MadonnaI

Madonna Louise Ciccone

6,9
2 688 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Madonna

Nie myślałem, że po tylu wspólnych latach z Madonną, powiem, że nowej płyty jestem zupełnie nie pewny.. Po raz pierwszy mam wrażenie, że Madonna nie ma nic do powiedzenia. Nastawiła się tak bardzo na ponowne osiągnięcie upragnionego szczytu Billboardu, że kiedy słucham i oglądam video do "4 Minutes" z żałosnym Timbo-Bimbo i jeszcze bardziej cierpkim Justysiem wstydzę się tej piosenki. Autentycznie! Po raz pierwszy singel przewodni nie zdominował mojej empetrójki. Wyleciał z niej po kilku próbach zrozumienia, co takiego się stało?! O czym jest ten kawałek?? Nieskładny tekst o niczym. Beat znany z 95% piosenek Timbalanda (wiecznie te same przyśpiewki - Bóg mi świadkiem, że jeśli w jakiejś piosence z płyty usłyszę to FREAKY FREAKY to wyrzucę CD przez okno!). No i Ona. Cudowna, wiem. Ale tak jakoś zachowawczo wydobywa z siebie głos. Nie chciało się jej tego dnia jak to nagrywała czy jaka cholera?! Justina nie skomentuje... Jest OK, dostosował się do poziomu piosenki ale to przecież mistrz amerykańskiego ochłapu!! Dlaczego akurat on?!
Fani pewnie posądzą mnie o "zdradę", ale mówię to co czuję. A wierzcie mi, od dawien dawna posądzano mnie o brak krytycyzmu względem Madonny.
Oczywiście kupię płytę i po 15 edycji każdego kolejnego singla. A jakże by inaczej.. Nie mniej jednak czuję się rozczarowany. Cała ta akcja by wrócić do łask amerykanów sparwia, że nawet tak niebiańskie kawałki, jak "Miles Away", nie cieszą..
Czekam na całą płytę. Jednak..

Kamyczek

Ja do tego podchodzę zupełnie inaczej... Timbo-Bimbo (jak go zabawnie nazwałeś) i Justyś są jednymi z niewielu współczesnych artystów jakich bardzo lubię. Niesamowicie się ucieszyłam kiedy dowiedziałam się, że moja kochana Madonna nagra coś właśnie z nimi. FREAKY FREAKY, przyśpiewki itd. to przecież właśnie R’n’B... Cieszę się, że ona próbuje nowych rzeczy, smakuje nowych stylów, na tym przecież od zawsze polegała jej odmienność ;) Kawałki "Miles Away" są rzeczywiście niebiańskie ;)

"akcja by wrócić do łask amerykanów"?
Naprawdę wierzysz, że ona poświęciła by się czemuś, co nie jest tego warte, tylko po to by się komuś podlizać? To nie w jej stylu. Ona po prostu jest świadomą artystką, wie czym jest piękno, sztuka. Ma wielu wiernych fanów, ale dzięki temu, że idzie z duchem czasu może zdobyć ich jeszcze więcej, rozwijać się, pozostając nadal tą samą Madonną, z tym samym głosem i charakterystycznym stylem. Ona cały czas zmienia image, ale przyjrzyjcie się jej dokładnie. Na teledysku '4 minutes' nawet nadal rusza się jak na 'blond ambition'. To cudownie, że po tylu latach kariery ma na siebie jeszcze tyle wspaniałych pomysłów. Ale, serio jeśli chodzi o nią to jestem jak najbardziej pozbawiona krytycyzmu...

Jestem nią zafascynowana. Ona wydaje się być najbardziej niesamowitym i skomplikowanym człowiekiem na świecie. No tak... coś takiego mogła napisać tylko rozhisteryzowana nastolatka ;P

