Stanley Kubrick

8,9
13 472 oceny pracy reżysera
powrót do forum osoby Stanley Kubrick

Będzie bardzo długo ale myślę, że nikomu nie będzie to przeszkadzać bo raczej wszyscy
kinomani zgadzają się, że Kubrickowi należy się dłuższy komentarz. Zresztą krótką notką jego
dorobku zbyć się po prostu nie da.

Długo obchodziłem jego twórczość szerokim łukiem. Wrzuciłem nawet tutaj post na ten temat i
zostałem porządnie objechany przez fanów co skłoniło mnie do szybkiego nadrobienia
zaległości.

I cóż... po obejrzeniu wszystkiego co nakręcił od "Spartakusa" włącznie (poza "Lolitą")
stwierdzam, że w odniesieniu do Kubricka obydwa słynne, przeciwstawne zdania z
"Ferdydurke" są prawdziwe! Tak, uważam, że "Kubrick wielkim reżyserem był!" ale w pełni
rozumiem tych co pytają "jak ma zachwycać kiedy nie zachwyca?"

Żeby dokładnie a jednocześnie możliwie niepoważnie (bo nie lubię być poważny) i w sposób
pozbawiony pompatyczności wyjaśnić o co mi chodzi z tym geniuszem i przegranym frajerem
jednocześnie pozwolę sobie zabawić w tworzenie analogii między karierą reżysera a drugą
wojną punicką. Bardzo proszę potraktować to jako w pewien sposób żart, chociaż
przedstawiający na serio przemyślenia autora.

"Mechaniczna pomarańcza" jest dla Kubricka tym czym dla Hannibala przemarsz przez Alpy.
Każdy, nawet kompletny nieuk i człowiek nienawidzący historii o tym słyszał. "Hannibal? Aaaa,
to ten co przelazł przez góry ze słoniami!" Tak samo każdy słyszał o "Mechanicznej
pomarańczy." Choćby nawet nie był świadomy, że chodzi o film to samo określenie wbiło się
do głowy. Coś tam każdemu, świta, każdemu się kojarzy. Ten film (tak samo zresztą "2001:
Odyseja kosmiczna") i tamten marsz przeszły do legendy.

Z kolei "Odyseja" to są kubrickowskie Kanny! To, w jaki sposób Kubrick nakręcił ten film będzie
do końca świata omawiane i wykładane we wszelkich szkołach filmowych, będzie
przedmiotem zdumienia widzów i pomnikiem maestrii technicznej tego reżysera. "Odyseja"
była tym kopniakiem w dupę, który popchnął branżę i skostniałe Hollywood do porzucenia
oderwanych od życia tematów w stylu ckliwych musicali z Doris Day na rzecz zaangażowania w
społecznie zaangażowaną sztukę (lata 70te to chyba dekada, w której nakręcono najwięcej
filmów "ważnych")a technicznie w stronę inwestowania w nowe technologie, gatunki i środki
wyrazu. To co Hannibal zrobił Rzymianom w tamtej bitwie było ogromną nowością w
starożytności i pozostaje taktycznie aktualne ponad 2 tysiące lat później. Takie same kotły
przeciwnikom zakładał Guderian podczas blitzkiegu. Tamtą taktykę do dziś omawia się w
szkołach wojskowych a i sam manewr do dziś nosi nazwę "Kanny" Są to przejawy czystego
geniuszu militarnego i reżyserskiego.

Pozostałe filmy Kubricka zachwycają, wszystkie bez wyjątku, swoją warstwą techniczną i
wizualną. Są jak Trebia i Jezioro Trazymeńskie. Kubrick przez dekady kręcił wizualne perły,
Hannibal zadawał Rzymianom ciągle to nowe, upokarzające klęski.

No więc o co chodzi? Ano o to, że Hannibal choć wygrał mnóstwo legendarnych bitew w iście
epickim stylu to całą wojnę jednak przegrał. Nie umiał bądź nie miał możliwości wykorzystać
owoców zwycięstw i w efekcie Kartagina przestała być potęgą, wkrótce zniknęła z powierzchni
ziemi. Przetrwał zwycięski Rzym, który stał się fundamentem współczesnej Europy a o
Kartaginie mało kto już pamięta i ma ją gdzieś. W pamięci ostał się tylko Hannibal i jego bitwy.
Mimo że później były dziesiątki wielkich wodzów i setki wspaniałych bitew to jego miejsca w
historii i legendzie nikt mu nie odbierze.

