Lubię ją. Ma w sobie magnetyzm, który sprawia, że gdy tylko pojawia się na ekranie, nie mogę oderwać od niej wzroku. Głos, ruchy, gesty, niesamowita uroda. I wreszcie talent. Tego pani Swinton nie można odmówić. Ale wolałabym, by dostała Oscara za naprawdę wielką rolę w wielkim filmie. Nie czarujmy się, ale rola w "Michaelu Claytonie" nie była ani szczególnie ekstremalna, ani po prostu interesująca. To zupełnie niezasłużona nagroda.