Ale na tym koniec, kolejne role nie były już tak ciekawe i ambitne. Nie było w nich nic z prawdziwego aktorstwa...
Czyżby Carrey był aktorem jednego filmu? Dla mnie tak, przynajmniej jak narazie...