Wydaje mi się, że to, co tworzy z Triera tego "wielkiego" reżysera jest jego zdolność doskonałego podkładania się pod komunały, które mają ochotę produkować krytycy festiwalowi. Przyznam, nigdy nie rozumiałem ani nazywania go reżyserem kontrowersyjnym, ani nazywania go twórcą wybitnym. Dla mnie to bardziej taki lew salonowy, który doskonale wpasował się w festiwale filmowe. Te filmy są oczywiste, staroświecko kontrowersyjne i z tego nudne. Bardziej są w filmowy sposób zrobionym teatrem. Tak to odbieram.