Romy SchneiderI

Rosemarie Magdalena Albach-Retty

8,5
2 061 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Romy Schneider

Na dzień przed Wigilią widziałem biografię Romy pt. 'Miłości Romy Schneider', autorem jest Johannes Thiele.
Przy okazji znalazłem też inną książkę o Romy wydaną u nas wcześniej pt. 'Romy Schneider: Zawiedzione marzenia'.
Mam zamiar zdobyć obie i przeczytać, ale przedtem chciałem spytać czy ktoś z Was zna owe biografie i może którąś zwłaszcza polecić?
Z góry dzięki!

bardotek69

Myślę, że jestem w stanie Ci pomóc :) Posiadam wszystkie 3 wydane w Polsce książki o Romy: dwie, które wymieniłeś oraz książkę Hildegardy Knef pt. "Romy - rozmyślania nad życiem aktorki". Napiszę może krótkie komentarze na temat każdej z tych książek na wypadek gdyby kiedyś udało Ci się znaleźć tą trzecią i zastanawiałbyś się nad kupnem :)
Zacznijmy od "Romy Schneider - Zawiedzione marzenia" napisaną przez Michaela Jürgsa. To była pierwsza książka, jaką zdobyłam o Romy, po długich poszukiwaniach. Mam ją od ponad roku i ciągle do niej wracam, to chyba mówi wszystko :) Świetna książka. Michel Jürgs znał dobrze Romy, pod koniec jej życia przeprowadził z nią wiele wywiadów (jest dziennikarzem) i wiele prywatnych rozmów. Starał się jak najrzetelniej oddać charakter Romy, opisać wszystko jak najobiektywniej. Dużo czasu spędził nad tą książką, chciał dociec do wielu spraw z jej życia. Opisuje tu po krótce fabuły jej filmów, historie miłości, różne anegdoty. Książka jest w zasadzie podzielona na dwie części, rozdziały nieparzyste to zapis przeżyć nieistniejącej dziennikarki Anny Wendtlin, która po śmierci Romy stara się wyjaśnić skąd się wzięły jej ogromne problemy finansowe. Można by przypuszczać, że to co w książce przeżywa Anna, jest zapisem prawdziwych przeżyć Jürgsa, jednak te wydarzenia są tak kontrowersyjne, że być może wolał je przedstawić w taki sposób, by czytelnik zastanawiał się, czy to jest fikcja czy prawda. Rozdziały parzyste to życie Romy, opisane "kawałek po kawałku". Na końcu książki znajduje się 20 fotografii Romy oraz spis wszystkich filmów, w których zagrała. Ogólnie ładnie wydana (jak na lata 90.), sztywna okładka, czarno-białe zdjęcia.
Druga książka, którą zdobyłam kilka miesięcy temu, również po długich poszukiwaniach, to książka Hildegardy Knef. Znacznie mniejsza książka w sensie objętościowym w porównaniu z książką Jürgsa, ale równie dobra. Hildegrada była niemiecką aktorką, przyjaciółką pierwszego męża Romy, Harry'ego Meyena. Opisuje życie Romy na podstawie spotkań z nią, jej filmów... To również (a może i przede wszystkim) książka pisana z perspektywy aktorki i kobiety. Michael Jürgs jest świetnym dziennikarzem, ale nie zna się na aktorstwie. Nie umie też wczuć się w kobiecą duszę i psychikę. To wszystko mamy u Hildegardy. Ona, jako aktorka filmowa i teatralna, wie co się czuje grając w filmie czy stojąc na deskach teatru. Zna równiez zakamarki kobiecej psychiki, kobiecego charakteru, i starała się pokazać Romy właśnie z tej strony. Warto dodać, że w książce znajduje się 19 czarno-białych fotografii Romy oraz zapis jej ostatniej rozmowy ze swoim szwajcarskim przyjacielem na kilkanaście dni przed śmiercią. Książka równiez wydana w latach 90., z miękką okładką.
I ostatnia książka, która została wydana miesiąc temu. Gdy tylko ją zobaczyłam od razu postanowiłam kupić, dotarła na kilka dni przed świętami, jestem właśnie w trakcie czytania. Ogólnie mówiąc to (jak na razie) książka wywiera mniejszy zachwyt u mnie niż tamte dwie. Nie wiem, kim jest Johannes Thiele, czy znał Romy osobiście. Na razie wychodzi na to, że jest niemieckim pisarzem. Książka nie skupia się na całym życiu Romy, lecz tylko na jednej sferze - miłości. Zresztą zgodnie z tytułem. Owszem, pozostałe wydarzenia z jej życia też gdzieś tam się pojawiają, krótkie wzmianki o filmach, ale jej związki, małżeństwa, romanse i flirty są na pierwszym miejscu. Ogólnie wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że autor bardzo uprościł i spłaszczył życie Romy. Nie starał się tak jak np. Jürgs dociec prawdy. Thiele bazował na tym, co wielokrotnie powtarzano, na plotkach, tytułach z brukowych gazet. Ogólnie większość zawartości książki jest zgodna z prawdą, ale znalazłam już kilka takich fragmentów, które zostały wymyślone przez dziennikarzy, które Romy obaliła, zrobił to też Jürgs w swojej książce, a Thiele pisze o tym, jakby to była prawda. Nie wczuł się za bardzo w życie Romy. Myślę, że postanowił napisać tę książkę, żeby po prostu zarobić. Wspomnienia o Romy zawsze będą dawać gwarancję sprzedaży. Tak więc na razie sytuacja od strony merytorycznej jest dość kiepska. Jedyne co mnie zachwyciło, to piękne wydanie tej książki. Śliczny papier, piękna czcionka, mnóstwo pięknych kolorowych zdjęć Romy o znakomitej jakości (nie liczyłam ich, bowiem nie pojawiają się jak w przypadku poprzednich książek na ich końcach, ale przewijają się przez całą książkę, mogę jednak zaryzykować, że jest ich około 60-70). Jednak piękna oprawa nie ukryje braków w treści.
Podsumowując chyba każdą z tych książek warto przeczytać, każda wnosi coś nowego. Gdybym jednak miała je ułożyć w jakimś rankingu zaczynając od najlepszej to byłaby to książka Jürgsa. Druga to książka Knef, a długo długo w tyle książka Thiela.
Mam nadzieję, że tą moją przydługą pisaniną choć trochę Ci pomogłam :) Wybacz mi proszę objętość wypowiedzi, krócej się chyba nie dało :) Pozdrawiam

Johanna

O Matko, dziękuję Ci bardzo za tak "głęboką" i dokładną odpowiedź, naprawdę się nie spodziewałem, ale cieszę się, że są jeszcze tacy entuzjaści, jak my! Bo widzę, że masz takiego fioła na punkcie Romy Schneider, jakiego mam ja na punkcie mojej ukochanej Brigitte Bardot :)
Nie miałem pojęcia o tej trzeciej książce, ale tym bardziej jestem ucieszony, że jest kolejna - im więcej tym lepiej!
Ja w ogóle jestem zakręcony na punkcie Brigitte Bardot, ale i starego kina, zwłaszcza z lat 50, 60 i kilku innych aktorek tamtych lat, m.in. Romy! Nie miałem pojęcia, że w ogóle wydano jakąś książkę na jej temat, aż właśnie owego dnia zobaczyłem tę biografię w empiku i po prostu postanowiłem sobie sprawdzić to w necie. Jest taka strona Biblioneteka i tam jest raczej obfita baza książek wydanych w Polsce i tam sobie zawsze szukałem tych o mojej Bri-Bri, ale także i o mych innych ulubionych aktorkach - Claudii Cardinale, Ursulii Andress, Elizabeth Taylor, Natalie Wood, Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. Jednakże ponieważ na temat C.C., Ursulii i Natalie nic się niestety w naszym kraju nie ukazało, to myślałem, że to samo będzie z Romy, która jest moją kolejną ulubienicą i o której myślałem, że jest zbyt mało u nas dziś popularna by znaleźć jej biografie! I gdy szukałem tej nowej książki to jej jeszcze w bazie owej strony nie było, ale była ta pierwsza, o której napisałem! A o tej trzeciej dowiedziałem się właśnie od Ciebie, bo też tam jej niestety, nikt nie zamieścił - musisz chyba nadrobić braki!
Cieszy mnie to, że będę mógł sobie przybliżyć postać tej wspaniałej kobiety dzięki owym książkom i przy wyborze będę się sugerował Twoją propozycją, bo widzę, że wiesz o czym piszesz ;)
Tak więc na razie poluję na Allegro na książkę Jurgsa, a potem zobaczymy :-)
Pozdrawiam gorąco :P

Johanna

Możesz mi jeszcze proszę uświadomić, jak się przedstawiają ceny tych książek na Allegro i czy często można tam je spotkać? Zapewne śledzisz aukcje, prawda? I ile uważasz, że można na nie wydać, bo ja np. sobie ustawiłem takie proporcje cen co do książek o Bardotce, ile są warte, w zależności od ich jakości, więc pewnie Ty też mi coś więcej na ten temat możesz powiedzieć? Z góry dziękuję :)

Johanna

Właśnie sobie sprawdzam kiedy wyszły oryginały tych książek na Amazonie angielskim i zaskoczyło mnie to, że:

1 właśnie w tym roku wydano reedycję książki Michaela Jurgsa:

http://www.amazon.co.uk/s/ref=nb_ss?url=search-alias%3Daps&field-keywords=romy+s chneider+jurgs&x=0&y=0

2 jak również książki Hildegard Knef (!):

http://www.amazon.co.uk/s/ref=nb_ss?url=search-alias%3Daps&field-keywords=romy+s chneider+knef&x=0&y=0

3 oraz, że ten Johannes Thiele napisał dwie książki o Romy z czego jedna to "Jej filmy, jej życie, jej dusza", a oni wydali tę o miłościach:

http://www.amazon.co.uk/s/ref=nb_ss?url=search-alias%3Daps&field-keywords=romy+s chneider+thiele&x=0&y=0

Przecież ta pierwsza byłaby lepsza jako biografia (chyba?). Ale widocznie potrzebowali skandalików i sensacji związanych z romansami...

