napisał 'True Strength' o zmaganiach z zawałami, o tyle Sam napisała książkę o edukacji domowej dzieci. I bardzo propaguje to rozwiązanie.
Swego czasu mogłam wylądować jako dzieciak w indywidualnym nauczaniu - z perspektywy dziękuję rodzinie, że jednak wysłali mnie do zwykłej świeckiej szkoły z 33 dzieciakami w klasie. Sam twierdzi, że nauczanie domowe pozwoli uniknąć szargania wartości chrześcijańskich w szkole i przyswajania wyścigu szczurów jako jedynej filozofii życiowej. Moim zdaniem to, czego oszczędzą rodzice w domu, odbije się czkawką, kiedy dzieciak będzie musiał w końcu pójść w świeckie środowisko. Owszem, było kilka osób, które miałam ochotę udusić na szkolnym korytarzu, i z wzajemnością, ale było też kilka osób sympatycznych, do których chodziło się na przyjęcia urodzinowe. A przede wszystkim człowiek nauczył się, że mama nie zawsze jest obok.