Z filmami Kubricka jest tak samo. Wizualnie i warsztatowo są arcygenialne i to przetrwało i
przetrwa póki istnieć będą kina i kinomani. Z pewnością wraz z postępem technologii i ta
sława, to wrażenie na widzach coraz bardziej przyzwyczajonych do technologi "15D" będzie
maleć i blednąć ale z pewnością ostanie się na zawsze. Zawsze seans każdego filmu
Kubricka będzie mniejszym lub większym, zależy od konkretnej osoby, estetycznym "WOW!"
Nie ostanie się, zresztą zanika w szybkim tempie, pamięć i zrozumienie dla drugiego, poza
techniczną wirtuozerką, elementu widocznego w każdym filmie Kubricka.

MYŚLI PRZEWODNIEJ. Tak jest, z dużych liter. W każdy swój kręcony w pełni niezależnie, od
"Dr Strangelove" licząc, Kubrick starał się wrzucić jakąś swoją MYŚL PRZEWODNIĄ, jakiś
swój reżyserski zamysł, jakąś ponadfilmową ideę. Chciał, żeby każdy jego film mówił coś
więcej i przemawiał inaczej niż poprzez standardową fabułę, by zostało coś więcej niż tylko
epickie technikalia. Tylko, że moim zdaniem nie zostało a jeśli zostało to bardzo szybko znika.
Hannibal też przecież nie planował przejścia do legendy. Planował, możliwie nie epicko i jak
najmniejszym kosztem, zdobyć Rzym, pognębić Latynów, zapewnić Kartaginie nieprzemijającą
potęgę i może odlać się na Forum Romanum w akcie pogardy dla pokonanych wrogów. Nic z
tego.

Prześledźmy filmy Kubricka po kolei.
"Dr strangelove" powstawał w czasach apogeum "zimnej wojny", gdy widmo zagłady
nuklearnej kładło się cieniem na świecie. Zrobić o tym komedię było czymś szokującym. Ale
zimna wojna minęła, współczesny widz coraz słabiej zdaje sobie sprawę z tego, co wykpiwał
ten film, brakuje mu punktu odniesienia. A bez niego "strangelove" traci wiele ze swojej
wartości.
"Odyseja kosmiczna" miała być subiektywnym, wręcz hipnotycznym traktatem filozoficznym a
wyszło z tego w większości przypadków kompletne niezrozumienie a dla wielu widzów wielki
sen. A będzie coraz gorzej bo coraz mniej się takich filmów kręci. Nawet tuż po powstaniu
"Odyseja" była dla wielu kompletnie niezrozumiała a wraz ze zmianami w społeczeństwie i
kinie będzie niezrozumiała coraz bardziej. Aż w końcu link do niej trafi na "Wikipedię"
zastępując tekst w definicji słowa "nuda". Będzie mi przykro z tego powodu ale nie będę
zdziwiony bo to jest faktycznie film męczący i ekstremalnie trudny.
"Mechaniczna pomarańcza?" W momencie powstania zachwycająca celnością satyra i krytyka
zdehumanizowanego społeczeństwa, w którym wszyscy są mniej lub bardziej, w taki lub inny
sposób okrutni dla drugiego człowieka. Wizja powoli acz niepostrzeżenie się spełnia, tylko bez
doklejanych rzęs i meloników co powoduje w wielu współczesnych widzach dysonans
poznawczy, z upływem lat scenografia zaczyna dominować nad przekazem, aż w końcu całkiem
go przyćmi.
"Barry Lyndon" historia cwaniaka i karierowicza, który robi co może by się ustawić. Do dziś
aktualna ale i najmniej głęboka ze wszystkich historia Kubricka. Tutaj dostrzegłem jedynie
"myśl przewodnią" z małych liter.
"Lśnienie" to można powiedzieć w wielkim uproszczeniu historia wiecznego, powracającego
zła ale w pamięci widzów został po prostu legendarny horror, kapitalna ale jednak tylko historia
o duchach.
"Full Metal Jacket" - kluczowy przykład. Kubrick miał myśl pokazać dehumanizację jednostki
przez armię, tworzenie maszyn do zabijania i to jak te maszyny później funkcjonują w praktyce,
w warunkach bojowych. A widzowie zapamiętali komedię z toną kapitalnych tekstów. kiedy
szkolenie się kończy i tych tekstów nie ma już tak wiele to zaczynają narzekać, że scen walki w
Wietnamie było wiele, o wiele lepszych i w wielu filmach. Pewnie, że tak ale nie o to Kubrickowi
chodziło, tak samo jak sierżant Harman nie miał być tylko dziwakiem rzucającym epickie
odzywki!