Johanna

Z tego co widziałem jedyną anglojęzyczną biografią Romy jest ta wydana... również w TYM roku:

http://www.amazon.co.uk/Romy-Schneider-Story-C-Mcgivern/dp/1905764162/ref=sr_1_2 ?ie=UTF8&s=books&qid=1261917106&sr=1-2

Słyszałaś o niej coś więcej? Myślisz, że jest dobra?

bardotek69

Co oni tak wszystko wysają w tym roku? Przecież to w zeszłym była okrągła rocznica urodzin...

bardotek69

Nie ma za co dziękować, to była dla mnie wręcz przyjemność :) Powiedzieć o nas "entuzjaści" to chyba zbyt słabe określenie :D Raczej jak widać mamy nieuleczalnego bzika i tyle :D Chociaż nie przypuszczałam, że tego mojego fioła na punkcie Romy aż tak widać... :) Ale jeśli tak, to trudno, nie zaprzeczę :) Ten mój fioł to już chyba nieuleczalna choroba :) Pierwszy raz zetknęłam się z Romy, gdy miałam 15 lat. W jakąś listopadową sobotę 2002 roku (pamiętam jak dziś) Polsat puścił "Sissi" (chociaż wstyd się przyznać, że pierwszy raz zobaczyłam ją w filmie, którego ona szczerze nienawidziła, ale cóż... Pewnie większość wielbicieli Romy poznała ją dzięki "Sissi"). Wciągnęłam się w tę historię. W 2003 roku obejrzałam całą trylogię, potem stopniowo kolejne jej filmy i tak już zostało... Ponad 7 lat, kawałek życia, nieuleczalnie :)To dzięki Romy postanowiłam biegle nauczyć się niemieckiego i francuskiego, przedtem moim priorytetem był tylko angielski. Chcę też za jakiś czas wybrać się w taką "podróż jej śladem" do domu jej matki, gdzie Romy się wychowała, czyli Berchtesgaden w Bawarii, potem oczywiście Paryż i na końcu jej grób w Boissy-sans-Avoir. Ale to jak na razie odległe plany i jak do tej pory niespełnione marzenie :) Może uda się zorganizować więcej fanów Romy i zrobić taką zbiorową "pielgrzymkę" :)
Zapomniałam wczoraj dodać, że mi z kolei jest bardzo miło, że trafiłam w końcu na jakiegoś mężczyznę, który lubi Romy i nie wstydzi się do tego przyznać. Do tej pory spotykałam wyłącznie kobiety, które podziwiały Romy jako aktorkę, kobietę. Zaczynałam się już martwić, że faceci, którzy lubią kino z lat 60., 70. 80. po prostu wyginęli, a zostali sami tacy, którzy zachwycają się Angeliną Jolie albo Scarlett Johansson... Ale jak widać nie :) Mamy pewnie podobny gust, bo ja też kocham stare filmy (te nowe oczywiście też, ale tylko niektóre). Co do BB to nie widziałam z nią wielu filmów, ale dla mnie i tak jest wielka. Wielki szacunek za to, co robi dla zwierząt. Szkoda, że wycofała się ze świata filmu. Claudię Cardinale kojarzę z jednego czy dwóch filmów, poza tym raczej słabo. Ogólnie śliczna kobieta. Podobnie Nathalie Wood - chciałabym wyglądać jak ona :) Elizabeth Taylor, Marylin Monroe, Audrey Hepburn - prawdziwe legendy i ikony! Ursula Andress... Pierwsze skojarzenie - oczywiście "Bond girl" :) Wszystkie lubię w jakimś stopniu, prawdziwe gwiazdy mijających epok. Dziś już nie ma i nie będzie takich aktorek... Ale u mnie na pierwszym miejscu była, jest i zawsze będzie Romy Schneider - bezkonkurencyjna :) Jestem zdziwiona, że w Polsce nie ma żadnych książek nt. C.C., U.A. i N.W.... Nie są może tak znane jak M.M. czy E.T., ale myślę, że mają wielu fanów i na pewno książki o nich znalazłyby nabywców. Ale co się dziwić, ostatnio się przekonałam, że Polska to dość zacofany kraj - znaleźć w jakimkolwiek sklepie jakiś film z Romy graniczy z cudem, poza "Sissi" oczywiście...
Odwiedziłam stronę, o której wspomniałeś, tę "Biblionetkę" i chyba faktycznie muszę kiedyś przysiąść i wprowadzić te książki :)
Co do aukcji to oczywiście, śledzę regularnie, czy coś nowego się nie pojawi, bo to właśnie na Allegro kupiłam wszystkie 3 książki o Romy :) Co do obecnej sytuacji to książka Thiela (jako że niedawno wydana) jest na Allegro, więc z nią kłopotów nie będzie, ceny możesz sam zobaczyć, bo są różne. Książka Jürgsa też co jakiś czas się pojawia, ostatnio były nawet dwie jednocześnie. W podobnych cenach - 60-70 zł. Dla mnie to odrobinę za wysoko, bo rok temu zakupiłam ją za 30 zł. Nie zdziwiłam się więc, gdy nie znalazł się nikt chętny. Pewnie za jakiś czas znów się pojawią - oby w rozsądnych cenach. Najgorzej jest z książką Knef. Długo w ogóle jej nie było. Pierwszy raz zobaczyłam ją wtedy, gdy ja ją zakupiłam, czyli z 3-4 miesiące temu. Ostatnio widziałam ją z miesiąc lub dwa temu za około 10-15 złotych, nikt jej nie kupił. Ja swoją kupiłam za około 10 zł. Odnośnie moich opinii co do cen tych książek to wydaje mi się, że prawie 30 zł za książkę Thiela to nie jest zbyt wygórowana cena. Za taką jakość książki, zdjęcia (pomińmy fakt o strasznej treści) to jest ok. Cena za książkę Knef też odpowiednia. Książka jest mała, w miekkiej okładce. Ma już około 15 lat, bo w Polsce nie było nowego wydania, więc nie kłóciłabym się z tą ceną. Co do Jurgsa to... Jeżeli ktoś jest prawdziwym wielbicielem Romki to na tę książkę wyda pewnie każde pieniądze, bo jest tego warta :) Naprawdę można dokładnie i z różnych stron poznać jej biografię. Chociaż taka suma, jaką za nią ostatnio proponowali to raczej za wysoka dla zwykłego czytelnika. Myślę, że nie powinna przekroczyć 50 zł. Zresztą z tyłu na okładce jest podana jej cena, z jaką książka była sprzedawana, gdy ukazała się w Polsce... Właściwie są 2 ceny: na stare i na nowe pieniądze, gdyż było to w okolicach denominacji. Na nowe książka została wyceniona na... 15 zł :D Gdy to zobaczyłam zdębiałam, bo zapłaciłam przecież 2 razy tyle, ale nie żałowałam tego ani przez moment. Po prostu wszystko zależy od nabywcy, jeden zapłaci i 200 zł, byle tylko ją mieć, dla drugiego 40 zł to za drogo.
Dziękuję Ci za przedstawienie aktualnej sytuacji książek o Romy na Amazon, niezbyt często tam bywam. Zdziwiłam się, jak często książka Jürgsa jest na nowo wydawana (pierwszy raz w 1998 roku, pewnie z okazji rocznicy 60. urodzin Romy, i rok temu na 70. rocznicę). Też myślę, że książka Thiela o filmach, życiu i duszy Romy byłaby lepsza. Chociaż... Sądząc po stylu pisarskim tego "autora" w książce o miłościach nie jestem tego już taka pewna... Johannes Thiele wydał książkę "o filmach..." na 25. rocznicę śmierci, a o miłościach na 70. urodzin, więc dla mnie wszystko jest ok z tymi datami :) Jedynie nowe wydanie Knef w tym roku jest bez żadnej okazji, ale też pewnie jej nie szukali, tylko po prostu zrobili dodruk.
O anglojęzycznej książce o Romy niestety nie słyszałam. Pierwszy raz ją widzę. Jej autora też nie kojarzę. Chociaż wydaje mi się (z mojego punktu widzenia), że ta książka może być niezbyt dobra. Co tam Amerykanie czy Anglicy mogli wiedzieć o Romy? Nakręciła w USA raptem 1 czy 2 filmy, w Wlk. Brytanii też ze 2, reszta anglojęzycznych była kręcona w Austrii, Włoszech, Meksyku i we Francji, a wszystkie jej anglojęzyczne można na palcach obu rąk policzyć... Myślę, że jedynie książki autorstwa niemiecko- i francuskojęzycznych autorów są dobre. Ale mogę się mylić.

Johanna

Jakbym sam siebie czytał, słuchał i oglądał :-)) !

Moje zauroczenie Romy jest wprawdzie dużo świeższej daty („staż” mam co najwyżej roczny), ale na jego skalę i temperaturę nie ma to żadnego wpływu. Fascynujące, budzące podziw, czułość i sympatię, przyprawiające o gorączkę i przyspieszające bicie serca – jest w niej właściwie wszystko.
Niesamowita, niezwykle uniwersalna uroda, która sprawiała, że we wszystkim wyglądała świetnie i pozwalała jej na niespotykane bogactwo „wizerunkowych” wcieleń, jedno piękniejsze i bardziej intrygujące od drugiego (fryzura, makijaż, ubiór).
Dziecięco-młodzieńcza autentyczność, naturalność, spontaniczność, entuzjazm. Równie dziecięca ufność i łatwość wybaczania tego co złe. Zero gwiazdorstwa, udawania, tłumienia emocji (albo sztucznego epatowania emocjami nazbyt wybujałymi), wyrachowania i manipulacji - pełne otwarcie na świat i na innych ludzi, na to co niesie życie i na najbardziej szalone pomysły (przynajmniej takie mam wrażenie - mogło to być i chyba bywało źródłem kłopotów, ale przecież trudno o coś piękniejszego).
Skromność, może nawet pewna nieśmiałość, umiejętność słuchania i szacunek dla rozmówcy, połączone z odwagą, namysłem i szczerością wypowiedzi (wywiady). Zero popisywania się, nie daj Boże paplania/szczebiotania, wyniosłości, zachłystywania samą sobą, idiotycznego chichotu, etc. Dystans do samej siebie i poczucie humoru (bardzo przydatne nie tylko w wywiadach, ale także wtedy, kiedy trzeba dobrze zagrać w komedii :-)) ).
Przenikliwe, wymowne spojrzenie - czasem smutne, zakochane, rozmarzone, zamyślone, czasem radosne i dopingujące, czasem figlarne i prowokujące, a czasem – życzliwie kpiące. I równie wiele mówiący uśmiech – a to emanujący radością i szczęściem, a to łobuzersko-szelmowski, a to sympatyczny i przyjacielski. Nigdy cyniczny, ironiczny czy zgryźliwy (nie spotkałem), a już przenigdy - przyklejony/ wyjęty z katalogu.
Kiedy trzeba - niesłychanie mimiczna cała twarz, co dodatkowo podkreślało wymowę spojrzenia czy uśmiechu.
Dzielność w stawianiu czoła kolejnym, życiowym dramatom, które ją spotykały – nie poddawała się, nie gorzkniała i nie zamykała do końca w sobie, chociaż za każdym razem było jej coraz ciężej, dopadały ją depresje, stawała się coraz smutniejsza, piła coraz więcej alkoholu i zażywała leków, a po dwóch ostatnich ciosach (jej choroba nowotworowa i tragiczna śmierć syna Davida) - ostatecznie nie dała rady, albo fizycznie (jeśli wierzyć, że zmarła na naturalną niewydolność serca), albo psychicznie (jeśli dać wiarę przypuszczeniom, że mogła tej niewydolności pomóc próbując popełnić samobójstwo).
Upór i zapał w obronie swojego zdania, przynajmniej na filmowym planie, gdzie czuła się jak ryba w wodzie. Jeśli wierzyć jej samej, miała odwagę przeciwstawić się największym reżyserskim tyranom: Viscontiemu, Wellesowi czy Premingerowi. Co akurat w ich przypadku dawało nadzieję na tym ciekawsze rezultaty filmowej pracy (o tyle jestem skłonny w to uwierzyć, że wszyscy oni wydawali się ją traktować jak ukochaną, choć krnąbrną i upartą córkę, a silne osobowości często tak mają – stronią od „cieniasów”, a pasjami lgną do zadziornych i przekornych, jeśli tylko wiedzą oni, o co walczą i czynią to z odpowiednim przekonaniem).
Itd., itd., itd. – można tak właściwie bez końca .

Jednym, dwoma zdaniami? Na kształt epitafium? Nie umiem, mogę tylko zacytować lub nieco sparafrazować.
Jak dziecko biegła na oślep przed siebie, potykając się o nieuświadamiane niemożności (Joseph Losey). Z duszą wypisaną na twarzy i doskonale widoczną dla każdego, kto na chwilę się zatrzyma, żeby spojrzeć (Jurij Panacenkow).

Tylko że miało być nie o tym - dla beznadziejnie w niej zakochanych to nie nowość! Musiałem to z siebie „wyrzucić”, bo rzadko mam ku temu okazję, i bardzo przepraszam, że tak długo to trwało.

Przechodząc zatem do ad remu .

Po pierwsze – nie wiem jak opisać stan mojego ducha w chwili, kiedy przeczytałem o Twoim marzeniu i pomyśle dotyczącym sentymentalnej podróży śladami Romy. Mogę tylko powiedzieć, że myśl o takiej podróży nie opuszcza mnie odkąd tylko nasza bohaterka, jak grom z jasnego nieba, pojawiła się w moim życiu. Jeśli dożyję do emerytury (albo jeżeli szczęście dopisze - nawet wcześniej :-)) ) zrobię wszystko, lub prawie wszystko, żeby taka podróż mogła dojść do skutku. Do wartych odwiedzenia miejsc dorzuciłbym tylko Wiedeń (gdzie Romy się urodziła i gdzie np. były kręcone zdjęcia do „Kardynała”), Berlin (w którym przez kilka lat mieszkała z pierwszym mężem i małym jeszcze Davidem, w którym bywała przy innych okazjach, i o którym mówiła, że jest dla niej bardzo ważny) oraz Rzym (gdzie powstały zdjęcia do albumu „Romy w Rzymie” Evy Sereny).

Po drugie – jestem Ci bardzo wdzięczny za uświadomienie mi, że są dostępne książki o Romy w naszym ojczystym języku. Z obcymi „narzeczami” jestem raczej na bakier, więc to dla mnie bardzo dobra wiadomość.

I wreszcie po trzecie i najważniejsze. Ponieważ Twoja bliska znajomość z Romy wydaje się trwać już naprawdę długo, mam do Ciebie milion pytań. Jak już będę wiedział, od którego zacząć, ośmielę się Cię niepokoić, z nadzieją, że nie poślesz mnie do diabła :-)) .

tyczynozek

Jeju, co za cudowna, opisowa wypowiedź :) masz literacki talent, czy wiesz? :) tak to pięknie ubrałeś w słowa, idealna charakterystyka Romy, troszkę odczucia wielbiciela, troszkę od strony psychologicznej, naprawdę jeszcze na świeżo jestem pod wielkim wrażeniem :) nie było za długo, wręcz przeciwnie :) do diabła nie poślę, w razie wątpliwości jestem do dyspozycji, choć nie wiem czy można mnie traktować jako eksperta od Romy, już raczej jako samouka :) pozdrawiam ciepło!

Johanna

Pasjonat-samouk to czasem dużo więcej niż ekspert :-)). A odpowiedzi na pytania szczególne "trudne" zawsze można szukać wspólnie - może inni sympatycy Romy nam pomogą!

Pierwsze pytanie właściwie nie dotyczy Romy, ale za to jest całkiem nieskomplikowane. Pytała Cię już o to "lisafreemont", ale ponieważ jakoś nie zauważyłem odpowiedzi :-)), ośmielam się za nią powtórzyć - czy odbyłaś już swoją podróż :-)) ? A jeśli nie, to czy nadal o tym myślisz? Bo ja z kolei myślę, że chyba trudno o lepszy sposób na pokazanie (o ile Romy na nas patrzy tam z góry - mam nadzieję, że tak :-)) ), jak wielkie i jak pozytywne wciąż wzbudza emocje. I na sprawienie sobie przyjemności, że jest się trochę bliżej Niej niż to zwykle jest możliwe.

Drugie pytanie jest grubszego kalibru, bo odnosi się do jednej z zagadek dotyczących Romy (sorry, że wyskakuję od razu z dwoma pytaniami :-)) ). Każdy kto próbuje Romy lepiej poznać, prędzej czy później te zagadki napotka. "Na pierwszy ogień" wybrałem taką, która może intrygować przede wszystkim mężczyzn, ale co tam - od samego siebie się nie ucieknie :-)). Otóż... Wśród wszystkich niezwykłości i cudowności Romy, o których jak wiemy można bardzo długo (nie będę się powtarzał :-)) ), jedna jest dla mnie niemal podwójna - jej miłość do Alaina (i vice versa). Jak dotąd nigdy i nigdzie z niczym podobnym się nie zetknąłem. Z tak szczerym i tak bezgranicznym, wzajemnym zapatrzeniem w siebie, z takim szczęściem/ entuzjazmem z powodu bycia razem, z taką odwagą, naturalnością i prostotą w pokazywaniu swojego szczęścia wszystkim dookoła, itd. A także z tak bezpowrotną (moim zdaniem) utratą najgłębszych błysków szczęścia w oczach i uśmiechu, które stało się udziałem ich obojga po rozstaniu (podobno okupionym przez Romy próbą samobójczą). Może inni widzą to inaczej, ale według mnie wszystkie ich radości i uśmiechy, które miały miejsce potem, to już nie było to (jeśli nie liczyć ich relacji z dziećmi, ale to trochę inna bajka). To co się działo potem jest zresztą, z wielu względów, równie "niekiepską" historią jak to co było przedtem. Widział kto kiedy taką przyjaźń między byłymi kochankami? Po takim dramatycznym, jednostronnym zerwaniu pięcioletniego związku przez jedno z nich bez choćby słowa wyjaśnienia (w każdym razie na początku)? Nie raz i nie dwa miałem wrażenie, że kiedy nawet wiele lat później zdarzało im się, w różnych sytuacjach, stawać blisko siebie, świat dookoła jakby znów przestawał istnieć. Albo przynajmniej znów bardzo tracił na znaczeniu, w tak zwanym porównaniu. Powiem więcej - wydawało mi się czasem, że właśnie w takich chwilach ich oczy i uśmiech znów potrafiły błyszczeć prawie tak mocno jak wtedy, kiedy byli razem.
Z początku, wiedząc mniej więcej jak wyglądało ich rozstanie, uważałem Alaina za skończonego drania i gdybym tylko miał okazję, na pewno bym mu to wygarnął :-)) . Ale to trwało krótko - do czasu, kiedy zobaczyłem film z przylotu Romy z Berlina do Nicei na plan "Basenu" i z jej przywitania z Alainem na lotnisku. Mówiąc obrazowo, to co zobaczyłem w tym filmie wbiło mnie w ziemię, bo nie mieściło mi się w głowie, że po tym wszystkim co się między nimi stało (szczególnie z jego strony), mogli sobie nawzajem okazywać tyle czułości, radości, przywiązania, etc. Śmiać się do siebie, tulić, całować, zaglądać w oczy - co kto chce. Uznałem, że skoro Ona, najbardziej w tym wszystkim poszkodowana, nie ma do niego żalu i pretensji, a wręcz przeciwnie okazuje mu aż tyle sympatii (zostańmy przy tezie, że była to już tylko sympatia :-)) ), to nie mnie go sądzić. Kiedy zaś niedługo potem przekonałem się, co i w jaki sposób Alain o Niej mówi kilkadziesiąt lat po Jej śmierci, zobaczyłem jego łzy podczas oglądania wybranych scen z "Basenu", i inne takie - po prostu go polubiłem. Cała wcześniejsza niechęć zniknęła jak sen.

Gdzie tu jest i jakie pytanie? Nietrudno zgadnąć :-)).

Jeśli nie tylko przed, ale i po rozstaniu było między nimi tak jak było, to skąd u diabła i do cholery całe to rozstanie???!!!
Po co, dlaczego?
Jeśli przed rozstaniem byli ze sobą tacy szczęśliwi, a po rozstaniu nadal tak wiele dla siebie znaczyli i kto wie, czy nawet nadal się nie kochali (chociaż pozwalali sobie już tylko na wyjątkową przyjaźń) - to co się właściwie stało, o co poszło, jaka była przyczyna?
Czy Alain kiedykolwiek wyjaśnił Romy powody swojej decyzji i czy ona je zaakceptowała, a przynajmniej się z nimi pogodziła? (biorąc pod uwagę ich późniejsze relacje jakoś trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby mogło być inaczej).

Niczego niestety nie wyjaśniają, a przynajmniej nie wyjaśniają wprost, liczne podobno zdrady Alaina. Bo przecież to nie Romy odeszła/ zerwała, tylko wręcz przeciwnie. Ona, choć płakała, krzyczała, rzucała czym mogła, a podobno i biła - ostatecznie zawsze wybaczała i najwyraźniej chciała trwać przy nim niewzruszenie.

Więc?

Pozdrawiam

tyczynozek

Droga Johanno.

Za chwilę minie tydzień od daty mojego ostatniego wpisu i moja nadzieja, że jednak jeszcze się odezwiesz, jest coraz mniejsza :-((.

Daj chociaż znać, że w żaden sposób Cię nie uraziłem/ nie sprawiłem Ci przykrości.

Będzie mi lżej :-)).

tyczynozek

Bardzo przepraszam za długie milczenie, ale niestety zwaliło mi się na głowę trochę problemów, natury osobistej i nawet nie miałam kiedy zainteresować się czymś innym. Obiecuję, że odezwę się na pewno, może za kilka dni, a może troszkę dłużej jak tu sobie wszystko poukładam, ale zrobię to na pewno! :) chcę usiąść do tego wątku z "czystą" głową, żeby móc jak najlepiej Ci odpowiedzieć, więc cierpliwości! :) pozdrawiam gorąco.

Johanna

Uff - kamień z serca :-)!

Oczywiście, że poczekam, jak długo będzie trzeba. Są sprawy ważne i ważniejsze!

Donoszę też, że nie mogąc się doczekać Twojej odpowiedzi na wpis powyżej, zacząłem szukać kontaktu z Tobą w innych wątkach, w efekcie czego "dorzuciłem" coś na temat "romansu" RS i AD zupełnie gdzie indziej.
Gdzie konkretnie, to już za dobrze nie pamiętam, ale na pewno był to wątek, w którym znalazło się pytanie, o RS i AD właśnie, zadane przez wielbicielkę AD (delonka?). No i Twoja odpowiedź na to pytanie.
Z tej odpowiedzi wysnułem wniosek, że przynajmniej po części nasze "poglądy na sprawę" są dość zbliżone, ale mogę się mylić :-).

Również gorąco pozdrawiam i naprawdę bardzo się cieszę, że się odezwałaś!

tyczynozek

Nie no, MUSICIE umowic sie na kawe;)

bardotek69

To już my tam wiemy, co, gdzie, kiedy i jak - poradzimy sobie :-).

Powiedz lepiej, jaką fotkę Romy widziałbyś jako wizytówkę naszego forum. Nie jaką konkretnie, ale jakiego rodzaju, z jakiego okresu, etc.

Albo co sądzisz o rozstaniu Romy z AD - może są jakieś informacje o powodach tego rozstania w którejś z biografii Romy? Albo w innych pisanych źródłach?

tyczynozek

Zdecydowanie lato '66! Wtedy Romy byla szczesliwa co przekladalo sie na jej wyglad nigdy nie byla tak piekna jak wtedy:

http://1.bp.blogspot.com/-6CaTFUqZahU/TsWcKGjPn1I/AAAAAAAAIPI/TowLRFLcEk4/s1600/ 3copyright_Jean-Pierre_Bonnotte_Gamma-Rapho.jpg

bardotek69

Jesteś pewny, że to lato '66? Dotychczas, na tzw. "Wojtka oko", nie umiałem się zdecydować, czy te akurat zdjęcia (mam chyba trzy z tej "serii") były zrobione przed czy po "Basenie", więc to dla mnie ważna informacja :-). Dzięki!

tyczynozek

Oczywiscie masz racje, moja pomylka. Myla mi sie te daty ze wzgledu na to, ze autorem zdjec jest Jean-Pierre Bonnotte, ktory to wykonal jedne z najlepszych zdjec mojej ulubienicy Brigitte Bardot, a rok 1966 to moja ulubiona era w zyciu Bardotki, wtedy wygladala jak dla mnie najlepiej.
Zdjecia Romy zostaly zrobione w 1968 roku w Saint-Tropez, podczas krecenia "Basenu" wlasnie. Jesli wpiszesz w Google nazwiska fotografa i Romy zobaczysz wiecej niz te 3 zdjecia o ktorych wspominasz;)

bardotek69

Dzięki - jesteś wielki!
Każde zdjęcie Romy jest na wagę złota.
A dobre zdjęcie to już bez dwóch zdań :-).

bardotek69

Coś się stało? Zaczynałem mieć nadzieję, że forum pomalutku ożywa, a tu siup - znowu cisza :-(.
Jest jeszcze jakaś szansa? Na zachętę powiem, że zacząłem już zbierać "do kupy" różne fotki Romy, które moi zdaniem mogłyby się nadać na nasze wystawowe okno i mogłyby zastąpić zdjęcie, które tam aktualnie wisi. Wymyśliłem, żeby taki mini album gdzieś umieścić i dać wszystkim zainteresowanym możliwość wskazania, które zdjęcie by wybrali (taki mały plebiscyt :-) ). Czekam teraz na odpowiedź redakcji Filmwebu, czy zmiana zdjęcia jest możliwa, a jeśli tak, to co trzeba zrobić by jej dokonać. Czas oczekiwania się wydłuża - może Ty wiesz jak to ugryźć, tzn. jak zmienić zdjęcie?

Johanna

Wciąż milczysz - problemy nie minęły?
Może mógłbym Ci w czymś pomóc?
Cudotwórcą nie jestem, ale tułam się po tym świecie już kawałek czasu, w związku z czym nie można wykluczyć, że w takiej czy innej sprawie byłbym w stanie coś Ci doradzić albo w jakiś inny sposób Cię wesprzeć.
Nie od dzisiaj wiadomo, że w pomaganiu innym bywamy dużo lepsi niż w pomaganiu sobie samym :-).

tyczynozek

Napisz do niej na priva a nie tu takie wyznania:D (zartuje, b.ladnie z Twojej strony:P)

bardotek69

Ha, gdybym znał tego priva, na pewno bym tak zrobił :-).

tyczynozek

Nie masz opcji wyslania wiadomosci pod avatarem na jej profilu? Widocznie nie masz (wystarczajaco duzo) filmwebowych pktow przy wspoltworzeniu stron o filmach I aktorach.

bardotek69

Pod avatarem na jej profilu powiadasz.... No przyjrzę się temu, może coś skumam. Nadziei wielkich nie mam, biorąc pod uwagę, że PW to dla mnie Politechnika Warszawska, a w języku Internetu to ponoć prywatna wiadomość :-)!

tyczynozek

Jestem :) bardzo przepraszam, że tak długo milczałam, ale jak już sobie wyprostowałam sprawy rodzinne to doszły nowe - tym razem zawowodwe i znów z linii prostych zrobiły się zakręty... Ale wiadomo - życie. A jeszcze kropeczką nad i było to, że kiedy wreszcie poskładałam się w całość i w zeszły weekend usiadłam i naprawdę wszystko dokładnie przeczytałam i odpisałam to z powodu okolicznych burz wyłączono mi prąd... A miałam jeszcze dopisać ze dwa zdania końcowe i wysłać post... Bardzo się zdenerwowałam, bo ta odpowiedź była naprawdę wyczerpująca, przemyślana, taka jaka chciałam, spędziłam nad nią ponad godzinę, a tu wszystko na marne... Długo musiałam się uspokajać, a jeszcze przez dobrych parę dni na słowa: komputer, internet, filmweb itp. robiło mi się słabo. No ale kiedyś trzeba usiąść i się za to wziąć :) boję się, że nie powtórzę już tego wszystkiego co zawarłam w tamtej wypowiedzi, sporo fragmentów pamiętam, a część uleciała mi z głowy, ale wynotowałam sobie pytania, które padły do mnie w tym i innym wątku, więc raczej niczego nie pominę. Za to postanowiłam sobie, że każdy nowy akapit od razu wyślę, w razie gdyby elektrownia znów zrobiła mi psikusa, bo drugiej takiej straty już nie przeżyję :) a więc zaczynamy!

Johanna

Wątek nieuznanego syna Delona jest już w sumie wyjaśniony, ja tylko mogę potwierdzić, że dziecko nie było ze związku z Nathalie, tylko z Nico. Data narodzin wyraźnie wskazuje, że Delon zdradzał Romy, o ile to faktycznie jego dziecko. Nigdy go nie uznał, nie dał nazwiska, a więc może to prawda, że nie jest jego synem, a może po prostu Delon nie chciał, żeby wyszło na jaw, że zdradzał Romy, skoro maluch urodził się w trakcie związku z R. Chyba tylko badania DNA mogłyby to potwierdzić... Za to faktem jest, że Delon nie był zbyt wiernym partnerem. Być może Nico była na liście jego zdobyczy, a może akurat nie. Z jednej z książek o R dowiedziałam się nawet, iż Alain starając się wykorzystać swą młodość jak najbardziej miał na koncie nawet epizody utrzymanka starszych pań (od razu przywodzi mi to na myśl film "Rzymska wiosna pani Stone"...), a także był widziany w klubie dla panów o wiadomej orientacji seksualnej... To oczywiście nie jest udokumentowane, opiera się na plotkach i domysłach, ale podobno swego czasu głośno było o tym w Paryżu. Byli nawet tacy, którzy twierdzili, że zażyłość Delona z Viscontim wykraczała daleko poza sferę zawodową... Podobno nawet Romy miała o to pretensje. Ale jak zawsze - jaka była prawda wie tylko sam Delon.

Johanna

Niestety w tej historii większość sensacyjnych wątków jest ciężka do udowodnienia, do określenia "jak było naprawdę". Więc słyszymy wiele razy o flirtach, zdradach, dzieciach, latających talerzach, o przemocy fizycznej, którą swego czasu Romy podobno potwierdziła... W tamtych czasach przemoc mężczyzn wobec kobiet nie była tak traktowana jak dziś, dlatego też wydaje nam się to tak bulwersujące. Spotkałam się z opinią, że przemoc wtedy to była część związku, składnik kłótni itp. Ciężko w to uwierzyć, ale czasy też były inne. To nie były jeszcze lata, gdzie feministki były popularne, mężczyzna ciągle wierzył, że jest ważniejszy, lepszy od kobiety, że kobieta ma mniejsze prawa. Dla nas przemoc Delona wobec Romy wydaje się straszna, a dla niej może taka nie była?

Johanna

Związek Romy i Alaina chyba tylko na fotografiach wydaje się taki cudowny i piękny. Myślę, że w rzeczywistości było różnie. Alain miał trudny charakter - może naprawdę czuł miłość do Romy, a może była jedną z wielu w jego życiu... Wiele się mówiło jak drażni go jej mieszczańskie pochodzenie, jej zasady. On preferował inny styl życia. Wprowadził ją w inny, ciemniejszy świat. Jak to było gdzieś trafnie określone - szemranych interesów, podejrzanych kolegów, bardzo swobodnych imprez. On ją trochę zniszczył na swój sposób, zepsuł. Zabił w niej wyobrażenie o spokojnym, normalnym związku. Podobno właśnie po historii z Delonem Romy nigdy już nie była taka jak dawniej.

Johanna

No i osobny temat niewierności Delona, która R z trudem akceptowała w imię miłości. Zresztą, żeby też tak bardzo negatywnie nie oceniać Alaina to warto też wspomnieć, że Romy nie była ideałem. Po sukcesie i całym szumem wokół "Sissi" R troszeczkę uderzyła woda sodowa do głowy. Często pozwalała sobie na bardzo egoistyczne zachowania - podobno bardzo często odgrywała przedstawienie w stylu "liczę się tylko ja!". Później oczywiście miała ogromne wyrzuty sumienia, próbowała odkupić swoje winy drogimi prezentami. Aż do kolejnego wybuchu. Kiedy związała się z Alainem to ona była większą gwiazdą. Stąd moje małe przypuszczenie, że być może Delon chciał się przy niej wypromować? Bo u Romy widzę ogromną miłość do niego, a w przypadku Delona trochę mam wątpliwości...

Johanna

Kiedy opadły pierwsze fajerwerki w ich związku i okazało się, że Alain we Francji stał się gwiazdą, a za to Romy przeciwnie - bo w Niemczech została znienawidzona, a we Francji nie grała z powodu braku znajomości francuskiego - zaczęły sie kłopoty. Alain chyba znudził się trochę Romy. Zaczęły się zdrady. Sytuacja zmieniła się dopiero po pojawieniu się Viscontiego. Sukces sztuki w jego reżyserii z udziałem R i A spowodował, że kariera Romy we Francji nabrała tempa. Zaczęła dostawać mnóstwo propozycji, również ze Stanów. Jakiś czas równolegle prowadzili swoje kariery. Kiedy Romy wyjechała do Hollywood podobno zaczęły się pierwsze poważne pęknięcia. Alain długo był sam (ale nie samotny!) i właśnie wtedy odszedł do Nathalie.

Johanna

Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym jak kończy - wobec tego Alaina raczej trudno nazwać prawdziwym mężczyzną sądząc po sposobie w jaki zerwał z Romy. Po powrocie ze Stanów zastała w ich byłym już paryskim mieszkaniu kartkę na stole i bukiet róż: "Wyjechałem z Nathalie do Meksyku, wszystkiego dobrego. A."... Resztę już znamy - próba samobójcza, powrót do Niemiec, ślub z Harrym i kilka lat aż do "Basenu".

Johanna

Padło pytanie nt. sceny powitania na lotnisku w Nicei... Ech, chyba nie wystawię w moich dzisiejszych wypowiedziach Alainowi zbyt ładnej laurki... 5 lat milczenia po rozstaniu, a nagle dzwoni do niej i proponuje wspólny film. Jak na moje oko to Alain zwęszył w tym niezły interes. Do roli Marianny była przewidziana inna aktorka, ale Alain nagle zaproponował Romy. Myślę, że był pewny, że film, zwłaszcza taki (chodzi mi o fabułę), w którym grają byli kochankowie zrobi furorę i dużo zarobi. No bo w końcu czy jeśli przeciętny zjadacz chleba przez 5 lat słyszy, czyta itp. o ich związku, o wszystkich doniesieniach dziennikarzy, ogląda fotografie itp., wręcz tym żyje to czy odmówi sobie pójścia do kina? Jasne, że nie. Zwłaszcza, że o rozstaniu mówiła cała Francja, a Romy jeszcze bardziej podgrzała atmosferę swoim niedoszłym samobójstwem. Po czymś takim ludzie zapewne oczekiwaliby, że R nie odezwie się do Delona nigdy więcej, a tu czułe powitanie, wspólny film, prawie sielanka, no to trzeba zobaczyć!

Johanna

Pismaki miały używanie, już zaczęły się pierwsze plotki o zejściu się, zdjęcia z planu, opisy scen miłosnych itp. Publika szalała. Jak przewidział Delon o filmie było głośno, głównie za sprawą byłych kochanków. Bo to w końcu Romy Schneider i Alain Delon. Czy film zrobiły taką furorę, gdyby jak w pierwotnym planie zgrali w nim Delon i Monica Vitti? Nie sądzę... Tak więc dla mnie powitanie Delona na lotnisku było częścią kampanii. Dla Romy to miał być powrót do dawnych dobrych czasów. Cieszyła się, że Alain wyrwał ją z domowego ciepełka, że znów będzie grać, w dodatku z nim. Chodziły słuchy, że bardzo się na to wszystko cieszyła, jednak po jakimś czasie entuzjazm opadł. Nawet zwierzyła się komuś, że Alain nic się nie zmienił. To wtedy jakby przejrzała na oczy i jak niektórzy twierdzą odkochała się zupełnie. To by potwierdzało późniejsze rozstanie z mężem, do tego kolejni kochankowie (i kochanki, gdyż Romy również tego próbowała...). Miała okazje zejść się z Delonem, gdyż ten był już po rozwodzie z Nathalie, ale chyba już nie chciała.

Johanna

Sądzę, że to chyba wtedy ich znajomość przeobraziła się w sympatię i głęboką przyjaźń, do końca życia. Razem snuli kolejne zawodowe plany, wiedzieli, że ich udział w jednym filmie zawsze gwarantuje powodzenie filmu, było to trochę takie wyrachowanie. Na początku lat 70. zagrali jeszcze raz w filmie o Trockim. Później Delon był dla Romy wsparciem, kiedy to odszedł David, a po odejściu Romy sam zajął się jej pogrzebem. Muszę również dodać, że Delon planował z Romy kolejny wspólny film, na krótko przed jej nagłą śmiercią. Śmierć R przerwała wszystko. Myślę, że od tego momentu coś się z nim załamało. Może nie od razu wyrzuty sumienia, ale na pewno ma świadomość, że w dużym stopniu swoim postępowaniem miał wpływ na to co się później działo z Romy, to o czym pisałam wcześniej, że ją troszkę zepsuł. Że nie była już po poznaniu go tą niewinną dziewczyną z Niemiec, taką troszkę Sissi. Że pozbawił ją hamulców, pokazał inne życie, gdzieś zniknęły te solidne podstawy, które normalnego człowiekowi zapewniają oparcie. Że później Romy sama zaczęła korzystać z uroków życia, zdradzać partnerów, nadużywać alkoholu, narkotyków, leków itp.

Johanna

Trochę sobie tu teraz dywaguję, ale wydaje mi się, że to co dla Delona było normalne, bo miał silny charakter, bo jest takim, nie bójmy się stwierdzić skurczybykiem, dla samej Romy było zabójcze. On chciał ją troszkę przerobić na swoje podobieństwo, nie przewidział, że Romy ma bardzo delikatną psychikę, że może tego emocjonalnie nie udźwignąć. No i nie udźwignęła... Alain żyje sobie dalej, nigdy nie był od niczego uzależniony, a jak było z Romy to sami wiemy... Myślę, że on jest tego świadom, że gdyby nie on to nie doszłoby do wielu okropnych rzeczy.

Johanna

Z jednej strony ta świadomość u niego pozwala mi trochę cieplej o nim myśleć, a z drugiej... Chyba często bierze nad nim górę ta jego smykałka do interesów, ta wiedza "jak się sprzedać". Krótko po śmierci Romy napisał list do niej i przekazał go swojemu agentowi, który ten przekazał prasie. List zatytułowany "Adieu ma pupelle", można znaleźć przetłumaczoną treść w internecie. List może troszkę wyjaśniający ludziom ich relację, ale w sumie czy potrzebny? Czy Alain nie chciał się trochę usprawiedliwić tym listem? Zawsze taki dyskretny, chroniący prywatność, a tu? Dziwny jest dla mnie ten list "otwarty", nie wiem jak go odbierać. Czy była to znów chęć rozgłosu czy wzbudzenia współczucia... Ciężko stwierdzić. Podobno dziwnie odbieram wystąpienie Alaina na gali w 2008 roku i wspomnienie o Romy. Niby pięknie, ale wyszło trochę pompatycznie. Czy znów chodziło o to by mówili, bo historia Romy i Alaian zawsze się sprzeda czy Alain naprawdę z powodu wyrzutów sumienia chciał ją upamiętnić? To już chyba każdy musi ocenić sam.

Johanna

Alain to chyba taka niejednoznaczna postać, w żadnym razie letnia, obojętna, albo się go lubi albo nienawidzi... Tak mi sie wydaje. Trochę ciężka do oceny. Zresztą nie wiem czy ktokolwiek ma prawo do oceny, znając sytuację tylko z opisów, domysłów, plotek itd. Sam Alain wie jak jest, reszta może się tego tylko domyślać. Ja też wszystko to co tu stworzyłam to na podstawie własnych przemyśleń i tego co udało mi się dowiedzieć. Może choć połowa jest trafna, a może tylko 10% :) uff, chyba to wszystko, cieszę się, że udało mi się to napisać i wysłać :) może nie jest to tak dobra wypowiedź jak tamta, ale myślę, że też wyczerpująca :)
Pozdrawiam :)

Johanna

P.S. Jeszcze jedno :) dziękuję bardzo za Twoją ofertę pomocy, kiedy milczałam tak długo, to było bardzo miłe :)

Johanna

To ja dziękuję, że wreszcie się odezwałaś :-).
I to jak odezwałaś - przeczytałem wszystko
jednym tchem!
Nie myślałaś nigdy o tym, żeby własnoręcznie napisać pierwszą polską biografię Romy :-)?


Wszystko co mi przesłałaś brzmi przekonująco i jestem w niezłej kropce, jeśli chodzi o moje dotychczasowe wyobrażenia na temat związku Romy i Alaina. Zwłaszcza te, które dotyczą siły i trwałości ich uczucia. Może za bardzo ich oboje idealizuję albo za bardzo próbuję mierzyć własną miarą - ja chyba nie umiałbym pozostać w tak bliskich i serdecznych relacjach z niegdysiejszym partnerem/ partnerką, przez tak wiele lat, gdybym tego partnera lub partnerki już nie kochał. Teraz, pod Twoim wpływem, zaczynam dopuszczać możliwość, że wielka miłość potrafi się przerodzić w wielką przyjaźń, a dla postronnego obserwatora ta przyjaźń może wyglądać jak miłość. Zaczynam się też zastanawiać, czy moje wyobrażenia dotyczące tych dwojga nie są np. wyrazem i efektem jakiejś mojej własnej, nieuświadamianej tęsknoty za miłością, która wszystko przetrzyma i nigdy nie przemija, a której dookoła widać tak niewiele albo wcale :-).

To tak mówiąc najbardziej ogólnie po lekturze tego co napisałaś - co do szczegółów myślę sobie tak.

Zdrady Alaina i ich ewentualne skutki w postaci nieślubnych dzieci chyba jednak nie wykluczają jego wielkiej miłości do Romy - to kwestia definicji takiej miłości. Może to wybitnie męski punkt widzenia, ale nie jestem do końca przekonany, że miłość wymaga wierności i że bez wierności o miłości nie może być mowy. Na pewno zdrady (zwłaszcza te, które wychodzą na jaw :-) ) ranią osobę zdradzaną, a prawdziwie kochając powinniśmy dążyć do tego, by kochanej przez nas osobie wszelkiego bólu oszczędzić. To jednak teoria - w praktyce okazuje się, że nawet najbardziej kochane osoby często ranimy na wiele sposobów - nie tylko je zdradzając. W dodatku, gdyby Alain nie przyznawał się do posiadania syna z Nico ze względu na Romy, można by wysnuć z tego wniosek, że zależało mu na tym, żeby Romy nie cierpiała (jeśli zdrada rzeczywiście miała miejsce, to pomyślał o tym trochę za późno, ale jednak pomyślał :-) ).
Podobne wątpliwości mam w odniesieniu do takich ewentualnych "wyskoków" Alaina jak okresowe pozostawanie utrzymankiem starszych pań albo erotyczne kontakty z panami. Chwały mogą mu one nie przynosić, ale czy na pewno przekreślają szczerość i pomniejszają siłę jego miłości do Romy, mam wątpliwości. Czyniły tę miłość trudną, zwłaszcza dla niej, ale może nie powinniśmy mylić wielkiej miłości z idyllą? Może wielka miłość to taka, która trwa, daje szczęście i czyni szczęśliwym pomimo wszelkich trudności i bólu? A prawdziwy ból i nieszczęście, lub co najmniej niedosyt szczęścia, pojawiają się dopiero po rozstaniu?

To, że Alain mógł Romy uderzyć, wciąż jest mi sobie wyobrazić dość trudno (już łatwiej, że bywało na odwrót, ale o tym źródła raczej milczą :-) ). Podkreślam - uderzyć, bo fizyczna przemoc to pojęcie chyba trochę szersze (można kogoś siłą przytrzymać, przydusić, popchnąć lub poprowadzić w niechcianym przez niego kierunku, zamknąć mu usta, itd. - niekoniecznie uderzyć). Uderzenie kobiety przez mężczyznę dopuszczam tylko wtedy (sam tego doświadczyłem) kiedy nie ma innego sposobu na otrząśnięcie jej z histerii, w którą wpadła, zwłaszcza jeśli ta histeria się samonakręca, popycha tę kobietę do rękoczynów i utrudnia lub uniemożliwia nawiązanie z nią werbalnego kontaktu. Inne formy fizycznej przemocy oczywiście też nie są fajne, ale jakby mniej, i tu byłbym mniej restrykcyjny (dużo by zależało od okoliczności). Przy całym zrozumieniu dla innych czasów, z którymi mieliśmy do czynienia w latach 60., uderzenie kobiety jakoś mi do Delona nie pasuje, chyba, że w celu powstrzymania ataku skierowanego przeciwko niemu albo w ramach wzajemnej wymiany "ciosów" mających bardziej dać upust nagromadzonej złości obu stron niż zrobić komuś krzywdę, zadać ból czy upokorzyć.

O tym, czy naprawdę, i jak bardzo, Alain kochał Romy, wnioskowałem dotychczas wyłącznie na podstawie tego jak się oboje zachowywali i jak na siebie patrzyli kiedy byli razem i co widać na zdjęciach, a także tego, co i jak on sam o tym mówił kiedy Romy już dawno odeszła. I kiedy on stał się starszym panem, którego aktorska kariera raczej minęła i któremu na popularności i na zainteresowaniu publiczności już chyba aż tak bardzo nie zależy. Wynikało z tego wszystkiego, że wprawdzie Romy nie była jedyną kobietą w jego życiu, ale jednak najważniejszą. Gdyby miało być tak, że to zwykły marketing, praca nad wizerunkiem i budowanie zainteresowania swoją osobą, a tak naprawdę traktował ten związek dość lekko i ani trochę bardziej poważnie niż inne, to niech go licho! Nie widzę natomiast niczego złego w tym, że pokazał Romy inny świat i inny styl życia - nie sądzę, by ją w ten sposób "zepsuł". Raczej poszerzył wiedzę i horyzonty, pozwolił zdobyć nowe doświadczenia, ukształtować nowe potrzeby. Rozwinął wewnętrznie, uczynił bardziej wszechstronną, różnorodną i intrygującą. Przyczynił się do powstania nowej Romy, która nie tracąc walorów posiadanych wcześniej, zyskała kolejne (Romy z epoki Sissi, choć miała wiele dziewczęcego uroku, była jednak dużo mniej mniej fascynująca :-) ). Jest pytanie, czy w ten sposób ułatwił jej czy utrudnił bycie szczęśliwą, ale to już trochę inna kwestia. Może nie należy utożsamiać szczęścia z beztroską :-).

Bardzo Cię proszę o cierpliwość, bo oczywiście będzie ciąg dalszy.
I podtrzymuję zaproszenie do grona znajomych, które Ci wysłałem, i które nie wiem, czy dotarło. Chyba, że znamy się wciąż zbyt mało :-).

tyczynozek

Niewierność Alaina wobec Romy jest tak powszechnie uznawana za fakt i w taki właśnie sposób opisywana, że chyba rzeczywiście nie ma innego wyjścia jak tylko przyjąć ją za pewnik. Ani myślę też spierać się o to, czy Romy była czy też nie była ideałem. Uwielbiam ją właśnie za to, że nie była. Że była śliczna, cudowna, niezwykła, niepowtarzalna, itd, ale właśnie nie idealna, także jeśli chodzi o urodę. Może również do jej wierności wobec Alaina dałoby radę się "przyczepić" - jeśli nie zawodzi mnie pamięć, sama gdzieś kiedyś wspomniałaś o jej romansie z Serge'm Reggianim (chociaż przyznam, że wciąż nie umiem wystarczająco precyzyjnie określić, czy ten romans miał miejsce przed odejściem Alaina, czy już po :-) ). Bardzo sobie ceniąc sobie wystarczające oddalenie Romy od ideału :-) nie mam też nic przeciwko chwilowym kaprysom gwiazdy w jej wydaniu, jeśli tylko nie były zbyt częste i nie trwały zbyt długo (wciąż jestem zdania, że klasyczne gwiazdorzenie było jej raczej obce - nie wykluczam, że zdarzały się wyjątki). Twoje podejrzenie, że Alain mógł chcieć, zwłaszcza na początku, nieco się wypromować przy pomocy Romy i właśnie dlatego bliżej się nią zainteresował, może nie być pozbawione podstaw. To wciąż jednak nie wyklucza, że albo już na samym początku, albo w miarę jak ich znajomość się rozwijała, szczerze i mocno się w niej zakochał. W końcu zgadzamy się chyba wszyscy jak tu jesteśmy, że jak mało kto była tego warta :-).

Aktorskie początki Romy we Francji, u boku Alaina, niewątpliwie były trudne - nieustająco jestem pod wrażeniem tego, że przynajmniej te jej kłopoty, które były związane z nieznajomością francuskiego, nie trwały chyba zbyt długo. To, w jaki sposób i w jakim czasie poradziła sobie z francuskim i w jaki radziła sobie chyba również z angielskim jest kolejnym dowodem, że była nie tylko ładna, inteligentna, itd., ale też pracowita i zdolna :-). Co do destrukcyjnego wpływu, jaki na związek Romy i Alaina wywarł jej wyjazd do Hollywood, właściwie nie mam wątpliwości - Alain mógł mocno odczuwać jej brak, zwłaszcza, że byli jeszcze wtedy bardzo młodzi. Przez jakiś czas żywiłem też podejrzenia, że mógł trochę zazdrościć Romy tego wyjazdu i obawiać się, że ponownie może się znaleźć jw jej cieniu. Teraz raczej nie mam zdania w tej kwestii, bo wydaje mi się, że jego kariera rozwijała się wówczas bez zakłóceń. Niezależnie od wszystkiego, nawet gdybym był w stanie zrozumieć, że "opuszczony" Alain szukał w swoim "nieszczęściu" pociechy u Nathalie, to nie potrafię zrozumieć, dlaczego szukał aż do tego stopnia, szukał tak bardzo, że aż postanowił z Romy ostatecznie zerwać. Bo przecież gdzie Romy, a gdzie Nathalie i wszystkie kolejne kobiety Alaina, które były po niej. Myślę, że on sam, albo od razu, albo w miarę szybko, zdał sobie z tego sprawę - wystarczy popatrzeć na jego zdjęcia z Romy oraz z Nathalie i Mireille na portalu TheRedList (bardzo polecam :-) ). Jego związek z Romy to był żywioł, wulkan, prawdziwa eksplozja szczęścia i radości. Ocean pomysłów i wszelkiego wariactwa, który swoim entuzjazmem zarażał wszystkich dookoła. Kolejne związki, przynajmniej na moje oko, były już co najwyżej poprawne i chyba nie było to związane wyłącznie z upływającym czasem.

W stu, a nawet dwustu procentach zgadzam się natomiast z Tobą w ocenie przebiegu rozstania Romy i Alaina - takich rzeczy, jakie zrobił wtedy nasz pupil, po prostu się nie robi. Nawet jeśli miał swoje uzasadnione powody by odejść (co dla mnie akurat jest mocno wątpliwe - wiele wskazuje, że zachował się raczej jak rozkapryszony pieszczoszek, wielce niezadowolony i obrażony z powodu niedopieszczenia), to nie miał moim zdaniem prawa zrobić tego w ten sposób - na tyle zaskakujący i bezceremonialny, że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością mógł spowodować trudny do wyobrażenia szok. Zwłaszcza, że Alain doskonale wiedział z kim ma do czynienia, tj. jak bardzo Romy jest w nim zakochana i do jakiego stopnia wrażliwa. To było tchórzliwe i podłe z jego strony - można odnieść wrażenie, że spodziewając się, jak bardzo emocjonalnie może Romy zareagować, chciał za wszelką cenę uniknąć bezpośredniej konfrontacji i zwyczajnie zwiał.
W całej tej sprawie, jeśli chodzi o mnie, ratują go w jakimś stopniu i pozwalają nie przestać lubić tylko trzy rzeczy:
- to, że przez skórę czuję, że z czasem zrozumiał swój błąd i żałował tego jak postąpił;
- fakt, że Romy, najbardziej w tym wszystkim poszkodowana, ostatecznie kolejny raz mu wybaczyła - dlaczego, pozostaje jej tajemnicą (może nie przestała go kochać, może zrozumiała i zaakceptowała jego motywy, a może uwierzyła w jego żal i w również jego ból i dała się przeprosić);
- fakt, że kiedy zostali wiernymi przyjaciółmi, próbował chyba jakoś jej wynagrodzić swój wcześniejszy, niechlubny wyczyn i starał się być przy niej zawsze, kiedy go potrzebowała.
Myślę sobie nawet czasem, że kto wie, czy to dramatyczne rozstanie, zadany Romy przez Alaina ból, a następnie jego ewentualny żal z powodu tego zadanego bólu oraz chęć swoistego odkupienia win i naprawienia krzywd, jeszcze silniej ich ze sobą nie związały i dodatkowo nie scementowały ich późniejszej wieloletniej przyjaźni. Na zasadzie, że nikt nigdy tak wiele wspólnie nie przeszedł, nie tylko dobrego, ale również wyjątkowo bolesnego i złego. Taka przyjaźń odważnej, wielkodusznej "ofiary" z naprawdę skruszonym, nawróconym "katem", która oboje czyni dla siebie nawzajem osobami bardzo szczególnymi i wyjątkowymi. Ale to oczywiście tylko spekulacja, może trochę bardziej spekulacyjnie zaawansowana niż nasze inne tutaj :-).

Dopiero gdy dobrnąłem do tego miejsca zdałem sobie wreszcie sprawę z tego, jak świetną i wielką robotę wykonałaś przede mną - zanim wystarczająco ogarnę wszystko, co w tym co napisałaś jest ważne, miną wieki :-(.

Nie zamierzam się jednak poddawać i mam nadzieję, że to wytrzymasz :-).


P.S.
Prawdę mówiąc nie zastanawiałem się, czy moja oferta pomocy była miła, ale cieszę się, że tak to odebrałaś. Na pewno była szczera. I na pewno jest nadal aktualna, jeśli tylko pojawią się ku temu jakieś okoliczności :-).

tyczynozek

Co do powitania w Nicei, nie wiem co o tym sądzić. W przypuszczeniach, że w tym co wówczas i później zdarzało się Alainowi robić jeśli chodzi o jego relacje z Romy, było wiele marketingu/ reklamy, nie jesteś odosobniona. W mojej głowie nie do końca chce się to zmieścić z dwóch powodów:
- oprócz tego, czy mógłby być aż tak zły/ wyrachowany, mam wątpliwości, czy umiałby tak dobrze wszystko zagrać;
- nie rozumiem, gdzie w tym wszystkim byłaby Romy, w końcu przecież nie idiotka.
Chyba, że Romy doskonale wiedziała o co chodzi, godziła się na to i grali stosowne przedstawienie razem.
Najbardziej chciałbym wierzyć, że z obu stron było to wszystko tak fajne, jak na pierwszy rzut oka wygląda. A w drugiej kolejności - że przynajmniej Romy była szczera. I w sumie chyba właśnie postawa Romy jest dla mnie najważniejsza - jeśli niczego nie udawała i jeśli rzeczywiście była w stanie, bez żadnych wstępnych warunków, wybaczyć mu niesławne rozstanie i pięć lat milczenia (naprawdę nie mieli ze sobą przez ten czas żadnego kontaktu?) - to tym bardziej jest wielka :-).

To co napisałaś o relacjach Romy i Alaina od czasu "Basenu", w zasadzie układa się w jakąś spójną całość. Romy zrozumiała, że Alain nic się nie zmienił, definitywnie się odkochała i znów zaczęła jakby wszystko od nowa - odeszła od męża, zaangażowała w nowe związki...
Ja jednak cały czas mam wrażenie/ przeczucie, niestety niczym konkretnym nie poparte, że było to już tylko zapełnianiem dziury/ pustki, która powstała, gdy ich związek się rozpadł. W twarzach i oczach obojga, po "Basenie", ja już takiego entuzjazmu nie widzę, jak przed i w trakcie. Nawet jeśli była radość i szczęście, to już takie bardziej zdystansowane, ostrożne, nie na 100%, z odrobiną niedowierzania lub przekonania, że jest fajnie, ale to jednak nie to.

I po co im to było - nie trzeba było trzymać się tego, o czym wszyscy wiedzieli, że trafia się raz na sto lat :-) ?

tyczynozek

Nie myślałam chyba nigdy nad biografią Romy, wydaje mi się, że w tym kraju jest dużo znacznie bardziej nadających się ludzi ode mnie :) myślę, że piękną i ogromną robotę w tej kwestii wykonał już Michael Jurgs. Odkryl chyba wszystko i dotarł do takich informacji, do jakich mógł, do tego stworzył portret psychologiczny Romy, więc myślę, że ciężko byłoby go pobić :) ale dziękuję bardzo za docenienie :D swego czasu miałam takie marzenie (jak się dorobię fortuny :D), że zostanę producentką i zrobię serial o Romy. Film byłby za krótki, wyszedłby zbyt płaski, a mnie marzył się serial, bardzo dopracowany, żeby zaprezentować polskim widzom Romy i oddać jej hołd.
W temacie Alainowych zdrad myślę, że mamy trochę inne podejście do tematu, w ogóle jeśli chodzi o zdrady w związku... Dla mnie przynajmniej zdrada, zwłaszcza powtarzająca się, jest czymś najgorszym. Ja chyba jestem dużo bardziej konserwatywna w tym względzie, chyba mam w tym względzie inny niż Twój, kobiecy, punkt widzenia i łączę właśnie miłość z wiernością. Myślę, że jednorazową zdradę mogłabym wybaczyć, potraktować jako wypadek, gdybym widziała do tego skruchę partnera. Mogłabym stwierdzić, że się wyszumiał i koniec. Ale powtarzające się zdrady, do tego "przypieczętowane" nieślubnymi dziećmi, wybacz, ale odbieram to jako brak miłości Alaina do Romy.
Oczywiście można stwierdzić, że "co kto lubi". Są takie pary, które traktują swój związek mniej tradycyjnie, dopuszczają zdradę w przypadku obu stron, żeby nie musieć żegnać się z wolnością. Utrzymują, że nadal się kochają, ale pozwalają sobie na więcej. Od razu na myśl przychodzi mi Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat. Byli taką właśnie parą, przeżyli wiele lat, aż do jego śmierci, zdradzając się. I nie był to dla nich żaden problem. Innym przykładem jest związek Fridy Kahlo i Diego Rivery. Ona wiedziała, że jej mąż to pies na baby, ale długo chciała wierzyć, że się przy niej zmieni. Nie zmienił. Podobno wytłumaczył jej to oczywiście ze swojego męskiego punktu widzenia, że to ją kocha, a z innymi uprawia tylko seks, że nie ma w tym uczucia, nie angażuje swojego serca, głowy, że prawie robi to mechanicznie. Wierzyła mu dosyć długo, akceptowała zdrady z obcymi kobietami, sama też przestała być wierna (ciekawostką jest to, że Frida była biseksualistką, mąż wybaczał jej zdrady z kobietami, za to jeśli szła do łóżka z mężczyznami to już było gorzej...) Ale miarka się przebrała, gdy Diego zdradził Fridę z jej własną siostrą. Rozstali się wtedy, jednak po jakimś czasie ponownie zeszli i byli razem już do końca. Myślę jednak, że te dwa związki to przykłady wyjątków, rodzaj masochizmu... Znacznie bardziej typową i chyba normalną postawą jest reakcja żony Arnolda Schwarzeneggera, która 3 lata temu dowiedziała się, że jej mąż ma romans z ich własną gosposią, a z tego związku ma kilkunastoletniego dziś syna! Aktualnie są w separacji, rozwód zapewne wkrótce. Więc nie chcę nawet myśleć, że miłość i wierność nie powinny chodzić razem w parze. Owszem, słyszy się dookoła różne opinie, że człowiek nie został przystosowany biologicznie do monogamii itp. itd. etc. Ale niestety nie żyjemy już w którymś wieku przed naszą erą, zmieniło się wiele. No ale to dłuższy temat.

Johanna

Wrócę jeszcze na moment do rzekomej przemocy Alaina wobec Romy, bo ostatnio przypomniała mi się jakaś wypowiedź, która chyba nawet czytałam w biografii Jurgsa, ponoć powiedziała komuś wprost, że Alain ją pobił. Była to dłuższa wypowiedź, teraz wyrwałam jedno zdanie z kontekstu, ale sens był taki, że dopuścił się wobec niej przemocy.
Natomiast co do zepsucia Romy to myślę, że dobrym skutkiem wprowadzenia R. w inny, ciemniejszy świat było stworzenie nowej Romy jako aktorki, ten cały wpływ wszystkich wcześniejszych doznań i doświadczeń z Alainem na jej aktorstwo, sposób gry. To ją na pewnym etapie bardzo ukształtowało, myślę, że mogła dotrzeć do pewnych miejsc w swoim umyśle, o których nie miała pojęcia. Dokładnie tak jak piszesz - Alain poszerzył horyzonty, zmienił Romy. Jednak obstaję nadal przy swoim - to co jej się na pewno bardzo przydało w kinie, również bardzo ją osłabiło w życiu prywatnym, za bardzo... Bo to właśnie filmy były jej siłą, od swojego prawdziwego życia wolała uciekać.

Johanna

Romans R z Serge'm Reggianim o ile się nie mylę miał miejsce już po rozstaniu z Alainem, chyba nawet była o tym mowa w książce Jurgsa, kojarzą mi się lata 70., ich początek, ale dopuszczam możliwość pomyłki :)
Myślę, że trafiłam w końcu na coś, co pozwoli nam stwierdzić jak to w końcu było z Romy i Alainem, z tą ich wielką miłością i z rozstaniem. Ostatnio odsyłałam Cię do tekstu "Adieu ma Pupelle". Sama postanowiłam również do niego zajrzeć, bo już dawno tego nie czytałam i nie pamiętałam zbyt dokładnie tam tam Alain stworzył. Trafiłam na takie oto zdanie: "Odeszłem od niej, ponieważ zrozumiałem, że od początku nie byliśmy dla siebie stworzeni." Alain we wspomnieniach tłumaczy, że strasznie się zakochał w Romy, ale jak widać nie była to miłość na zawsze. Tłumaczy się też, czuł wtedy, że ludzie go obwinią za jej śmierć. To był pewien rodzaj obrony. On nie uważał, że popełnił błąd, gdzies nawet powiedział, że odszedł od niej, bo instynktownie czuł, że jej przeznaczeniem jej zostać wielką aktorką, a nie panią Delon. Czy tego później żałował, wie tylko on. Nie chcę go przedstawiać jako takiego bardzo złego, bo nie mam do tego prawa, być może wtedy na lotnisku w Nicei naprawdę cieszył się, że zobaczy Romy po tych pięciu latach... Może to była też taka radość z powodu odkupienia win i zrzucenia ciężaru - on za to paskudne rozstanie pomoże Romy wrócić do filmu?

Johanna

Zastanawia mnie jedno od jakiegoś czasu - Alain tak piękne wspomina Romy, że była jedną z najważniejszych kobiet w jego życiu, jedną z dwóch. Ale czy mówiłby tak, gdyby Romy nie zmarła? Może naprawdę ma wyrzuty sumienia. Pomyślmy, gdyby Romy żyła nadal ich losy mogłyby się potoczyć różnie, raczej nie zeszliby się już, może zrobili razem kilka filmów i żyli w przyjaźni, a może ich drogi zaczęłyby się rozchodzić? Może gdyby Romy żyła nadal nie wymieniłaby jej w tym gronie? Porównałam zdjęcia z czasów związku z Romy, a Nathalie i powiem szczerze, że ja aż tak dużej różnicy nie widzę. Owszem, Alain jest starszy, na pewno inaczej odbiera życie. Ale są fotki gdzie z R i N jest szczęśliwy, śmieje się, robi coś zwariowanego, a są i takie w obu przypadkach, kiedy wydaje się, że na zdjęciu jest obecny tylko ciałem... Myślę, że po prostu zdjęć z Romy ma więcej, więcej też okazji do radości, bo to była naprawdę obfotografowana para - takie dwie gwiazdy. Nathalie nie była nikim ważnym, traktowano ją po prostu jako jego partnerkę, nic więcej.

Johanna

Naprawdę jeszcze raz zachęcam, abyś zapoznał się z książką Jurgsa, jak również Knef. Wyrobisz sobie po nich własną opinię i też będziesz mógł mówić, że jesteś ekspertem :) bo naprawdę są świetne, a pierwsza bardzo wyczerpująca. Ja wypowiadając się teraz na temat Romy coraz częściej muszę czegoś szukać, sprawdzać, upewniać się. Nie jestem już taką znawczynią jej biografii jak jeszcze parę lat temu, z 4-5. Wiele faktów uleciało mi z głowy, jak choćby romans z Reggianim, co do którego nie jestem pewna kiedy miał miejsce. Dawniej by to było nie do pomyślenia, żebym tego nie była pewna. Ale niestety, nadchodzi taki czas, kiedy człowiek ma świadomość, że przeczytał już wszystko co zostało napisane, wszystko co istotne, a kolejne artykuły i teksty są tylko przedrukami, tego co zostało napisane wcześniej. Zdjęcia, które się oglądało, filmiki na YT, klipy z filmów... Do pewnego momentu miałam ogromny głód Romy, szukałam wszędzie wszystkiego, aż przyszedł taki czas, że poczułam, że wystarczy. Może to co teraz napisze zabrzmi strasznie dla Ciebie, który jesteś dopiero na początku tej drogi :) ale ja już tak nie żyję Romy jak dawniej. Owszem, wracam często do "Basenu", czasem do "Sissi", do wspomnień. Ale nie mam już potrzeby szukania nowych fotografii na przykład. Etap Romy kiedyś był bardzo ważny w moim życiu, ale chyba im jestem starsza tym inaczej na to patrzę. Pojawiły sie nowe aktorki, aktorzy, których podziwiam, nowe filmy, życie brnie do przodu, a właściwie pędzi, a Romy gdzieś zostaje z tyłu... To brutalne, ale tak jest. Ilość filmów z nią jest niestety skończona. Cały czas mam ją w pamięci, nadal to jedna z moich ulubionych aktorek i tego miejsca jej nikt nie zabierze. Ale nadchodzi czas, kiedy trzeba powiedzieć dosyć :) ja już tak powiedziałam ze 3-4 lata temu. Miło mi, że pytasz mnie o zdanie, że w ogóle dokopałeś sie do tych moich starych postów, cieszę się, jeśli mogę pomóc, ale ja naprawdę na dzień dzisiejszy nie uważam się już za eksperta od Romy, zresztą chyba nigdy sie za niego nie uważałam, czasem tylko moja wiedza o niej była większa ;) trochę Ci zazdroszczę, że jesteś na początku tej drogi, tyle jeszcze masz do odkrycia, do zobaczenia, do zachwycenia się... Czuję się trochę teraz jak staruszka siedząca z wnuczkiem przy kominku :D chyba czas przerwać te smęty i smuty i iść spać.
Pozdrawiam :)

Johanna

Chyba rzeczywiście powinienem zacząć więcej czytać i myśleć, a mniej pisać :-).
Raz, że boję się, że możesz być już trochę zmęczona naszą dyskusją, a dwa, że coraz dziwniej wygląda wątek do tego stopnia zawłaszczony i zdominowany, przynajmniej jeśli chodzi o obszerność wypowiedzi, przez dwie osoby!
Do myślenia dałaś mi naprawdę wiele - nie wiem, na ile wynika to z Twojego aktualnego nastroju/ stanu ducha, ale w większości są to refleksje raczej smutne.
Że pozory mogą mylić, że nawet największa miłość jednak nie trwa wiecznie, że każdy zachwyt i entuzjazm, choćby nie wiem jak wielki, z czasem słabnie i stygnie, że mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus i zrozumieć im siebie nawzajem dość trudno, że nieuchronnie się starzejemy, a wraz z wiekiem opuszcza nas zapał i energia i na wiele spraw patrzymy zupełnie inaczej niż kiedyś...
Szkoda, że Twoje zafascynowanie Romy nie jestjuż takie jak dawniej - sam jestem ciekaw, kiedy także mnie to spotka. Na razie nie natknąłem się na kobietę/ aktorkę, która mogłaby ją przebić. To nie znaczy broń Boże, że innych nie doceniam, wciąż jednak uważam, że nie dorównuje jej żadna.

Do naszych wizji związku Romy i Alaina jeszcze wrócę, ale już mam nadzieję krótko (dzisiaj nie dam rady).
Pozdrawiam

tyczynozek

Zmęczona nie jestem, ale też wolę uniknąć takiej sytuacji, że ktoś bardzo poważnie traktuje moje opinie, wolę jak dana osoba sama wyrabia sobie swoje własne zdanie :) chociaż cieszę się bardzo, że mogłam pomóc. Natomiast odnośnie smutnych refleksji to coś w tym jest, bo w końcu życie Romy było w większości smutne... Miałam nawet taką sytuację przy pierwszym czytaniu książki Jurgsa, gdzie naprawdę jej życiorys opisany jest z detalami, kawałek po kawałku, że zaliczyłam poważny dołek. Książkę dostałam późną jesienią, nie chciałam jej za szybko pochłonąć, chciałam się nią podelektować, więc rozłożyłam sobie czytanie w czasie, zeszło mi do późnej zimy. To był błąd, bo wiele tygodni żyłam tylko jej życiem, tragediami, załamaniami... Jak ciągle czytasz i czytasz jak jest źle to w końcu zaczynasz wierzyć, że naprawdę jest źle, przechodzi to na Ciebie. To chyba na zasadzie, że człowiek potrafi sobie wmówić wszystko, wystarczy tylko poświęcić temu dużo czasu i energii. I tak było w tym przypadku, nie dość, że pora roku wybitnie przygnębiająca to jeszcze ta treść... Naprawdę tamte święta Bożego Narodzenia nie były zbyt radosne, aż się zdziwiłam jak bardzo książka może wpłynąć na nastrój czytelnika. A jeszcze wtedy pisałam pracę dyplomową, no łatwo nie było :) podobną sytuację miałam 2 lata później przy okazji lektury biografii Marleny Dietrich. Dlatego też do książki Jurgsa wracam tylko fragmentarycznie, nie wiem czy chciałabym jeszcze raz ją przeczytać w całości. Tak samo teraz, powrót do życia Romy, do jej przeżyć nie wywołuje uśmiechu na twarzy, tylko smutną refleksję ile ta kobieta się nacierpiała...

Johanna

Nie ma strachu - swoje zdanie jak najbardziej mam i będę go bronił jak niepodległości :-).

Nie zaszkodzi jednak skonfrontować go ze zdaniem innych, zwłaszcza jeśli interesujący nas temat to dla nich nie pierwszyzna. To nie tylko ciekawe doświadczenie, ale też szansa, żeby swój punkt i pole widzenia poszerzyć oraz ewentualnie zmodyfikować.

Jest za to inny problem - po wczorajszej lekturze tego co napisałaś i po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, może mało odkrywczego ale jednak ważnego, że nasze często różne spojrzenia na Romy, Alaina i na ich związek biorą się nie tyle z tego, co o tym wszystkim wiemy, ile z tego jacy sami jesteśmy i jak bardzo się między sobą różnimy, a czego nie jesteśmy w stanie zmienić. Swoją wiedzę o faktach dotyczących tych dwojga możemy zawsze poszerzyć, uzupełnić czy zweryfikować, ale umiejscowionych w naszych sercach i umysłach narzędzi służących do analizy i oceny tych faktów, raczej ani nie wymienimy ani nie przerobimy.

Łączy nas to, że oboje dostrzegamy i doceniamy niezwykłość Romy - jej urodę, aktorski talent, wielkie serce i mówiąc najogólniej - intrygujące wnętrze. Które to wnętrze zdaje się w tajemniczy sposób odzwierciedlać na jej twarzy i dopiero to właśnie sprawia, że ta twarz tak bardzo zwraca uwagę i tak bardzo się podoba, nigdy nie wydając się nudną, przeciętną, niemądrą, rozkapryszoną, zblazowaną, itd.

Różni natomiast płeć, życiowe doświadczenia i sposób patrzenia na całe mnóstwo spraw, które dla oceny związku kochających się kobiety i mężczyzny mają podstawowe znaczenie - inaczej rozumiemy miłość, widzimy relacje pomiędzy miłością i zdradą, pomiędzy miłością i przemocą....Żeby swoje stanowiska w tych kwestiach choć trochę do siebie zbliżyć lub przynajmniej dokładniej wyjaśnić, musielibyśmy długo dyskutować :-). To byłoby niezwykle ciekawe i ja jestem chętny, ale z drugiej strony chyba jednak wykraczałoby, dość już zdecydowanie, poza ramy tego forum. W innej korespondencyjnej formule, gdybyś tylko znalazła także w sobie wystarczająco dużo chęci :-), mogę opisać i wyjaśnić co mi w duszy gra najlepiej jak umiem!

Te różnice sprawiają, że zaczynam powoli skłaniać się do porzucenia wątku Romy i Alaina oraz do powrócenia do samej Romy, bo w końcu to ona jest tu najważniejsza. Alain, jej wielka miłość do niego, a potem ich wielka, wieloletnia przyjaźń, w której nie przeszkodziły im ewentualne rachunki wcześniejszych krzywd, to przecież w pierwszym rzędzie kolejny dowód na to, jak bardzo Romy była wspaniała i zdolna do takich czynów. Głównie dlatego poruszyłem ten wątek, chociaż nie przeczę, że gdyby wielkość i trwałość uczucia Romy do Alaina oraz Alaina do Romy były porównywalne, a w dodatku trwałość tych uczuć wykraczałaby poza okres formalnego trwania ich związku, to oboje, i ich wspólna, życiowa przygoda, zyskaliby jeszcze dodatkowy urok. Martwią mnie tylko, i to nie na żarty, Twoje słowa napisane wczoraj, z których może wynikać, że każda rozmowa o Romy i o jej życiowych doświadczeniach może u Ciebie powodować, zupełnie niechcący, uczucie smutku i żalu. To byłoby bez sensu i to jest kolejna różnica między nami, o której do dzisiaj nie miałem pojęcia. Ja, może jako facet, a może z jeszcze innych powodów, nie wczuwam się do tego stopnia w jej rolę, nie stawiam na jej miejscu, nie przeżywam tego co ona tak jak ona i chyba nawet nie współczuję jej aż tak bardzo z powodu tego co przeszła. Myślę, że tego typu odczucia mógłbym mieć tylko w stosunku do osoby, którą bezpośrednio, i to raczej blisko, bym znał. W przypadku Romy raczej rozumiem i doceniam to co przeszła, a także podziwiam, na jak wiele było ją stać i jak długo wszystkiemu co na nią spadało umiała stawiać czoła, nie popadając w zgorzknienie i apatię, nie ulegając pokusie nienawiści i chęci zemsty, zachowując zdolność do dawania miłości i przyjaźni, itd. Oczywiście do czasu, bo odporność na ciosy nawet największych twardzieli i bohaterów jest jednak ograniczona. W tym kontekście mam np. wątpliwości, na ile uprawnione jest Twoje porównanie dotyczące Romy i Alaina sugerujące, że on, prowadząc życie jakie prowadził, czuł się z tym doskonale, nigdy się od niczego nie uzależnił i żyje do dzisiaj świetnie sobie radząc, a ona, zakosztowawszy życia, które on jej pokazał, nie umiała sobie z tym poradzić i popadła w poważne kłopoty z samą sobą, na tyle poważne, że doprowadziły do jej przedwczesnej śmierci. Problem bowiem w tym, że jego życiowa odporność i zaradność nie została poddana takim próbom jak jej - on nie opuścił swojej ojczyzny i nie naraził się swojej rodzinie aby móc być z ukochaną przez siebie osobą, on nie został nagle i niespodziewanie porzucony przez tę osobę, jego żona nie popełniła samobójstwa w pokoju wypełnionym jego zdjęciami, on nie zachorował na raka, jego najukochańszy syn nie zginął tragicznie, itd., itd.

Wracając jednak do Romy i do tego, czym była i jest dla Ciebie, bo w tym co ostatnio napisałaś właśnie to wydaje mi się być najważniejsze.

Dosyć mnie zaskoczyłaś wyznaniem, że Twoje uczucia dla niej już mocno wystygły - nie zwracałem uwagi na daty Twoich wcześniejszych postów. Czy mam z tego rozumieć, że nie jest to już dla Ciebie najbardziej gorący i frapujący temat? Że Twoje myśli i uczucia bardziej teraz zajmują inne filmy i ludzie filmu? Że jak zdobędziesz fortunę i zostaniesz producentką filmową, to nakręcisz serial nie o Romy, tylko o kimś innym, kto bardziej na to zasługuje? Że Twoje marzenie o podróży śladami Romy, to także już przeszłość (jeśli dobrze pamiętam, właśnie to Twoje marzenie sprawiło, że po prostu musiałem do Ciebie napisać)?
Jesteś absolutnie pewna, że to swoisty przesyt, znudzenie, zmęczenie i spowszednienie Romy, a nie np. ucieczka przed nadmiarem związanych z nią, nie zawsze radosnych emocji? Zwłaszcza, jeśli mogą się one nakładać na również nie najbardziej optymistyczne emocje z Twojego własnego życia (wspominałaś coś o poważnych i długotrwałych kłopotach)?
Mam nadzieję, że to się jeszcze wszystko może zmienić, a na zachętę donoszę, że fanów Romy, w postaci swojego kolegi z podstawówki z klas I-IV oraz jego przyjaciela ze szkoły średniej, znalazłem ostatnio w dalekiej Australii (mój kolega) i w Londynie (jego przyjaciel). Fragment listu od tego kolegi - poniżej :-).

"Witaj!
W naszej calkowicie meskiej klasie w Technikum (...) prowadzilem przez 5 lat cos w rodzaju dyskusyjnego klubu filmowego. Polegal on na cotygodniowym przewagarowywaniu w kinie (zazwyczaj w KDF Wiedza) co najmniej jednego dnia nauki, lub w ostatecznosci jego czesci. Moj niegdysiejszy biznes-partner w owym klubie (...), jest dzis kierowca londynskiego double-deckera pracujacym w dosc roznych godzinach. Mimo to znajduje czas by niekiedy wrocic do rekapitulacji Francuskiego Lacznika, Znikajacego Punktu, Nicholsona i rzecz jasna "Sznajderowny", ktora to wowczas "szla u niego pierwszy numer", a mnie sie podobala nie powiem. Dopiero po latach dopatrzylem sie w niej - nieznacznej zreszta - wady w postaci oczu nieco nazbyt rozjechanych na boki; tak jak u jej slabszej kopii - Michelle Pfeiffer. Tak czy inaczej, holdujac tym zamierzchlym gustom odwiedzilismy z Kasia dwa lata temu jej rodzinna wioske, pod Berchtesgaden. Wybieramy sie tam w tym roku ponownie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones