Aktor średni ale głupi człowiek : miał aniołka i pozwolił mu odejść zamiast składać bogom hekatomby wołów w ofierze za taki dar .Niektórych nawet diamenty nie zadowalają .
i to pisze człowiek, który myśli podobnie do mnie :-D ... przynajmniej na ten temat..
Nie wiadomo jak traktowała męża, ani jak on traktował ją. Nikt im do łóżka z butami nie wchodził. Stwierdzenie, że był głupcem, jest co najmniej ograniczone. Zwłaszcza wypowiadane przez kogoś, kto (jak przypuszczam) z panem Melem Ferrerem nigdy prywatnie nie miał do czynienia.
Poprawność i ostrożność to jedno ale nie można powiedzieć, że nie wiadomo zupełnie nic o tym jak układało się w ich małżeństwie. Relacje ich znajomych, współpracowników i biografów świadczą o tym, że swoją chorobliwą zazdrością o sukcesy Audrey Hepburn, apodyktycznością i oschłością zniszczył ich małżeństwo. Ferrer nie mógł znieść, że to ona jest w centrum uwagi, a recenzenci mu nie ułatwiali życia co krok wyśmiewając jego poczynania na polu kina i teatru. Cóż nie każdy mężczyzna umie żyć w cieniu małżonki, rola męża przy żonie go wykańczała, stawał się podły wobec Hepburn - publicznie ją strofował, poprawiał i usiłował ją kompromitować przy ludziach. Najlepiej o rozmiarze konfliktu jaki między nimi narósł świadczy to, że po rozwodzie spotkali się po raz pierwszy dopiero w dniu ślubu syna, a rozstali się, gdy był dzieckiem w wieku szkolnym.
Nie neguję wypowiedzi ich znajomych, współpracowników i biografów, naprawdę, ale nie zamierzam też wierzyć we wszystko. Podtrzymuję swoje zdanie - nikt im do łóżka nie wchodził. Nie wiadomo więc jak to naprawdę było, a jedynie jak to wyglądało. Pozory natomiast mylą bardzo często. Panuje kult Hepburn, wszystkim się jawi jako święta, a tutaj niespodzianka - to był jednak człowiek śmiertelny, który też mógł popełniać błędy.
Wypowiedź autora świadczy o tym, że ma klapki na oczach. No bo bez jaj, nazywać kogoś głupcem, bo nie padał na kolanach przed swoją żoną i nie składał ofiary bogom? Bezsensowna nobilitacja zwykłej aktorki, którą zresztą szanuję.
Ja nie mam zamiaru nikogo wybielać - sławić bezkrytycznie. Po prostu wszystkie przekazy świadczą o tym, że Ferrer nie umiał pogodzić się z rolą męża swojej żony, co powodowało poważne rysy na ich związku. Czasem małżeństwo Ferrera i Hepburn przypomina mi związek Millera i Monroe - panowie na garnuszku swoich żon i w ich wiecznym cieniu, obaj przeżywali rozterki zepchnięcia w cień, a paradoksalnie każdy z nich lubił wygodne życie za pieniądze żony i nie krępowało ich wydawane owoców ich pracy. Wydaje się jednak, że takie związki nie mają racji bytu i szans na powodzenie.
Hepburn bez wątpienia święta nie była, tuż przed rozwodem wdała się w romans z partnerem z planu "Dwoje na drodze", wcześniej ponoć też zdarzały jej się romanse. Ferrer z resztą również nie stronił od towarzystwa pięknych dam - wierność nie była mocną stroną obojga.