Piszę powyższe słowa na podstawie własnej oceny ale jednak popartej wieloma zasłyszanymi
opiniami na temat tych filmów. Gdy je skonfrontowałem z tym co, wg jego własnych słów,
chciał zrobić reżyser przed oczami staje mi obraz kapitalnej ale jednak klęski. Każdy film
Kubricka jest pamiętany, z wielu scen, sekwencji, ról aktorów, tekstów, rozwiązań i tak dalej i
tym podobne... najmniej ze wszystkich elementów dostrzegane jest to, na czym Kubrickowi
zawsze najbardziej zależało, na MYŚLI PRZEWODNIEJ każdego z tych filmów. A te się
zacierają, stają niejasne aż wreszcie znikną. Bez nich nadal zostaną dobre filmy ale nie tak
dobre jak wg Kubricka miały być, zupełnie nie takie w swej wymowie. Jak dla mnie to jest
straszliwa klęska tego reżysera. To tak jakby Marksa uznano po latach za genialnego piewcę
kapitalizmu. Może i by się cieszył z określenia go geniuszem ale przecież zupełnie nie o to by
mu chodziło. Dlatego- a nie z powodu braku nagród mimo tylu nominacji ani z jakiegokolwiek
innego powodu - uważam Stanley'a Kubricka za genialnego ale jednak smutnego przegrańca!

I wreszcie żeby zakończyć analogią: Hannibal 15 lat masakrował Italię, nic nie osiągnął i
odpłynął do Afryki by tam, na własnej ziemi, wkrótce dostać pod Zamą upokarzający łomot od
Scypiona Afrykańskiego. Zama była wyrokiem śmierci na Kartaginę. Została pamięć po
genialnych taktycznie ale bezużytecznych strategicznie Kannach a Hannibal wygrany z ojczyzny i
ścigany przez Rzymian zginął zaszczuty.

Kubrick milczał 12 lat. Przymierzał się do różnych projektów, w tym do "Napoleona" (szkoda, że
się nie udało! Rzuciłbym się na taką biografię od razu!) ale nie mógł uzbierać gotówki, Zaszył
się z dala od środowiska i obrastając legendą tracił jednocześnie realne wpływy pozycję. Aż
krótko przed śmiercią nakręcił "Oczy szeroko zamknięte." Zacząłem, w wieku 16lat, przygodę z
Kubrickiem właśnie od tego filmu i myślę, że to właśnie on odrzucił mnie od tego reżysera na
długie lata. To była masakra. Niewiele widziałem równie durnych, nudnych, irytujących filmów.
Wizualnie rzecz jasna bardzo dobry ale poza tym chciało mi się rzygać. Przedwczoraj, już po
zapoznaniu się z resztą jego dorobku, odświeżyłem sobie ten film. Myślałem, że może wtedy
byłem za młody, nie zrozumiałem, nie mając styczności z reszta dzieł Kubricka ten film jakoś
źle odczytałem, albo po prostu miałem zły dzień. Nic z tego. "Oczy szeroko zamknięte" nadal są
dla mnie filmem żenującym w każdym jego aspekcie poza wizualnym. Dla mnie to Zama
Kubricka - przykre zakończenie niezwykłej kariery. I tak jak Hannibal, Kubrick również nie dostał
już od losu szansy na poprawę.

Więc na koniec będzie, a jakże, po łacinie- żeby pasowało.

Panie Kubrick,: "Exegi monumentum aere perennius" ale jednocześnie "Vae victis!"

Pozdrawiam tych, którzy dotrwali do końca!:)

"Tak, uważam, że "Kubrick wielkim reżyserem był!"

Zgadzam się w 100% z tym zdaniem. Trzeba je tylko interpretować jak chciał Gombrowicz a nie jak Ty, zmieniając jego znaczenie.

Kubrick wielkim reżyserem był i basta. Koniec tematu. Matoły do szkoły.

Zajrzałem ostatnio do Kubricka i już wiem, że to jeden z tych plastikowych a nie spiżowych pomników.

