Ani przez chwilę nie uwierzyłem mu, że to wszystko działo się naprawdę. W kolejnych scenach czekałem tylko, że za chwilę ktoś krzyknie "stop", bo trzeba to powtórzyć. Udało mu się stworzyć postać, która grała na dwie przerysowane miny i która równie mocno przeżywała nadejście fali, gdy jeszcze nie było pewności, że nadchodzi, i nadejście fali, gdy miało się ją już kilka metrów za plecami. Do tego wydawało mi się, że on próbuje być jakiś taki amerykański, jakby szukał ciągle pomysłu na tę rolę, naśladując klisze z US. Efekt naprawdę mizerny. W dużej mierze dzięki niemu, znużył mnie kompletnie ten film. A miała być wciągająca rozrywka na sobotni wieczór.