Muszę przyznać, że Mariusza Ostrowskiego w roli Fedyckiego nie da się zapomnieć ;) Spektakl znakomity.
Skoro w teatrze gościu tak wymiata to wszędzie siłą rzeczy jest świetny. To taki polski Sam Rockwell. Moim zdaniem to najlepszy polski aktor z rocznika przełomu lat 70/80. Każdy film z nim przykuwa uwagę.
Ludzie o takich umiejętnościach sami decydują, czy chcą być w pierwszej lidze, czy nie. Albo przyjmują role jak leci, albo są wybredni, czy też nie chcą się zarzynać i pozostają raczej w teatrze, biorąc tylko epizody w filmach. Myślę, że Ostrowski w tej chwili dostaje propozycji nie mniej niż powiedzmy Więckiewicz czy Dorociński, ale sam się na piedestały nie pcha