Nadmuchany kolorowy balonik którym bawią się dzieci "za mądre" na współczesny holiłódzki plac zabaw.

użytkownik usunięty
Kocipies

No i w porządku. Tylko, że to "wielkim reżyserem był" w moim ujęciu tyczyło się przede wszystkim warstwy, nazwijmy to, techniczno-wizualnej. Z treścią bywa różnie i każdy sobie może o tym sądzić co chce i z niczym nie będę polemizował (poza tyradami psychofanów i absolutnych wyznawców kubrickowskiego geniuszu nieogarnionego umysłem maluczkich- a takich jest sporo) bo jak chyba zauważyłeś mam do twórczości faceta stosunek wybitnie ambiwalentny ale przyznasz chyba, że trudno nazwać jego filmy brzydkimi dla samego oka. To jak z malarstwem: można się jarać przesłaniem i mnogością interpretacji kubizmu, puszką zupy Warhola czy innych wygibasów tak zwanej "sztuki współczesnej" i ok, ale Renoir i jego impresjonistyczne plamki są po prostu ładniejsze, miło się na nie patrzy i ma się gdzieś ewentualne wydumane przesłania! I pod tym jednym względem będę się upierał, że Kubrick wielkim reżyserem był- moje oko uważa, że robił filmy po prostu "ładne"

A co do treści zawartych w Gombrowiczu to mam o nim zdanie o wiele gorsze niż ty o Kubricku. Dla mnie to po prostu poryta łajza i pierdoła, której nie da się czytać bez zasypiania przerywanego odruchem wymiotnym. Moim zdaniem to właśnie Gombrowicz jest jedną z głównych podniet tych "za mądrych dzieci" że pozwolę sobie użyć twoich słów. Użyłem jego zdań bo z powodu stania się "ferdydurke" lekturą są znane i mi pasowały do wywodu. Za to Słowackiego nawet lubię.

Pozdrawiam.

" tyczyło się przede wszystkim warstwy, nazwijmy to, techniczno-wizualnej"

Myślisz, że to zasługa reżysera? Kiedy robił filmy szeroko nagłaśniane pracował zapewne ze specjalistami wysokiej klasy. Poza tym nie przesadzajmy z tym warsztatem. Jest poprawny, momentami tylko prekursorski, patrz Odyseja, jednak tutaj trzeba oddać pokłon scenografom a nie samemu reżyserowi. Nie popadłem jednak nigdy w zachwyt oglądając jego obrazki. To, że zauważalny jest wpływ jego stylu na film nie uprawnia to do używania słów genialny czy wielki.

" To jak z malarstwem"

Tak jak z malarstwem: są rzeczy dobre i złe a nie ładne i brzydkie. Właśnie ta "ładność" Odysei wysłała mnie na drugą stronę barykady opozycyjną do "psychofanów i absolutnych wyznawców kubrickowskiego geniuszu nieogarnionego umysłem maluczkich" (celne) ze względu na to, że ukrywała w patetyczny sposób miałkość filmu.

Nie odmawiam jednak Kubrickowi przebłysków geniuszu. Zdarzyło się kilka scen w jego filmach o których trudno zapomnieć. Jedna czy dwie sceny z filmu nie mogą jednak wpłynąć na ocenienie filmu ani jako genialnego.

Uważam że z tego typu legendami trzeba polemizować dość ostro, być może nawet trochę tendencyjnie. Stąd się bierze mój brak zgody na kompromisowe wielkim był ale połowicznie bo tylko w obrazkach. Może uchroni to niektórych od autocenzury i pozwoli na trzeźwe krytyczne spojrzenie na dzieło. Problem jest tak poważny, że przeczytanie rzetelnej recenzji jakiegoś z filmów "mistrza" graniczy z cudem.

Nie będę wchodził w dyskusję o Gombrowiczu na portalu filmowym, gdyż nie od tego to portal. Powiem tylko dwie rzeczy, których nie można mu odmówić. Pierwszą jest sprawność literacka a drugą fakt, że w biblioteczce znajomego francuskiego filologa i nauczyciela były dwie pozycje Gombrowicza a o Słowackim ów facet nawet nie słyszał. Nie wchodźmy w dyskusję dlaczego.

Lepiej napiszmy jeszcze kilka wrednych słów żeby skubanego Kubricka nowo przybyły nie musiał, wbrew swojej woli, traktować jako mistrza.

użytkownik usunięty
Kocipies

Owszem, uważam, że warstwa wizualna filmów Kubricka to właśnie jego zasługa. Jasne, że miał całe tabuny ludzi ale przecież nie będziemy od niego wymagać osobistego, nie wiem, wystrugania w drewnie modelu statku kosmicznego, żeby uznać, że znakomite sfilmowanie tegoż statku jest jego zasługą. Z tego co wiem o gościu to naprawdę panoszył się on wszędzie i wszystkiego osobiście doglądał więc w jego przypadku akurat jeszcze bardziej niż w przypadku innych reżyserów prawdziwym będzie stwierdzenie, że za efekt końcowy chwałę zbiera generał. Scenografowie robili to, czego sobie życzył, montażyści byli wręcz ustawiani w roli wiernego Tołdiego, który nie miał nic do gadania tylko wiernie służył u boku "Księciunia" :) Przecież na tym polega dowodzenie: wódz mówi "ustawcie się tak i tak, a potem wy i wy zdobądźcie mi tamto wzgórze. Dobry dowódca to po prostu ten, który wojsko dobrze ustawi a potem każe zdobyć właściwie wzgórze, właściwemu oddziałowi we właściwym momencie bitwy. Kubrick moim zdaniem taki właśnie był. Pewnie, że bez pewnych ludzi choćby nie wiem jak się starał nie miałby szans na osiągnięcie zamierzonego efektu. Operator jest kimś takim - dla reżysera jest jak szef sztabu dla dowódcy. I John Alcott był dla Kubricka tym czym - idąc dalej militarnymi i historycznymi analogiami - Berthier dla Bonapartego. Napoleon bez Berthiera pogubił się mocno pod Waterloo a nawet najlepszy reżyser guzik osiągnie bez świetnego operatora ale nie można zapominać kto tu jest naczelnym wodzem. W każdym z filmów był nim Kubrick i dlatego wizualna "ładność" jego filmów to właśnie jego zasługa.

Druga kwestia, w której się nie zgadzamy to treść jego filmów. Ty uważasz, że jego filmy to wydmuszki a sam Kubrick jest - jak to ująłeś - plastikowym pomnikiem. Moim zdaniem on zawsze miał jakąś myśl, wiedział co chciał przekazać i nie było to byle co ale mu się to kompletnie nie udawało (poza "Mechaniczną pomarańczą" która, w mojej osobistej interpretacji wybitnie mi podeszła)

Natomiast teraz nasuwa mi się jeszcze jedna kwestia, której nie poruszyłem w pierwszym poście. Moim zdaniem Kubrick źle prowadził aktorów. Robił dziesiątki dubli tylko ja się zastanawiam, po co? Aktorstwo w jego filmach podobało mi się tylko w "Dr Strangelove" gdzie duże przerysowanie pasowało do formuły filmu (Hartmana z "Full metal jacket" nie wliczam bo gość na podstawie własnych doświadczeń z wojska robił na planie co chciał) We wszystkich innych filmach jego aktorzy szarżują niemożliwie. W "Odysei kosmicznej" jedno drewno goni drugie (choć niektórzy twierdzą, że tak miało być - wiesz, rutyna profesjonalistów w kosmosie), Malcolm McDowell i ten gość, co grał pisarza robili co mogli by obrzydzić mi seans "Mechanicznej pomarańczy" a nawet Jack Nicholson pod ręką Kubricka wypadł w "Lśnieniu" po prostu absurdalnie (mnóstwo ludzi zachwyca się tą rolą, mnie ona zniesmaczyła)

Jak widzisz, ja absolutnie nie jestem w kwestii Kubricka na nie, choć równie daleki jestem od TAK z dużych liter. I w ogóle ta wymiana zdań - choć bardzo interesująca - jest dla mnie pewnym zaskoczeniem. Jeżeli spodziewałem się jakiegokolwiek odzewu i dyskusji to ze strony wielkich fanów tego reżysera. A tu... poszedł chłop na plenum KC z nastawieniem, że go zjedzą za "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne" a oberwał zarzutami o "frakcyjność!" :D

Więc na koniec dosłownie jedno zdanie o temacie pobocznym bo istotnie to nie jest forum o literaturze: skoro tak to ja pana pisarza G. z największą przyjemnością zostawię do czytania filologom!:)

Pozdrawiam.

Napisałem taką wiadomość... Gdzie ona jest? Jak zbiorę siły powtórzę mój wyczyn, może.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones