Ostatnio zobaczyłam Michelle w "Niebezpiecznych związkach". Jestem oczarowana jej rolą, jak to określał książkowy Valmont, skromnisi i nabożnisi. Pamiętam scenę, kiedy wbiega do jego salonu n a z a j u t r z. Wspaniała... Lubię tę aktorkę jeszcze bardziej właśnie za tę postać, tak dobrze zagraną.
A ja nie mogę zrozumieć zachwytów nad tą rolą Michelle. Lubie ją, ale moim zdaniem w "Niebezpiecznych związkach", to właśnie ona była najbardziej nijaka i miałka... Nie podobała mi się.
Była. W porównaniu z kreacjami, które stworzyli Malkovich i Close, postać Michelle była wręcz irytująca. Zdaję sobie sprawę, że jako bogobojna i dostojna dama nie mogła się zbytnio wykazać, ale jej gra była tak jałowa, że praktycznie dla mnie nie istniała w filmie, a przecież była jedną z głównych postaci. Od Glenn Close i Johna Malkovicha nie mogłam oderwać wzroku. Ale jest to oczywiście tylko moja opinia :) I - jak już wspomniałam - lubię Michelle jako aktorkę. Po prostu w tej roli mi się nie spodobała :)