XXXXXXXXXXXXXX

Założyciel tematu ma rację, wszedłem tutaj by napisać dokładnie to samo. Liczy na łatwy sukces, jaki ostatnio szerzy się wśród 'artystów' a mianowicie zadaj się z Timbalandem a zdobędziesz sławę. Nie lubię "Timbo-Bimbo" ani jego piosenek (ten kompozytor od siedmiu boleści ma syndrom "e-e-e", w każdej piosence wydaje te same dźwięki). Również piszę co czuję i piosenkę "4 Minutes" obciąłem i usunąłem początkowy fragment Timbalanda ;) Śpiew Justina mi się podoba w tej piosence, jest tak jakby wisienką na torcie Madonny :)

max_c

Tak sobie słucham tej płyty i myślę, że z „Hard Candy” jest po części tak jak z albumem „Music”. „Music” nie jest tak naprawdę całą tą cowboyską otoczką stworzoną na potrzeby promocji, zaś „Hard Candy” nie jest tak całkiem „4 Minutes”. Powiem więcej, „4 Minutes”, jak dla mnie, jest najsłabszym utworem na płycie. Może jestem zrażony. Nie lubię Timbo-Bimbo. Nie lubię Justysia. Ta piosenka jest tak bardzo amerykańska, że dla Madonny, która w całokształcie jest bardziej „europejska” jakoś to nie pasuje.. Chyba też przywykłem już do tego, że pierwszy singel z każdej kolejnej płyty wywołuje sensacje. Jeśli nie jest nowatorski („Music” w 2000 roku) to po prostu porywa cały świat („Frozen” w 1998 roku). „4 Minutes” porwało! Ale głównie Amerykę. I o to chodziło. Madonna jest ambitna. Została ukarana za „American Life”. Genialna płyta przepadła. „Confessions” też w USA nie poradziło sobie tak dobrze jak by mogło sobie poradzić. Media zbojkotowały nagrania (Dlaczego? Nie rozumiem do końca...) a Warner postarał się o tragiczną w skutkach promocję singlową.. W rezultacie wiele singli Madonny od 2003 roku nie dotarło do pierwszej setki (!) Billboardu. Tutaj w Europie tego nie zauważamy. Tu była zawsze Number One. Dla Madonny jednak Ameryka jest zbyt ważna. I to dla Amerykanów głównie powstało „Hard Candy”... To słychać. To jest Timbaland. To jest Pharell. To jest R&B. I to jest bardziej ta Madonna, która wyewoluowała z „Bedtime Stories” aniżeli, z którejkolwiek z innych płyt...
Brak zaangażowania ze strony Madonny w produkcję nagrań wydaje się niezwykle zaskakujący. Tym bardziej, że zdarzyło się to po raz pierwszy od 1985 roku!
Właściwie ciężko jest wskazać słabe punkty tej płyty, która w całokształcie wydaje się naprawdę dobra! I zapewne jest dobra. „4 Minutes”, które jest wizytówką Timbalanda rozdawaną na lewo i prawo większości amerykańskich artystów brzmi tak jak brzmiało już wiele nagrań z miejsca pierwszego Billboardu. Nie będę się już czepiał. To jest nagranie pop. Spełnia wszelkie kryteria przeboju. Co z tego, że brzmi znajomo... Plus za świetnie remiksy na singlu!
Powiem tak, odsłuchanie zawartości płyty miało u mnie ściśle określony przebieg. Na początku rzuciłem się na nagranie „Miles Away”... Od przeszło miesiąca słuchałem dobrze znany większości Fanów dwuminutowy fragment programu telewizyjnego gdzie na tle japońskiego komentarza w tle słyszymy fragment „Miles Away”. To było tak piękne jak nigdy dotychczas! Cudowne nagranie! Bez wątpienia perełka na całej płycie! To musi być singel!
Jako drugie w kolejności poszły w ruch „Candy Shop” oraz „Beat Goes On” znane mi z wersji demo. I tak jak to pierwsze nagranie było dokładnie tym samym co znałem, tak to drugie było zupełnie inną piosenką. Inne słowa, inna melodia, całkowicie inna aranżacja... Niewiele wspólnych elementów.
Później poszły wszystkie nagrania po kolei. Oprócz „4 Minutes”. Po pierwszym odsłuchaniu – mieszane uczucia. W głowie pozostało przede wszystkim „Devil Wouldn’t Recognize You”. Szczególnie produkcje Pharella wydały mi się potężnie surowe w brzmieniu, jakby nie dokończone. Timbaland tym razem mnie nie rozczarował. Pomyślałem sobie, jest OK. Aczkolwiek większość nagrań nie wpadła mi w ucho po pierwszym przesłuchaniu. Po kilku dniach z empetrójką w drodze do pracy i z powrotem mogę powiedzieć, że to ...świetna płyta!
Moje zdecydowane typy: „Give It To Me”, „Heartbeat”, „Miles Away”, „Dance Tonight”, „Devil Wouldn’t Recognize You”.
I powiem tak.. Co z tego, że płyta przywołuje mieszane odczucia od pierwszego przesłuchania, jeśli i tak przekonuje po kilku odtworzeniach. Nie zraża mnie obecność landrynkowych brzmień w „Beat Goes On”, ascetycznej pustki w „She’s Not Me”, ani obecność zapchajdziur w stylu „Spanish Lesson”. Fajnie sie tego słucha i jeszcze lepiej bawi. I to w całości. Być może oczekiwałem od Madonny innej stylistyki, innych kolaboracji. Bałem się Timbalanda, bałem się, że będzie tu za dużo Nelly Furtado. Nie ma nic z tych rzeczy. I super! Może dlatego, że na płycie „Confessions” Madonna przemycała do pop-kultury najlepsze tradycje mojego ukochanego brytyjskiego clubbingu („Get Together”) oczekiwałem czegoś innego. Rozczarowanie singlem „4 Minutes” też jest pozorne. Bo to jakby nie Madonna. Wytypowany na drugi singel „Give It To Me” to już prawdziwa Królowa. Chociaż (jak na razie) „4 Minutes” utknęło na trzeciej pozycji Billboardu to liczę na małe zaskoczenie ze strony kolejnych singli. Bądź co bądź, Madonnie z reguły nie udawało się wskoczyć na szczyt Billboardu kolejnymi singlami z danej płyty. Ale jestem całkowicie przekonany, że „Hard Candy” nie powtórzy komercyjnej porażki „American Life”. Tym razem Amerykanie dostali 12 łakoci, dokładnie według ich uznania... I raczej nie będzie to zbyt twardy cukierek do zgryzienia...

Kamyczek

No i po co było tak krzyczeć, że płyta bdzie porażką? Po co? Ja osobiście uwielbiam wszystkie piosenki i jszcze raz: TO JEST NAJLEPSZA PŁYTA MADONNY obok ROL i AL takie moje zdanie, a co do "Mles Away"- wydaje się mi że będzie singlem. Na koncercie promocjnym Madonna zaspiewałą 4 kawałki z nowej płyty: Give it 2 me, Candy shop, 4 minutes, Miles Away- już dwie z nich to single więc myślę że i 2 następne singlami bd. W trakcie napisów poszła z płyta piosenka The beat goes on- ona tez będzie singlem- jest świetna, ale masz racje, gdy jej posuchałem szczena mi opadała bo nie wierzyłem że to jest Madonna a po demówe że to ta piosenka.


"God, save the queen"

Desperate

Jako fanka z 17-letnim stażem byłam zrażona do albumu Hard Candy zanim sie jeszcze pojawił w sprzedaży po tym jak przeczytałam, że M współpracuje nad nim z min. Timbalandem. Po pierwszym wysłuchaniu 4 minutes nie byłam zachwycona i chyba dopiero za dziesiątym razem stwierdziłam że ten cukierek jest smaczny:) Jednak i tak dalej żle się nastawiałam na HC, aż do momentu jej kupienia. Przyznam szczerze ,że gdy wkładałam płyte do odtwarzacza byłam zdenerwowana, bałam sie, że moje rozczarowanie będzie tak wielkie iż zaprzestanę wogóle słuchania swojej idolki. Jednak Madonna mnie nie zawiodła i jestem oczarowana Landrynką. Nie mówię ,że to jej najlepszy album ,bo zdecydowanie bardziej cenie np. Like a prayer albo Erotica, ale piosenki takie jak Miles away ,Voices bedą już na zawsze jednymi z moich ukochanych.

Kamyczek

super płyta..............
piosenki boskie
Justin slodki....
Timbalanda boski

mlody_17

...zgadzam sie z Mlodym
pozdrawiam



....

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones